Winyle w polskim hip-hopie – coroczne podsumowanie

No i znów nadeszła ta pora, pora podsumowania minionego roku w polskim hip-hopie. Jeśli porównać ilość projektów wydanych w 2014 na winylach, do tego co otrzymaliśmy w minionym roku, można śmiało pisać, że działo się naprawdę dużo. Ostatnie dwanaście miesięcy minęło pod znakiem częstych powrotów do przeszłości, limitowanych siódemek i minimalnej liczby singli – ten ostatni aspekt nikogo dziwić raczej nie powinien.

Tekst podsumowujący miniony rok powstał przy wsparciu: Julii Borowczyk, Jacka Balińskiego, Dawida Bartkowskiego, Andrzeja Cały, Krzyśka Nowaka , Piotra Anuszewskiego, Daniela Wardzińskiego i Marcina Flinta.

Zacznijmy może od siódemek. Żadnym odkryciem nie jest stwierdzenie, iż siódemki to mało popularny nośnik wśród rodzimych słuchaczy hip-hopu. Co nie znaczy, że 7″ nie są wydawane przez nasze wytwórnie – owszem są wypuszczane, ale jest ich stosunkowo mało. W samym 2015 ukazały się w zasadzie tylko… dwa tytuły. Choć akurat, te dwa tytuły, przejdą na pewno do historii polskiego hip-hopu. Przesadzam? Ależ skąd!

Antologia Polskiego Rapu –  dla mnie, z wiadomej przyczyny, pozycja o dużym znaczeniu sentymentalnym. Ale na szczęście i pod względem jakości broni się wyśmienicie. Polski hip-hop w pigułce, jego historia zamknięta w kilku minutach. Brzmi wybornie. I myślę, że dla każdego szczęśliwca, który ją posiada, będzie czymś, do czego wraca się zawsze z przyjemnością. Falcon1 i Eprom – panowie królowie. Sorry. PANOWIE KRÓLOWIE! – komentuje Andrzej Cała.
Druga siódemka, która w minionym roku ukazała się na naszym rynku to singiel „Co teraz”. W kawałku spotkał się W.E.N.A. i pochodzący z Ohio – Stalley. Płyta trafiła do sprzedaży w strasznie limitowanym nakładzie. Numer ujął mnie już przy pierwszym odsłuchu i automatycznie stałem się jego ogromnym fanem. Dla mnie jeden z bezsprzecznie najważniejszych numerów w 2015. „Moje łóżko nie jest puste, a pamiętam, jak budzik wyrywał z niego mnie o szóstej. Teraz patrzę na nią, chcę tylko, by zdjęła bluzkę. Uśmiecham się do siebie, chyba tak smakuje sukces.” – kolejny numer o wygrywaniu życia, i o to w tym chodzi!

Alkopoligamia oddała w ręce fanów nie lada ciekawy projekt zatytułowany „Albo Inaczej”. Oddaję głos Jackowi Balińskiemu: O „Albo Inaczej” robiłem duży przedpremierowy reportaż dla TMM – podczas rozmowy z producentem wykonawczym Witkiem Michalakiem spytałem go, czy nie uważa, że jest to najlepiej przygotowany projekt w historii polskiego hip-hopu. Współwłaściciel Alkopoligamii skromnie próbował się wywinąć od takiego stwierdzenia – ja będę się upierał, że tak jest. Jasne, zasadniczo ten album z hip-hopem ma tyle wspólnego, że wykorzystano na nim zmodyfikowane klasyczne teksty Pezeta, Tedego czy Kaliber44 – tym niemniej ludzie stojący za tym przedsięwzięciem kojarzeni są właśnie z tą muzyką. Świetnie poprowadzona akcja promocyjna, zaangażowanie w projekt znakomitych osobowości oraz bardzo fajna sama w sobie idea połączenia dwóch różnych światów zaowocowały płytą wyjątkową, docenioną przez słuchaczy jak Polska długa i szeroka. Niskie ukłony.

