Czas na drugi krążek Synów

Fot. Sandra Szmigiel

Od „orientalnego” debiutu Synów mijają już trzy lata. 1988 i Robert Piernikowski w między czasie mieli ręce pełne roboty, poza licznymi koncertami (również za granicami naszego kraju) skupiali się na… muzyce, a jakby inaczej. Piernikowski wypuścił solówkę No Fun. „To drugi solowy album Roberta Piernikowskiego, znanego ze składów Napszykłat i Syny, a także współpracy z perkusistą Adamem Gołębiewskim czy reżyserem Janem Klatą. Ujście dla swoich międzyestetycznych ciągot, eksperymentalnego zacięcia i lubości jaką darzy tekstową skrótowość znajduje on zwykle w formie rapu. Stylistyki na której polu stawiał swoje pierwsze, autorskie kroki i która powraca w jego twórczości raz po raz, przefiltrowana przez kolejne muzyczne i życiowe doświadczenia. Nie inaczej jest też na jego najnowszym krążku – przywodzącej na myśl skojarzenia z twórczością Deana Blunta, wielowątkowej opowieści w której historie zasłyszane w osiedlowym monopolu spajają się w jedno ze wspomnieniami z 90sowych, świnoujskich dyskotek i emocjami od których rap trzyma zwykle bezpieczny dystans. Na „No Fun” nie ma jednak miejsc na dystans, nie ma miejsca na bezpieczeństwo i nie ma miejsca na zabawę. Werble tną powietrze, syntezator snuje się po meandrach pamięci i nawet ci Peruwiańczycy przebrani za Indian co zwykle wystają na deptaku zdają się grać jakoś tak smutno i tęskno. Jest ciężar. Krytyczny; który warto spróbować wziąć na barki już dziś. Jutro – bowiem – będzie inaczej” – czytamy w opisie krążka.

Nie próżnował również producent – 1988, który miesiąc po Piernikowskim dał ludziom Grudę. O krążku na stronie wytwórni czytamy w następujących słowach: „Lata dźwiękowych poszukiwań i eksperymentów z rytmiczną strukturą zawiodły 88 w miejsce w którym różnorakie, gatunkowe tropy znajdują ujście w postaci bitu. Pobrzmiewającego dalekim, klubowym pulsem, zanurzonego w bezdennej dubowej głębi i wyrywającego się w krautorockowy kosmos. Bitu, który zasadza się niekiedy tylko na basowym pulsie lub ustrukturyzowanych szumach; bitu, który niesie się nocą po tajemniczych, melancholijnych ulicach; bitu, któremu takt nadaje powolnie migające oślepiające strobo. Przywodząc na myśl wczesne, surowe dubstepowe produkcje, równie abstrakcyjne jak industrialne hiphopowe formy i analogowo-elektroniczne poszukiwania minionych pokoleń, „Gruda” tli się i toczy przez różne estetyki, a dukt wyznacza jej duszny, filmowy klimat. Atmosfera na którą składa się podwórkowy, Synowski sznyt, niknące w otchłani pamięci wspomnienia z rodzinnego Szczecina i bezkres ugwieżdżonego, czarnego nieba nad blokowiskiem. Bo rap przecież nigdy nie tkwił tylko w słowach”.

Teraz czas na Sen, drugi wspólny materiał chłopaków, który swoją premierę będzie miał już w najbliższy czwartek. Album do tej pory promowany jest singlami: „Bluzy kangury” i „Z Białasami”. ” „Białas to pojemne pojęcie. Może to być twój przyjaciel, może to być twój wróg. Jest tu gra amerykańskim słowem „nigga”. Białas wychował się na czarnym rapie i wie, że nigdy nie będzie taki fajny jak czarni bo jest sztywny, kwadratowy. Białasowstwo jest trochę zakompleksione. Białas rozumie, że musi zrobić to trochę inaczej, po swojemu. „Mój drogi białas” jest moim przyjacielem a „pojebany białas” mnie tylko wkurwia” – komentował pierwszy singiel Robert Piernikowski w wywiadzie dla portalu Noizz.

Album (na razie tylko kompakt) zamawiać można tutaj.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz