DJ Tony Touch: „Temples of Boom” to najlepszy album Cypress Hill (WYWIAD)

fot. Tony Touch i Wu-Tang w Szwajcarii.

Właśnie dla takich materiałów założyłem stronę i w ogóle zacząłem pisać o muzyce. Jestem dumny, że mogę wam pokazać zapis mojej rozmowy z DJ-em Tony Touch – nowojorskim królem mixtape’ów, który na koncie ma współprace z… z kim zresztą nie ma? Wu-Tang, Gang Starr, Cypress Hill, Nas, Big Pun, Krs One i kogo sobie tam innego wymyślicie.

Rozmawiam dzień po Święcie Zmarłych, więc chciałbym rozpocząć od rozmowy o artystach, których już nie ma.

Smutno zaczynamy. Wiesz, jest wielu raperów, których mi brakuje i z którymi mam fajne wspomnienia. Hurricane G, Guru, Big L, Proof, Sean Price, Prodigy, Black Rob. Bardzo mi ich wszystkich brakuje.

Jeśli już mówimy o Big L’u. Słuchałeś jego pośmiertnego albumu?

Tak, bardzo mi się podoba. Pamiętam, jak razem pracowaliśmy w studiu D&D przy drugiej części kawałka „50 MC’s”. Był niezwykle twórczym i kreatywnym gościem. Wyprzedził swoje czasy. To on wpadł na pomysł, abym na początku kawałka użył takie a nie inne cuty. Odszedł zdecydowanie zbyt wcześnie.

Podobno w tym samym studiu poznałeś też Guru.

D&D Studios odegrało kluczową rolę w moim muzycznym życiu, bo tam nagrywałem wszystkie projekty „50 MC’s” i albumy „Piece Maker”. Poznałem tam nie tylko Guru, ale też Preemo czy Boot Camp Click. W ogóle to Guru zaprosił mnie na moją pierwszą poważną trasę koncertową. Pojechaliśmy w 1996 roku z ekipą Jazzmatazz do Europy. Nauczyłem się od niego bardzo wiele.

Tam też pracowałeś z Eminemem.

I to była wyjątkowa sesja. Spędziliśmy w studiu wiele godzin. Eminem przyszedł na nią cały obalały, bo dzień wcześniej miał mały wypadek na koncercie i potrzaskał sobie żebra. Wpadł wtedy z Proofem i Bizzarre’em. Nagrał świetny materiał mimo że był wyraźnie zmęczony. Profesjonalizm.

Wcześniej powiedziałeś o albumie „Piece Maker”. Pamiętasz jeszcze, jak ten krążek powstawał?

Stary, tego się nie zapomina. Do pracy nad projektem podszedłem podobnie jak do innych płyt, ale z tą różnicą, że na płycie pojawili się też inni producenci. Na płytę zaprosiłem Preemo, Alchemista, DJ Muggsa czy Scratcha i Psycho Lesa z Beatnuts. Najtrudniejszą rzeczą było… ustalenie kolejności utworów. Reszta była czystą przyjemnością.

Masz jakieś wspomnienia z DJ-em Muggsem?

Pamiętam premierę albumu Cypress Hill – „Temples of Boom” i ich występ w Limelight w Nowym Jorku w 1995 roku. Wykonali na żywo cały album. Do dzisiaj mam ciarki, gdy o tym myślę. To mój ulubiony krążek z ich dyskografii.

A jeśli już o płytach – kupowałeś je w sklepie A1 Records?

To był i jest ważny sklep, ale ja większość winyli kupowałem w Rock & Soul, Beat Street czy w Music Factory.

Stretch i Bobbito mówili kiedyś o tych sklepach.

Oni przedstawili światu wielu, naprawdę wielu artystów hiphopowych. Przeszli do historii. Warto o nich pamiętać.

Potrafisz wskazać z pięć przełomowych momentów w historii hip-hopu?

Uliczne imprezy organizowane przez Flasha i Caza – to na pewno. Występ Rock Steady Crew w filmie „Flashdance”, film „Beat Street”, złotą erę, która moim zdaniem przypadała na lata 1986-1989 i… album „The Piecemaker” (śmiech).

Bardzo sentymentalnie. Tęsknisz za tamtymi czasami?

Brakuje mi dzisiaj w hip-hopie różnorodności i oryginalności. Raperzy nagrywali kawałki imprezowe, zaangażowane, rewolucyjne czy gangsterskie. Nie gryźli się w język. Mam poczucie, że tej oryginalności jest dziś w grze niewiele.

Ostatnio na twoim Instagramie pojawiły się zdjęcia z Hip-Hop Musem, które ma zostać otwarte w przyszłym roku. Co będziemy mogli tam zobaczyć?

Dużo nowoczesnych rozwiązań, kilka pięter, przestrzenie eventowe oraz atrakcje interaktywne. Oczywiście nie zabraknie też licznych archiwów – plakatów, zdjęć, pamiątek i tak dalej.