Molesta. Fani zespołu absolutnie nie mogli narzekać, w minionych dwunastu miesiącach, na brak winyli wykonawców zrzeszonych pod nazwą Molesta Ewenement.
Włodi i jego „Wszystko z dymem” to genialny przykład na to, jak weteran sceny potrafi odnaleźć się w czasach współczesnych. Warszawski raper zna swoją pozycję na scenie, i na dobrą sprawę mógł wybrać co najmniej dwie drogi – kontynuować uliczną stylistykę lub pójść śmiało we współczesną nowo szkolną muzykę, wybrał po środku i chwała mu za to, tym bardziej, że potrafił to wszystko zgrabnie ze sobą połączyć. Bardzo wartościowa rzecz, do której chętnie wracam. Tak, też zauważyłem inspirację albumem „Albert Einstein”.
Z końcem roku w sprzedaży pojawiła się epka Pelsona „186 dni”. Wersja winylowa została wzbogacona o trzy remixy, niedostępne, rzecz jasna, na kompaktowym wydawnictwie. Jestem daleki od wychwalania wydawnictwa, pójdę nawet o krok dalej i stwierdzę, że strasznie wynudziłem się słuchając kolejnej płyty Pelsona. Jedyny moment, który zapamiętałem nazywa się „Czuję do dziś”. Nudno, przewidywalnie, zachowawczo, konwencjonalnie. Ale może taka miała właśnie być ta epka?
Nudno i przewidywalnie na pewno nie jest na winylu „The Wall”. Co zatem, takiego nieszablonowego, znalazło się na krążku? Czołowi polscy raperzy postanowili oddać szacunek grupie Molesta i nagrać własne interpretacje utworów z klasycznego „Skandalu”. Oprawą muzyczną zajęło się trio Night Marks Electric. Warto odnotować, iż to pierwsze tego typu wydarzenie na naszej hip-hopowej scenie. Inicjatywa godna naśladowania i oczywiście pochwały. Jedno z ważniejszych wydarzeń w ostatnich latach na tej scenie, bez wątpienia!

Sporo, naprawdę sporo działo się w tym roku w szeregach Slums Attack. Pierw, przy okazji reedycji albumu „Zwykła codzienność”, Peja i Iceman postanowili zakopać topór wojenny, a teraz okazuje się, że planują również wspólne zwrotki. Osobiście, raczej nie nastawiam się na jakieś epokowe dzieło, ale fakt jak najbardziej godny odnotowania. 2015 rok przyniósł nam również zakończenie współpracy na linii Peja – Dj Decks.
A co z winylami? „Slumilioner”, to album, z którym spędziłem naprawdę wiele czasu. Nigdy nie ukrywałem swojej miłości (tylko ciut przesadzam) jaką obdarzam od wielu lat płyty poznaniaka. Nie mam zamiaru ukrywać jej i teraz. Ale jak wiadomo, miłość czasami bywa ślepa, tutaj chyba szczególnie. Jedni nazywają takie płyty konsekwencją, inni nudą. „S.A. (Steven Adler)” to najmocniejszy moment na tym krążku, zdecydowanie!
Arkadiusz Deliś postanowił wznowić „Na legalu?” yyy to znaczy „Na winylu”. I słusznie, bo to jedna z najważniejszych płyt w historii rodzimego rapu, ma ktoś jakieś wątpliwości? Jak potoczyłaby się kariera najważniejszego rapera z Poznania, gdyby nie ta płyta? Nie mam pojęcia. Wiem natomiast, że album sprzedał się w nakładzie ponad 100 000 kopii (okrył się platyną), zdobył Fryderyka (pokonując między innymi Ostrego i WWO). Historia, klasyka, nostalgia – parafrazując Druha Sławka.

