Włodi – Wszystko z dymem

Ostatnie kilkanaście miesięcy to ciężkie czasy dla rodzimego rapu. Większość raperów skupiło się na budowaniu swojego internetowego wizerunku, wszechobecnej modzie i nabijaniu słupków popularności. Dotyczy to zarówno młodych graczy jak i starych weteranów. Coraz ciężej w cyrku zwanym polskim hip-hopem znaleźć coś wartościowego, do czego podejdzie się z szacunkiem i słucha z otwartą gębą od deski do deski. Na szczęście udało się! Włodi po raz kolejny nie zawiódł!

Weteran rodzimej sceny hip-hopowej, kazał nam bardzo długo czekać na swoją kolejną solową płytę, (bo przecież od pamiętnego albumu „W…” minęła już blisko dekada) ale opłaciło się. Warszawski raper zna swoją pozycję na scenie, i na dobrą sprawę mógł wybrać każdą drogę – kontynuować uliczną stylistykę lub pójść śmiało we współczesną nowo szkolną muzykę, wybrał po środku i chwała mu za to, tym bardziej, że potrafił to wszystko zgrabnie ze sobą połączyć. Włodi znakomicie odnalazł się w roku 2014 będąc na scenie od końcówki lat dziewięćdziesiątych.

Pierwsze single nie zapowiadały tak dobrej płyty. Do numeru „T&T” podszedłem chłodno, mimo że podkład wyprodukował sam Evidence. Gdy usłyszałem „1996” z Vieniem i Pelsonem zacząłem mocno obawiać się o trzecie solowe wydawnictwo współzałożyciela Mistic Molesty. Na szczęście wyżej wymienione numery to zdecydowanie najsłabsze akcenty na płycie, choć przy odsłuchu całości i tak smakują nieźle – chociaż Vienio z każdą zwrotką udowadnia, iż powinien wrócić do korzeni i zacząć grać imprezy jako didżej. Gdybym miał wypisać cytaty, które zrobiły na mnie wrażenie na tej płycie, musiałbym przepisać naprawdę większość tekstów, więc może zostańmy przy „Mówiłaś pokaż gnojkom ich miejsce w szeregu, albo wyłącz mikrofon i więcej nic nie mów…”, albo „Nie szukaj mnie po dworcach jak żona Riedla, igła którą znam czyta bit na wosku, didżej tnie to jak brzytwa, robię rap po polsku” z „Detektor dymu”.

W przeciwieństwie do innych raperów, których Włodi zahacza w kawałku „W drodze po towar” jego muzyczne inspiracje nie skończyły się na pierwszej płycie Mobb Deep, co nie oznacza, że  muzyka Mobb Deep nie jest mu już bliska – artysta doskonale wiedział jak ta płyta ma brzmieć, co umiejętnie przekazał didżejowi B – inspiracje wspólną płytą „Albert Einstein” Prodigy i Alchemista słychać wyraźnie. Nie tylko Dj B zrobił tutaj świetną robotę, podkład Stony w numerze „Guzik” to jeden z najprzyjemniejszych podkładów jakie otrzymaliśmy w tym roku. Jeśli już wywołałem ten numer to nie sposób oprzeć się, jak i co tutaj nawija Małpa, który zresztą był bliski by ukraść Włodiemu numer. Zwrotki Weny i Mielzkiego raczej bez historii, a szkoda, bo szczególnie za Grubego trzymałem mocno kciuki. Dla fanów słodkiego smaku jointa to pozycja obowiązkowa, szczególnie w połączeniu z zawartością książeczki. Utwory „Zapałki” czy „Proces spalania” to numery, które za kilka lat będą klasykami na poziomie „Uciułanego” ze wspólnej płyty Deluksów, Intoksynatora i Jwp z 2004 roku.

Album Włodiego „Wszystko z dymem” to przykład na to, że kilku weteranów tej sceny nie zjadło swojego ogona, nie podąża za trendami, a wręcz wyznacza je. Nie zostało ich na scenie zbyt wielu, więc tym bardziej warto ich wspierać. Jestem przekonany, że gdy najważniejsze osoby piszące o rapie w tym kraju (aż trzy, może cztery) będą podsumowywały rok, ten krążek będzie wywoływany często i głośno.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz