Smif-N-Wessun: Można powiedzieć, że mieszkaliśmy w D&D Studio (WYWIAD)

Photo Credits: Notorious BIG, Smif-N-Wessun i ich ziomale w 1994 roku.

Wiem, że znajdą się osoby, które powiedzą, że zbyt emocjonalnie podchodzę do tego wywiadu, bo przecież zrobienie w 2025 roku rozmowy ze Smif-N-Wessun to nic wielkiego – tym bardziej że ci goście do Polski przyjeżdżają niemalże regularnie, więc to żadne wydarzenie. Niech tak będzie. Ja tam się jaram, bo to nie wywiad dla dużego portalu, a mojego małego Dusty Room. Podchodzę do niego jak najbardziej emocjonalnie, z pozycji fana, bo ich „The Rude Awakening” to jeden z pierwszych amerykańskich albumów, jakie w życiu słyszałem. A że cała historia odbywa się przy okazji 30-lecia ich „Dah Shinin” – płyty, która dla wielu osób w Polsce była przełomowa i jest synonimem najntisowego hip-hopu, to jak tu się nie cieszyć? W tę mroźną niedzielę zapraszam na wywiad z duetem Smif-N-Wessun, a właściwie jego połową – Steelem.

Billy Danze z M.O.P. powiedział kiedyś w wywiadzie, że do dziś pamięta moment, kiedy zadzwonił do niego DMC. Był w szoku. Uznaje to za jeden z najfajniejszych momentów w jego hiphopowym życiu. Masz podobne wspomnienia?

Steele:- Oczywiście, że tak! Mam kilka takich wspomnień. Praca z Tupaciem i w ogóle możliwość przebywania w jego domu. Moment, kiedy Biggie odwiedzał nas w Dog Hill, gdzie zazwyczaj czilowaliśmy. Możliwość pojechania w trasę koncertową z Raekwonem i Redmanem. Zrobienie remiksu „I Love You” z Mary J Blige. Postawię jeszcze na propsy od EPMD. Poza tym… w tym roku świętujemy 30 lat wydania naszego pierwszego albumu „Dah Shinin”. Przez te wszystkie lata działo się u nas naprawdę wiele. Nie zawsze było miło i przyjemnie, bo nie obyło się też bez upadków i ostrych zakrętów. Nasze życie czasem przypominało jazdę na rollercoasterze. Dzięki temu nauczyłem się doceniać każde małe osiągnięcie, nie tylko wielkie momenty. Już sama możliwość, że mogę pisać i nagrywać dla ludzi to coś wspaniałego.

Dasz się namówić na jakieś historie ze studia D&D?

Wtedy większość czasu spędzaliśmy na ulicach, więc studio było naszym domem! Dorastałem w miejscu, gdzie nikt nie mógł czuć się bezpieczny. Szybko musiałem nauczyć się, jak poruszać się po swojej okolicy, bo niebezpiecznych sytuacji było dużo. Można powiedzieć, że mieszkaliśmy w D&D. Da Beatminerz odkryli to miejsce, dowiedzieli się o nim chyba od DJ-a Premiera. Byliśmy w centrum wydarzeń. Widzieliśmy w akcji osoby, które były wtedy na topie, jak i tych, którzy dopiero mieli rządzić grą, wchodzili do niej. Przyglądaliśmy się pracy Jaya-Z, do studia wbijali Nas, Biggie. Doskonale pamiętam moment, gdy nagrywaliśmy między innymi z Fat Joe i KRS-One’m kawałek „1, 2 Pass It”. To było w momencie, kiedy dopiero weszliśmy na scenę, a już otoczyli nas liryczni giganci. Towarzyszyła nam ogromna presja. Wiesz, pokój był pełen ludzi, a my mieliśmy tylko kilka wersów, by pokazać, że jesteśmy dobrzy. Niesamowicie się czuliśmy, gdy okazało się, że dostaliśmy akceptacje od tak utalentowanych artystów.

Wspomniałeś wcześniej o Tupacu, z którym podobno bujaliście się, gdy ledwo wyszedł z więzienia. Jak się wtedy zachowywał?