Przeskoczmy teraz do labelu Queen Size Records. „Journey / Evolution” Grafa, a więc głos zabiera Dawid Bartkowski: Ile to ja już razy pisałem w tamtym roku o Grafie zarówno na blogu jak i fanpage’u? Trzy bardzo dobre płyty z czego dwie doczekały się wydania fizycznego, a jedna z nich wosku. Czy warto? Znowu będę się powtarzał, ale tak. Mało jest tak klimatycznych płyt w tym naszym rapie, a „Journey/Evolution” jest najlepszym przykładem rozwoju kolesia, któremu na początku coś tam wychodziło, a teraz coraz mocniej spogląda za granicę. Zasługuje na to.
Label usytuowany w Dublinie pokusił się w tym roku także o winyl Metro „Blunted Album”. Niesamowity talent, niezwykłe wyczucie, groove, upalony funk – mógłbym tak długo. Wspaniale wydany materiał, który powinien być w katalogu Stones Throw. Nie palę jointów, a po seansie z „Blunted Album” czuję się na maksa zjarany i myślami odpływam gdzieś do słonecznej Kalifornii, ale wcale nie nocnego życia L.A., tylko niewielkiego Oxnard i spotkania na domówce w gronie świetnych ziomków. Rzecz dopieszczona do cna, ale w wysmakowany i zarazem przybrudzony sposób. Czy Metro to przypadkiem nie jest brat bliźniak Madliba?! – Andrzej Cała.

Nie każdego rapera na tej scenie można nazwać artystą. Ba, raperów, którzy zasługują na nazywanie ich artystami jest dosłownie kilku. Fisza, tak nie tylko można nazwać, ale wręcz trzeba. „Mamut” dał nam przede wszystkim magiczny utwór „Ślady”, gdzie Fiszowi towarzyszy Justyna Święs. Jeśli chcesz udać się w 50-minutową muzyczną przygodę, gdzie czekają na Ciebie kawałki bliskie albumom De La Soul, ale również takie, które przesiąknięte są elektroniką i funkiem, to pakuj bagaż i w drogę. Atrakcje podczas przygody zapewnia Emade.

W minionym roku na rynku ukazały się dwa winyle sygnowane logiem wytwórni Aptaun Records. Wspólny projekt Planet ANM / EljotSounds to coś, o czym wolałbym jak najszybciej zapomnieć. Jeśli mam być szczery, to pierwsze skojarzenie jakie przyszło mi do głowy odsłuchując ten projekt to… DKA, tak ten od „Jakby to było”. Nigdy więcej takich płyt. Melodramat z pożyczonym flow, tak w skrócie o „Pasie oriona„.
Na drugim biegunie mamy B.O.K., rzecz, którą wprost ubóstwia Marcin Flint: Bisz po „Labiryncie Babel” wydaje się jednym z ostatnich idealistów na scenie. Mówi rzeczy niewygodne, podczas kiedy dominuje rap skłaniający, żeby słuchacz kupował, „żeby ogłupiał, żeby chciało się ruchać”. Jest ostentacyjnie, tak po akademicku erudycyjny, jest bezlitosny, jest hermetyczny, jakby w ogóle nie obchodziło go, kto to zrozumie. Ale jemu zależy, „czystą łzą, czystą krwią” są te wersy pisane, całym sobą, wysłane na front wojny o przegraną sprawę, żeby pięknie umrzeć. Więcej zastrzeżeń mam do Oera i zespołu, do przaśności, rozbuchania, tego, że to ma oprawę bardziej na Przystanek Woodstock, niż na Hip-Hop Kemp. Ale Bisz mógłby nawijać do – że po raz wtóry zacytuję klasyka – „klepania fiutem o parapet”, jemu nic a nic nie przeszkadzają nawet filmowe, skarmelizowane bity na „Wilku Chodnikowym”, tak bardzo dominuje muzyczne Bizancjum i treścią, i formą. To też świadczy o klasie tego odpowiedzialnego i bezkompromisowego emce, gotowego mówić z ambony, na którą inni nawet nie próbują wejść. Alleluja.

