Polskich zawodników już w latach 90. bardzo ciągnęło w stronę raperów znad Sekwany – często podkreślali w wywiadach swoją zajawkę na muzykę NTM-ów, IAM czy grupy KDD. O inspiracjach, które prezentowali w swoich klipach nawet nie trzeba pisać. Prawdopodobnie pierwszym numerem, w którym Polacy i Francuzi skrzyżowali swoje style, był kawałek „Furrora”, gdzie na beacie Laski, Fu spotkał się z ekipą FMR. Dwa lata temu doszło do niecodziennej nagrywki – Hugo Tsr, jeden z największych obecnie podziemnych graczy na paryskiej scenie, dograł się pochodzącemu z Sopotu Błajowi do utworu „Ten sam beton”. Sam numer nie został u nas specjalnie zauważony, a po komentarzach można dojść do wniosku, że odsłuchują go częściej nasi koledzy z Francji. Nie przedłużając – zapraszam Was na niedługą rozmowę z Błajem, podczas której opowiedział mi o kulisach pracy z Hugiem.
Francuski raper z Paryża, który koncertuje dość często poza swoim krajem, jego muzyka wykręca grube miliony w serwisie YouTube, a płyty schodzą jak świeże bułeczki, nagrywa numer z polskim- z całym szacunkiem – mocno podziemny zawodnikiem. Dla wielu może to zabrzmieć, jak jakaś totalna abstrakcja – jak się poznaliście?
W dość naturalny sposób (śmiech). Mój dobry przyjaciel, który zajmuje się hardcorowym graffiti, wybrał się kilka lat temu do Paryża. Tak spodobało mu się w tym mieście, że został tam… na parę ładnych miesięcy. W stolicy Francji poznał Huga, który również lubi sobie czasem pomalować. Od razu znaleźli wspólny język i do dziś żyją w bardzo dobrych relacjach. Zaliczyli wspólnie kilka dobrych graficiarskich akcji – czy to we Francji, czy w Polsce. Pewnego dnia mój przyjaciel Ayor wymyślił sobie, że musi dojść do wspólnego nagrania dwóch – jego zdaniem – najlepszych raperów na świecie (śmiech). Wpakował Huga do samolotu i przylecieli do Sopotu. Wiesz, nie znałem go wcześniej, znałem tylko jego muzykę. Przyznam zupełnie szczerze, że nie zdawałem sobie sprawy z tego, że jego kawałki są tak bardzo popularne.
Domyślam się, że do nagrywki „Tego samego betonu” także doszło w naturalny sposób.
Oczywiście, że tak. Pamiętam, że numer nagrywaliśmy w lutym, a za oknem była mega depresyjna pogoda. Do studia jechaliśmy chyba w sześciu, mocno ściśnięci w samochodzie. Już w aucie, w tak spartańskich warunkach, napisaliśmy na kolanie kilka linijek (śmiech). Sama wizyta w studio (pozdrawiam Boba!) nie była jakaś specjalnie spektakularna – zapaliliśmy, co mieliśmy zapalić, napisaliśmy zwrotki i tyle. Tak to powstało. Przywiózł ze sobą z 40-50 podkładów, puścił chyba drugi z kolei beat i obaj stwierdziliśmy, że to ten. Prosta akcja. Wiesz, to też nie było tak, że musiałem się jakoś prosić Huga o ten kawałek – zrobił to bez jakiegokolwiek problemu. Nagrywając z nim, czułem się, jakbym tworzył z kumplem z sąsiedniego osiedla. Nie można pominąć faktu, że w numerze pojawia się również jego ziomek, Nero.
Nawet przez moment nie dał ci do zrozumienia, że w kwestii statusu na scenie rapowej dzieli was przepaść?
Absolutnie. Nic takiego nie miało miejsca nawet przez chwilę. Hugo jest spokojnym, miłym i życzliwym gościem, który ma wszystko zaplanowane od początku do końca. Widać było, że podchodzi do muzyki w poważny sposób. Momentami odnosiłem wręcz wrażenie, że przeszkadza mu ten cały fame. Powiem ci przy okazji fajną anegdotkę. Półtora roku temu spotkaliśmy się w Berlinie, bo grał tam ze swoją ekipą akurat koncert. Siedzimy sobie na ławeczce i podbijają do nas jacyś Niemcy z prośbą po autograf. Niby nic dziwnego, ale typ zadaje mi pytanie: czy ja to Hugo z TSR? My z Hugiem patrzymy po sobie i od razu w śmiech. Po kilku sekundach Hugo mówi do mnie: dobra, podpisz mu to.
Podpisałeś (śmiech)?
(śmiech) tak! Sam widzisz, że koleś absolutnie nie ma parcia na takie rzeczy, jak podpisywanie płyt. Nie obchodzi go żadna sława, robi swoje.
Czyli z tego, co mówisz, to wasza znajomość trwa. Może jest szansa na kolejne kawałki?
Nasza znajomość jest oczywiście kontynuowana, choć nie mamy bardzo częstego kontaktu, bo jest strasznie zapracowany – gra koncerty nie tylko w Europie, ale i np. w Kanadzie. Widzieliśmy się niedawno niestety w dość przykrych okolicznościach. Przyleciał w czerwcu do Sopotu na pogrzeb naszego wspólnego przyjaciela (RIP Masło). Pytasz o wspólne kawałki. Myślę, że jest na to szansa, bo zaprosił mnie do Paryża na luźne nagrywki. Wybieram się tam we wrześniu. Nie wiem ile numerów powstanie i na jakie projekty to wleci, czas pokaże. Dogadamy się zapewne na miejscu.
Śledziłeś, jak odebrany został wasz utwór?
Raczej tego nie śledziłem. Nie poświęcam zbyt wiele czasu na szperanie w internecie. Jestem strasznie analogowym człowiekiem. Koledzy się ze mnie śmieją, że płacę rachunki na poczcie (śmiech). Wiesz, nie podbiliśmy jakoś specjalnie kraju, numer rozszedł się raczej dość lokalnie. Po komentarzach na YT można dojść do wniosku, że numer większym echem odbił się we Francji.
To była jego pierwsza wizyta w Polsce?
Tego nie wiem. Możliwe, że chłopaki coś wcześniej u nas malowali. Ale jak tak teraz zapytałeś o Polskę, to przypomniała mi się jedna rzecz, Francuzi nie potrafili się nadziwić, że mamy – jak to mówią – „yellow vodka„ (śmiech). Chodzi im oczywiście o żołądkową gorzką. Nawet w naszym kawałku o tym wspomina. W utworze „Là-Haut„ rzuca z kolei wersem „Dawaj, dawaj, kurwa„ – podłapał to hasło oczywiście od nas i – jak widać – mocno utkwiło mu w głowie.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.