„Stanie w miejscu grozi śmiercią” – wspominamy Bolca

„Kojarzy mi się z uśmiechniętym, wrażliwym i pozytywnym gościem, którego wszędzie było pełno” – tak Bolca wspomina Mr Krime, czyli pochodzący z Krakowa producent muzyczny, multiinstrumentalista i DJ, który u boku zmarłego w 2009 roku rapera widział niejedno.

Ale byłeś za to w centrum koncertowych wydarzeń.

Mr Krime: Działo się dużo. (śmiech) Grzesiek był jednym z największych miłośników piwa, jakiego kiedykolwiek poznałem w swoim życiu. Pamiętam taką sytuację, kiedy jechaliśmy na koncert do Świnoujścia, na festiwal… (po dłuższym namyśle) Fama. Wyjechaliśmy pociągiem z Krakowa z samego rana. Mieliśmy w końcu do pokonania całą Polskę. Wsiadamy do przedziału, pociąg już ruszył i w pewnym momencie Grzesiek wpadł w autentyczną załamkę. Nie było to udawane, w stu procentach szczera reakcja. Schował głowę w ręce i zaczął mówić: „Ja pierdolee, tragedia”. „Co się stało?” – zapytałem. „Masakra, nie wiem, co robić. Zapomniałem siatki z browarami”. I gwarantuję ci, że to nie był żart. (śmiech) Naprawdę się tym przejął.

Z tego festiwalu wracaliśmy jakimś pożyczonym Polonezem, który po drodze prawie się rozleciał. Bolec był za „kółkiem” i ścigał się ze sportowymi samochodami. (śmiech) Polonez wznosił się na wyżyny swoich możliwości, ale ostatecznie nie dawał rady w tych rajdach, choć naprawdę wyciskał z niego wszystko, co tylko się dało. Cudem dojechaliśmy w jednym kawałku do Krakowa. Teraz mi się przypomniało, że na jednym z koncertów miał przepychankę z takim wielkim, łysym gościem. Nie wiedziałem, o co chodzi. Nagle rzucili się na siebie z pięściami, ale po chwili wybuchli śmiechem. Okazało się, że są kolegami. Grzesiek lubił robić takie performance.

Cały wywiad znajdziecie tutaj.