„Spinache” to winylowy debiut wytwórni Urban Records. Nie ma co ukrywać, całkiem udany zresztą. Ale o albumie opowie Wam już Julia Borowczyk: Jeśli ktokolwiek w polskim rapie może mówić o ponownym definiowaniu własnego ja, to jest to właśnie Spinache. I nie mam tu na myśli nowej, skutecznej diety czy białego garnituru rodem z warszawskiego mordordu. Chodzi przede wszystkim o wyrafinowane, eleganckie brzmienie oraz swobodę, z jaką łódzki artysta rapuje – nieważne czy porusza akurat głęboką tematykę egzystencji czy po prostu chce się zabawić z najładniejszą dziewczyną w mieście. Na tej płycie zgadza się dosłownie wszystko. To jeden z nielicznych, tak spójnych i uniwersalnych albumów, które warto mieć na półce, niezależnie od okazji

Pro8l3m to winyl, który rozszedł się w dosłownie kilka chwil. O „Art Brut” Jacek Baliński: Mixtape Pro8l3mu zapadł mi szczególnie w pamięci nie tylko ze względu na to, że była to pierwsza płyta, której pisałem recenzję po rozpoczęciu współpracy z T-Mobile Music. Opór, surowa produkcja Steeza oparta wyłącznie o polskie sample z lat 80. w połączeniu z kosmiczną narracją bezbłędnie splatającego ciężkie przekminy z przestylową uliczną gadką Oskara „wprowadziły nową jakość do polskiego rapu”. Po niemal półtora roku od premiery podtrzymuję tę opinię, bo „Art Brut” do dziś się broni. Panowie narobili sporo szumu i dotarli ze swoją twórczością daleko poza hiphopowe środowisko – hajp na nich wciąż się nakręca i tylko czekać na premierę pełnoprawnego albumu, którego premiera zapowiedziana jest na ten rok.

Postęp jaki zaliczył Green między płytą „Kryptonim monolog”, a „Buntownicy i lojaliści” jest co najmniej wyraźny. Surowy rap, radykalne i jednocześnie inteligentne teksty, plus klasyczne bity Quiza i Ostrego. To wszystko sprawia, że fani lubujący się w nowojorskich klimatach powinni bez zawahania sięgnąć po ten ciekawy album. Szczególnie „Ekran” i „Więcej niż nic” są efektownie nawinięte. Winyl już dawno wyprzedany, więc potencjalnym nabywcom pozostaje tylko wersja kompaktowa. Czekam wciąż na Fraktal. Może wspólny krążek Greena i Gresa w 2016? Oby.

„Miejski Patrol”Przez lata projekt-widmo zmaterializował się nam w postaci „Miejski Patrol” i jest tak jak miało być. Połączenie unikatowego w skali globu analogowego brzmienia i pełnokrwistego rapu gościa, który jest obecny w swojej muzyce, nie asekuruje się i nie wybiera najłatwiejszych rozwiązań. Serce daje na dłoni, ale i plaskacza wersem potrafi wystawić efektownie jak nigdy. Krwią to wszystko jest pisane, głód mikrofonu w takich numerach jak „Teksas” daje czysty ogień, a materiał całościowo ewidentnie wygląda na życiówkę. „Miejski Patrol” to mnóstwo frajdy dla tych, którzy tęsknią za kręgosłupem moralnym słyszanym w rapie, ale też dowód na to, że rapowy konserwatyzm nie znaczy, że ma być nudno i ciągle tak samo. Daniel Wardziński

Okoliczny Element doczekał się w 015 swojego pierwszego, historycznego analogu.  Mówisz Opole, myślisz: Dinal. I wcale się nie dziwię, bo Wankz i spółka cieszą się u nas czymś w rodzaju kultu. A Okoliczny? Mijały lata, Mejdej i Nin-jah nagrywali swoje rzeczy pomału i bez rozgłosu, co przyniosło sporo letnich hitów. Część z nich znajduje się na tej sympatycznej kompilacji, którą chętnie puszczę sobie w upalny dzień. Krzysztof Nowak

