Official Vandal – Innocent

Jestem przekonany, że gdyby oficjalny debiut grupy Official Vandal ukazał się w innej wytwórni niż warszawska oficyna Prosto, album przeszedłby bez echa. Ba, to że Kokot, Mixo i producent grupy Szczur wydają w jednym z najważniejszych labeli związanych z polskim hip-hopem nie da im zbyt wiele, a szkoda, bo grupa zdecydowanie zasługuje na uwagę.

Nie od dziś wiadomo, że typowy rodzimy słuchacz rapu jest wygodny i częściej słucha ksywek, aniżeli tego co raperzy „do niego” i w jaki sposób mówią. Dla takiego słuchacza album „Innocent” będzie czymś zbyt odległym i niszowym by po niego sięgnąć. Ale nie o takiego słuchacza grupie przecież chodzi. Środowisko graficiarzy jest środowiskiem bardzo hermetycznym, dostępnym tylko wybranych i wtajemniczonych. I Ci ludzie płytę na pewno docenią!

Jeśli ktoś spodziewa się na tej płycie fajerwerków i rzeczy, które jakkolwiek zmienią polską scenę, może czuć się rozczarowany i niewiele znajdzie tutaj dla siebie. Płyta utrzymana jest w magicznym klimacie lat dziewięćdziesiątych, o który postarali się: wyżej wymieniony Szczur, Siwers oraz Opiat. Krążek nasycony jest nienawiścią do systemu, opowieściami prosto z ulicy, historiami z życia grafficiarzy, (mistrzowski kawałek „Madryt Berlin”), relacjami z policją, prokuraturą i sądami. Na albumie nie brakuje radykalnych i bezkompromisowych tekstów, np. w kawałku „Nietolerancja”, gdzie słyszymy:”Prawdziwy Polak nigdy nie stanie się lewakiem”albo „Czerwona hołota wciąż jest zagrożeniem dla Polski”. Powściągliwość każe nie rozwodzić mi się zbytnio nad umiejętnościami raperów. Są one przeciętne. Mixo i Kokot nadrabiają szczerością, autentycznością i umiejętnością zaciekawienia słuchacza swoimi życiowymi historiami. Raperom daleko do poetów, bliżej raczej do charyzmatycznych raperów, których na scenie wbrew pozorom nie jest aż tak wielu.

Muzycznie płyta to majstersztyk, szczególnie dla tych, którzy wciąż kochają brzmienie znane chociażby z płyt „Enta Da Stage”, „The Chosen Few” czy „For The People”. Na albumie pod tym względem nie ma absolutnie do czego się przyczepić. Krążek momentami brzmi nieco jak „Numer jeden wróg publiczny”, co nie jest bynajmniej zarzutem – to tak dla tych mniej dociekliwych i nie zorientowanych na działania muzyczne Boot Camp Click. Płyta okraszona jest wszechobecnymi skreczami autorstwa między innymi Dj’a Kebsa i Black Belt Grega. Im bardziej zagłębiam się w album „Innocent” tym bardziej słyszę i czuję tutaj miłość do hip-hopu.Taką bezinteresowną, prawdziwą.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz