Wczoraj pojawił się pośmiertny album Phife Dawga z A Tribe Called Quest

Nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy trafiłem na muzykę Tribeów. Na pewno duży wpływ na moją muzyczną przyjaźń z ATCQ miał tytuł książki Andrzeja Cały i Radka Miszczaka „Beaty, Rymy, Życie”, który oczywiście jest nawiązaniem do czwartego krążka zespołu z Queens. Jakiś czas później zamówiłem sobie wszystkie dostępne woski sygnowane słynnym w świecie hip-hopu logiem.To jest to! Wracałem regularnie do ich płyt. Upłynęło kilka lat i natrafiłem na informację, że grupa wraca z albumem, który – jak się później okazało – będzie zatytułowany „We Got It from Here… Thank You 4 Your Service”. Niestety w międzyczasie zmarł Phife Dawg, a w mojej głowie pojawiły się obawy, czy ten krążek w ogóle się pojawi. Z jednej strony szkoda, bo byłem przecież ciekaw, co tam Q-Tip i spółka wymyślili, ale z drugiej „Może i dobrze, że tej płyty nie będzie?” – pomyślałem. Nie chciałem się rozczarować i nie chciałem, by psuli swoją dyskografię materiałem nagranym na siłę. „Materiał nagrany na siłę” – to ostatnie co pomyślałem w listopadzie 2016 roku, kiedy kończyłem odsłuch ich ostatniej wspólnej płyty. No dobra, ale co z solówką Dawga? Przecież już chwilę po śmierci P.D. do sieci trafiły pierwsze kawałki zapowiadające jego album. Mijały lata, a płyty jak nie było, tak nie było. Dopiero wczoraj, w szóstą rocznicę śmierci, na Spotify wylądował „Forever” – pośmiertny album Phife Dawga. Przyznam, że pisząc te słowa, dopiero odsłuchuje krążek. I jeśli miałbym coś powiedzieć na gorąco, to zatrzymałem się na dłużej przy łapiącym za serce, „Round Irving High School”…

Rest in Peace Phife Dawg! Poniżej odsłuch „Forever”.