W wytwórni S.P. Records postanowiono po raz kolejny cofnąć się kilka lat wstecz i sięgnąć po albumy z lat dziewięćdziesiątych, efekt? Dwa LEGENDARNE krążki Kalibra 44 na winylach. Nie wiem czy bardzo przesadzę, czy też nie, ale drugi Kaliber to płyta wypełniona najciekawszymi tekstami w polskim rapie lat dziewięćdziesiątych. Porównajcie teksty z „W 63 minuty dookoła świata” do chociażby „Nastukafszy”. Nie no, nie ma co porównywać. Wówczas ich gierki słowne były na tak wysokim poziomie, że większość raperów nawet nie była w stanie zbliżyć się do Ślązaków. Przykład? A po co szukać daleko – singlowy „Film”.
O drugim winylu, czyli „3:44Piotrek AnuszewskiPomimo, że od premiery minęło prawie 16 lat, album nadal cieszy uszy fanów prawdziwego hip-hopu. Wydany w 2000 roku „3:44” nie tylko w udany sposób przeformułował ówczesne brzmienie Kalibra, ale dowiódł także, iż odejście z grupy Magika nie uszczupliło wcale kreatywnej energii, jaka tkwiła w braciach Marten i DJ-u Feel-X-ie. Życiową formę w postaci spektakularnych featów zaprezentowali również goście z Baku Baku Składu: WSZ, CNE i DJ Bart. Wyszedł z tego szalony miks osobowości zespolony spójną i klimatyczną warstwą muzyczną z dużą dawką fenomenalnych skreczy i tzw. żywych instrumentów. Trzymam kciuki, by nadchodzący po kilkunastoletniej przerwie nowy album K44 dorównał tej klasycznej dla polskiego rapu produkcji.

Label Prosto wypuścił trzy winyle. Pierwszy z nich to wspólny album Sokoła, Hadesa i Sampler Orchestry. Zacznę dość brutalnie. Ten projekt absolutnie nie miał prawa odnieść sukcesu komercyjnego i to pomimo tego, że zaangażowany jest w niego sam Sokół. Przypuszczam jednak, że wszystkie osoby pracujące przy tej płycie, były tego w pełni świadome. Dla koneserów polskiego hip-hopu, oczywiście, rzecz godna polecenia. Tym bardziej, że winyl wydany jest bardzo przyzwoicie.
Sokół w minionym roku doczekał się jeszcze jednej płyty winylowej. Jakiej? O tym Daniel Wardziński: Druga płyta Sokoła i Marysi w moich oczach artystycznie przerasta pierwszą o klasę. Nie ukrywajmy – „Czarna Biała Magia” to poważna, gorzka i bardzo „dotkliwa” płyta, która przez wielu może zostać odebrana jako zbyt ciężka, ale to nie jest takie proste. Sokół od lat nie szczędził wyrazistych przykładów upadku, źle rokujących diagnoz i treści, które wielu decyduje się wypierać, ale był w tym w pewien sposób konstruktywny. Teraz jest jeszcze bardziej. Muzycznie jest to niewątpliwie klasa światowa i nie jest to jedynie wynik międzynarodowych kolaboracji. Artyści hip-hopowi, którzy odnoszą duży sukces po to, żeby móc realizować takie płyty jak ta, świadczą najlepiej o kondycji gatunku w kraju.
Trzeci, ostatni winyl wydany w 2015 roku przez Prosto to album „Niedopowiedzenia” Czarnego. Krążek dla wielu kojarzony może być przez pryzmat genialnie przyjętego singla „Niedopowiedzenia”. Jednak producencki album artysty, kojarzonego z Hifi Bandą, to nie tylko ckliwy kawałek Pezeta. Ciekawe zwrotki na krążek dostarczył między innymi Hades, Vnm i Onar. Sam producent na albumie zostawił sobie dość sporo miejsca na partie instrumentalne, ale oczywiście nie ograniczał się tylko do cięcia sampli. Na krążku, momentami, ucieka wręcz od hip-hopu w stronę dubstepu, elektroniki i reagge.

