Red: nie kręci mnie kupowanie płyt przez internet (wywiad)

Dziś do sieci trafiła moja bajerka z Redem. Rozmawiamy głównie o jego obowiązkach w Def Jamie, pobycie w Nowym Jorku i imprezach z Redmanem. Poniżej fragment wywiadu i link do całości. Zapraszam!

Gdzie wtedy kupowałeś najwięcej płyt? W Fat Beats?

Nie kupiłem zbyt wielu płyt w Fat Beatsie, tam były głównie nowości. Wolałem pójść do Rock & Soul i nieistniejącej już Disco’oramy – kupiłem tam w cholerę białych kruków. Zresztą, Rock & Soul niestety też już splajtował, to był sklep przy Madison Square Garden.

Nie lepiej kupić płytę przez internet?

Jestem oldskulem, więc nie kręci mnie kupowanie płyt przez internet. Ale ostatni raz porządnie diggowałem chyba w 2002 roku – z Druhem Sławkiem na wspólnej wycieczce do Nowego Jorku. Druh mnie często namawiał do kupowania płyt przez internet, podsyłał strony, ale stary – to nie dla mnie. Ja muszę wejść do sklepu, poczuć ten zapach, założyć słuchawki i sobie szperać w tych wszystkich kartonach. Powiedz mi, jaką sztuką jest kupić dziś np. singel „Mistakes of a Woman in Love with Other Men” Slick Ricka? Odpalam Discogs, szukam i kupuję. Przychodzi do mnie paczka i mówię: „yea, jestem kozakiem”? Nie, nie jestem kozakiem. Kozakiem będę wtedy, gdy znajdę ten singel w sklepie. Ten „nowoczesny diggin” – klikanie na eBayu – nie jest dla mnie. To musi być cały rytuał. staję rano, wymyślam coś żonie, żeby dała mi pięć godzin spokoju, wjeżdżam do sklepu i grzebię w płytach z soulem, funkiem, reggae. Nie wrócę z wieloma woskami, ale wrócę z takimi płytami, o których mało kto słyszał.

Cały wywiad możecie przeczytać pod tym linkiem.