To był niebezpieczny czas. Byliśmy w samym środku medialnej wojny między Wschodem a Zachodem, więc na Brooklynie łatwo mogliśmy zostać uznani za zdrajców, ale uważam, że mieliśmy do tego zdrowe podejście. Tupac miał misję stworzenia zjednoczonego frontu, który przywróciłby podstawowe wartości w kulturze hiphopowej i dać artystom więcej możliwości. Musieliśmy podjąć bardzo ważną decyzję i ją podjęliśmy – polecieliśmy do Kalifornii, gdzie pracowaliśmy z nim w studiu. Nagraliśmy kilka numerów na sesjach do albumu „One nation”. Pac był wizjonerem, patrzył szerzej. Rap nie był jego jedynym celem. Nie twierdzę, że byliśmy jakimiś ambasadorami, ale myślę, że nasze zaangażowanie było ważne w zakończeniu konfliktu.

Po drugiej stronie barykady był Biggie, obok którego mieszkaliście.

Tek był bliżej Biggiego, obaj mieszkali na Bed-Stuy. Ja nie byłem z nim tak blisko jak on, ale też oczywiście wspólnie się bujaliśmy. Byłem w szoku, kiedy dowiedziałem się o jego śmierci. Wiedziałem, że jego odejście będzie miało duży wpływ na Brooklyn i w ogóle hip-hop. To oznaczało mroczne czasy dla artystów i przemysłu muzycznego. Nie mówiąc już o tym, że cała dzielnica była zraniona i wściekła. Pamiętam jak w dniu jego pogrzebu, ludzie zorganizowali – nazwijmy to – paradę, podczas której trumnę Biggiego wieziono przez całą dzielnicę. Ludzie stali na ulicach i śpiewali jego kawałki. W ten dzień jego numery leciały wszędzie – z okien mieszkań, z samochodów. To było odpowiednie pożegnanie króla Brooklynu.

Niektórzy uważają Chi Modu za króla fotografii hiphopowej. Wy też mieliście okazje się przecinać.

Nie mam dobrej pamięci do sesji zdjęciowych, bo zawsze na nich się dobrze bawiłem (śmiech). Chi był profesjonalistą i po prostu fajnym człowiekiem. W późniejszych latach odbyliśmy świetne rozmowy, głównie o kulturze. Miał doskonałe oko, wspaniały umysł, wielkie serce i cudowny uśmiech. Gwarantuję ci, że jego praca nie pójdzie na marne.

Chi Modu chętnie gościł przed swoim obiektywem np. Pete Rocka, z którym zrobiliście wspólny album.

Praca z tym gościem była magiczna. To producent, który jest z jednej strony wyluzowany, a z drugiej bardzo skupiony na swojej robocie. Ma wszystko zaplanowane. W pewnym momencie po prostu skręca blanta i zabiera się do pracy – wtedy już nie ma czasu na bzdury, bo efekt finalny musiał być zadowalający.

Na koniec chciałbym zapytać cię o… Donalda Trumpa, który właśnie został prezydentem twojego kraju. Jaki czas nastał w USA?

Ameryka ciągle się zmienia i chyba już nigdy nie przestanie mnie zadziwiać i zastanawiać – co będzie dalej? To trudny czas dla większości Amerykanów oraz niebezpieczny dla imigrantów i mniejszości. Ameryka, w całej swojej chwale, zmaga się z podstawowymi prawami człowieka i prawami obywatelskimi od momentu oderwania się od Matki Anglii. Przyjęła różnorodny, niemal kapryśny zbiór zasad i wytycznych nie tylko w kwestii polityki, ale i rozrywki czy kultury. Donald Trump ma w zwyczaju zaskakiwać ludzi, myślę więc, że tym razem będzie podobnie. Będzie realizował interesy bogatych ludzi. Ma mentalność kapitalisty – robimy forsę, gonimy za kasą. On reprezentuję umysły naprawdę wielu osób w tym kraju.

Więcej moich wywiadów (w tym z ludźmi ze Stanów) znajdziecie tutaj.