fot. Chi Modu
Przeglądając dziś newsy ze świata hip-hopu, natrafiłem na informację, że Method Man wypuścił kolejny wideoklip. Teledysk jak teledysk. Raczej nic specjalnego. Muszę mu jednak oddać, że kawałek „Butterfly Effect” tylko potwierdził (styczniowe „The Last 2 Minutes” to mistrzostwo świata), że warto czekać na jego „Meth Lab 3: The Rehab”. To dobrze. Oznacza to, że Method nie skupia się tylko na treningach siłowych – odsyłam na jego Instagram. Ale ja dziś nie tylko o tym. Nie jest to co prawda poparte jakimiś badaniami, ale myślę, że śmiało mogę wysunąć tezę, iż Wu-Tang Clan był (nadal jest?) najpopularniejszym amerykańskich składem w naszym kraju. Dlatego dziwi mnie, że polscy artyści nigdy nie nagrali kawałka, z którymkolwiek z członków Wu brygady. Napiszę więcej – nie przypominam sobie, by ktoś mówił o próbach dotarcia do Raekwona czy GZA. Wyjątek stanowią tylko Maro i Returnersi, którzy byli o krok od nagrywki z Method Manem. Kilka lat temu odpowiedzieli mi o tej akcji: „Do albumu dograła się też masa zajebistych gości – prawie oszaleliśmy, gdy zrobił to np. Sean Price! A lista gości byłaby jeszcze lepsza, gdyby nie El i jego leniwe podejście do sprawy. Prawda jest taka, że zamiast Treacha z Naughty by Nature, w numerze „Goin’ to war” miał pojawić się chyba najbardziej znany członek Wu-Tang Clanu… Pamiętam, jak bardzo byliśmy źli, gdy El Da nie dociągnął tego tematu do końca. Szkoda, bo była to dla nas okazja na spełnienie marzenia. Koniec końców przynajmniej zobaczyliśmy jego koncert na Kempie (śmiech)”.