Asfalt Records. Tytus, jeden z nielicznych wydawców w Polsce, który od wielu lat stawia na to, by firmowane przez niego płyty znajdowały się również na nieśmiertelnym nośniku. Zadbał o to również w ubiegłych dwunastu miesiącach.
Dwunastka „Rise Of The Sun” zdecydowanie trafiła w gusta Jacka Balińskiego: Z pojedynczymi utworami mam o tyle problem, że jestem z tych, którzy muzyki słuchają na płyty – rzadko kiedy zapętlam przedpremierowe single czy jakieś luźne kawałki. Z „Rise of the Sun” było podobnie – jeden, dwa odsłuchy i starczy. Jest jednak w tym numerze coś, co nie pozwala się od niego uwolnić. Raz, że teledysk do niego kręcono w Amsterdamie, w którym to miałem przyjemność zakochać się tego lata, a dwa – jest to po prostu super słoneczna, lekka piosenka z nośnym refrenem Cadillaca Dale’a. Nie bez powodu zachwycał się nią Hirek Wrona, który bodaj wspomniał gdzieś, że to jego ulubiony wakacyjny utwór AD 2015.
Na szczęście „Rise Of The Sun” to nie jedyny singiel, jaki wyszedł na wosku. Asfalt zadbał również o to, by na rynku ukazała się również dwunastka Rasmentalismu „Nie jestem raperem” / „Wyjdziesz na dwór?”. O ile kawałek ze strony „A” przemawia do mnie tylko momentami, to „Wyjdziesz na dwór?” uważam za jeden z ciekawszych numerów ostatnich miesięcy. I nie chodzi tylko o zwrotkę Quebonafide, bo na dobrą sprawę, Ras mu tutaj w ogóle nie ustępuje. Genialny bit, ciekawe zwrotki – wychodzi na to, że otrzymaliśmy kawałek kompletny.
Co prawda w 2014 roku w sprzedaży pojawił się podwójny winyl „Za młodych na Heroda”. Jednak w 2015 wytwórnia postanowiła rzucić na półki sklepowe ten sam album, jednak tym razem wytłoczony na czarnych plackach (pierwotnie winyl wyprodukowany był w kolorach złota). Mocny album z genialnym „Umarł król, niech żyje”. Ras na albumie nudził bardzo rzadko, Ment częściej. Mimo wszystko bardzo udana pozycja, która słuchacza bardziej przyciąga niż odpycha.
PrzyznajĘ, od wielu, wielu lat bezkrytycznie chłonę muzykę jaką tworzy O.S.T.R.. Jeśli już np. zdarzy mi się popełnić jakikolwiek tekst oceniający jego twórczość, to ZAWSZE wychodzi laurka, a przecież nie o to w recenzjach chodzi. Dlatego ograniczam takie rzeczy do koniecznego minimum. Między czerwcem a listopadem w sklepach pojawiły się dwa albumy Ostrego na winylach. „Kartagina”, którą wyprodukował sam Marco Polo oraz, zachwalana przez niemal wszystkich, „Podróż zwana życiem”.

Katowicki label PolishVinyl postanowił zainwestować pieniądze i wytłoczyć winyl Janka Otsochodzi. Oddaję głos Julii Borowczyk: Podczas, gdy Małpa w dalszym ciągu twierdzi, że polscy raperzy mają w dupie korzenie, Otsochodzi pokazuje, że złota era hip hopu to nie tylko domena starych wyjadaczy rodzimej sceny. Zaczynając od nawiązania do Fisza w nostalgicznym singlu „Polepiony”, a kończąc na klimatycznych beatach, które spokojnie mogłyby być grane na ulicach Detroit czy Nowego Jorku. Otsochodzi ma jeszcze jedną cechę, która odróżnia go od pozostałych graczy – niesamowity luz w nawijce. Bez spinania się o to czy przylgnie do niego etykietka new/true/oldschoolowca, bez zabiegania o rzesze fanów czy przejmowania się tym, co jest teraz w modzie, ten chłopak robi swoje, a „7” jest najlepszym przykładem tego, że Warszawa to nie tylko hipsterskie opowieści Taco Hemingwaya.

