„Firma nie wybrała ulicy, tylko została na nią wepchnięta przez los”.

fot. archiwum Zooteka

Bosski Roman wspomina z nami 20-lecie debiutu Firmy. W 2002 roku na półki sklepowe trafił jeden z najważniejszych albumów w historii krajowego, hardego rapu. Okrągłe urodziny „Z dedykacją dla ulicy” to odpowiedni moment, by cofnąć się w czasie na krakowskie – nie zawsze bezpieczne – osiedla i trochę powspominać.

„Widziałem na swoich koncertach zajechanych, pijanych i naćpanych ludzi, którzy mówili mi, że wychowali się na mojej muzyce. To był dla mnie szok, bo nigdy nie zachęcałem ich do tego, by się stoczyli. W takich sytuacjach dochodzi do mnie, że trzeba brać jeszcze większą odpowiedzialność za swoje słowa, by moje wersy nikomu nie otwierały furtki do nadinterpretacji. Stosowaliśmy dużo wulgaryzmów i ostrego języka, ale taki jest hip-hop. Zawsze jednak dbaliśmy o to, aby nasze utwory mówiły o czymś i miały przesłanie. Dzisiaj raperzy jawnie propagują wśród dzieci (bo przecież rapu słuchają teraz też 13-latkowie) dragi i mówią o kobietach, jak o szmatach. Dzieciaki się nimi inspirują i traktują ich słowa jak coś normalnego. Umówmy się – taki rap bardzo dobrze się sprzedaje. Raperzy doskonale o tym wiedzą i nagrywają go z premedytacją. Wiesz, ile osób mówiło nam, że nie możemy grać dużych koncertów, tylko dlatego, że jesteśmy wulgarni i rapujemy o ziole? Teraz gwiazdeczki na wielkich festiwalach wygadują głupoty i lansują patologię wśród dzieciaków. Na to jest przyzwolenie, bo mają zasięgi, a na to teraz tylko patrzy się w show-biznesie. Trochę to dziwne”.

Cały wywiad przeczytacie tutaj.