Nie dalej niż w styczniu, w sklepach pojawił się kolejny projekt Noona, tym razem przy wsparciu Hatti Vatti. Więcej o projekcie opowie Wam Piotrek Anuszewski: Tak jak fani rymowanych słów nie pogodzili się z odejściem Eisa, tak fani beatmakingu wciąż nawołują Noona do powrotu na hiphopowe podwórko. I choć obaj artyści wielokrotnie odcinali się od swojej muzycznej przeszłości, to jednak Mikołaj Bugajak lubi od czasu do czasu kokietować słuchaczy tęskniących za „starym” Grammatikiem czy Pezetem. Nie chcę oczywiście sprowadzać wydanego wespół z Hattim Vattim albumu tylko do takiego wymiaru, ale to zimne, melancholijne i minimalistyczne brzmienie płyty „HV/Noon” budzi u mnie dość jednoznaczne skojarzenia. Perfekcyjnie wyprodukowany i zaaranżowany longplay to prawdziwa uczta dla tych, którzy przedkładają treść nad formę. Bez pogoni za modnymi trendami, za to z gronem idealnie wpasowujących się w klimat gości: Eldo, Hadesem, Jotuze, Misią Furtak, Małpą, Ostrym i DJ-em Twisterem. Jeśli i dla Ciebie mniej znaczy więcej w muzyce, to wrzucaj śmiało na gramofon lub do odtwarzacza CD.

Ortega Cartel do swojego muzycznego CV w 2015 może dopisać dwa winyle. „Podziemne Disco” i „Nic się nie dzieje”. Za wydanie obu płyt odpowiedzialna jest oficyna PolishVinyl. A tutaj komentarz Dawida Bartkowskiego: Pamiętam jak w 2007 roku kupowałem „Nic Się Nie Dzieje” w jednym z wysyłkowych skateshopów. Minimalistycznie wydany album doczekał się po jakimś czasie solidnego wydania w digipaku, aż wreszcie przyszedł czas na winyl. Bardzo dobrze się stało, zasługiwał na to, bo to jedna z mocarniejszych pozycji w historii polskiego podziemia, a razem z nim do sprzedaży trafił wosk z „Podziemnym Disco”. Dwie pieczenie na jednym ogniu, żal nie mieć, bo w kategoriach oferujących najwyższe doznania słuchowe obydwie pozycje są mistrzostwem.

Wytwórnia PolishVinyl zrobiła ogromny prezent fanom podziemnych brzmień. Wypuszczając epkę „Noc” Gresa i Snatcha, o której Krzysiek Nowak: Nie pamiętam już, jak dużo nocy spędziłem swego czasu nad tym materiałem, ale wiem na pewno, że sporo dni chodziłem niewyspany. EP-ka Gresa i Snatcha to niekwestionowany klasyk – dobrze, że doczekał się uhonorowania w postaci edycji winylowej. Tak klimatyczna muzyka doskonale koresponduje z igłą i już zazdroszczę tym, którzy mogą posłuchać jej po raz pierwszy na gramofonie.

W sprzedaży pojawił się również wyczekiwany przez fanatyków winyl „Milczmen Screamdustry”. Nie należę do zagorzałego fan klubu Laika, ale rozumiem ludzi, którzy nazywają go „najlepszym raperem w naszym kraju” – że co? Nie należę nawet do tych, którzy nazywają go „zbawcą sceny”. Dla mnie jest po prostu raperem przyzwoitym,  który lubi robić w okół siebie dużo szumu. Choć tacy prowokatorzy też są potrzebni na tej scenie, scenie, od której Laik tak bardzo (?) się odcina.

Wyszło na to, iż Laik zamyka to winylowe podsumowanie roku. A tam, niech ma.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz