Szejku: DJ Muggs zgłosił się do mnie z polecenia Alchemista

photo credits: @bojpg

„Robię to od 2011 i nigdy nikogo finalnie nie zawiodłem” – wyznaje mi Szejku, uznany w środowisku hiphopowym grafik, autor okładek, współpracownik takich ludzi jak – Prodigy (Mobb Deep), Snoop Dogg, Conway The Machine, Action Bronson, Alchemist, Freddie Gibbs, Schoolboy Q czy DJ Muggs.

Gość, który nie kojarzy mi się z ciepłymi barwami. One naturalnie pojawiały się w jego pracach, ale dla mnie to przede wszystkim chłód, mrok i niedoświetlenie. W jego twórczości jest coś intrygującego, niepokojącego i jednocześnie odpychającego. Coś, czego nie do końca potrafię ubrać w słowa.

Jakie warunki musi spełniać raper, z którym podejmujesz współpracę?

Musi mieć potencjał. Słucham sobie jego twórczości i decyduję. Czasem nawet brak talentu odchodzi w zapomnienie, kiedy widzę, że komuś bardzo zależy, choć wtedy zazwyczaj kończy się to na jednorazowej współpracy. Nic na tym nie tracę, coś zarobię, a taka osoba zyskuje boost do działania. Wszyscy jesteśmy ludźmi. Czasem warto wznieść czyjś mental wyżej, niż deprecjonować. Wiadomo, że najlepsze projekty robię ludziom, których twórczością się jaram, wtedy nic mnie nie zatrzyma. Robię to od 2011 i nigdy nikogo finalnie nie zawiodłem. Jestem dobry w tym, co robię. Mam dużo do zaoferowania tej kulturze.

Która współpraca dała twojej karierze największego rozpędu?

Najwięcej dała mi prawdopodobnie współpraca z VDonem, producentem pochodzącym z Harlemu, obecnie zamieszkałym na Bronxie. Traktuję go jak brata. Jest to jedyna osoba, z którą dalej utrzymuję regularny kontakt. Zaczęliśmy współpracę chyba w 2014 roku, a kawałek „They Killed Pookie” Westside Gunna i Conwaya prawdopodobnie zainspirował Alchemista, aby ten do mnie napisał. Chyba każda współpraca była jakąś małą cegiełką, nie chcę nikomu umniejszać, dziękuję za każdą owocną robotę. Warto również podziękować ekipie ASAP Mob za dane mi możliwości, szczególnie Ty Beatsowi, który wyprodukował np. „Trillmatic” – to była chyba moja pierwsza zagraniczna kooperacja. Zrobiłem mu masę okładek na single i chyba dwa jakieś pełne projekty hostowane przez mikstejpową legendę DJ Nick Marino, którego miałem okazję poznać osobiście w Amsterdamie na koncercie ASAP Anta. Do dziś mam kontakt z działem kreatywnym AWGE i czasem wymieniamy się pomysłami. Na pewnym etapie życia miałem nawet podpisaną NDA z ASAP Rockym odnośnie albumu „Testing”, lecz niestety nic z tego nie wyszło, choć moje pomysły pomogły w tworzeniu identyfikacji wizualnej albumu.

Amerykańscy raperzy są wymagającymi współpracownikami?

Labele omijam szerokim łukiem. Tam 15 osób musi przyklepać temat, by poszedł dalej. Twórcy mają wtedy mało do powiedzenia, grupa obcych ludzi decyduje o ich drodze. Raperzy są bardzo problematyczni, szczególnie reprezentanci nowej szkoły. Nie ma co ukrywać – używki robią swoje i czasem dojście do porozumienia to jak niańczenie małego dziecka. Szczególnie zapadła mi w pamięć rozmowa z Rich The Kidem, gość odpowiadał półsłówkami, nie potrafił układać logicznych zdań, to była droga przez mękę, w dodatku nieowocna. Preferuję pracę z producentami, oni chyba bardziej kumają mój grind. To im powinniśmy zawdzięczać najwięcej.

Dlaczego ludzie ze Stanów tak chętnie z tobą współpracują?

Mało gadam, dużo robię. Jestem kreatywny, mam łatwość w mieszaniu kultur i styli (shake – shk.), jestem nieprzewidywalny i się tym bawię. W erze ignorancji zasiewam ziarenko zdrowego rozsądku. Moja sztuka jest opozycją do tego co chce nam wciskać główny nurt. Staram się nie gubić duszy w sieci i być sobą.

Zdradzisz jakąś anegdotkę związaną ze swoją pracą?

Pominę jakieś insajderskie historyjki, wyrosłem z tego. Było tego dużo, masa głupot. Chciałbym za to wyklarować fakt mojej współpracy ze Snoopem Doggiem, bo to w pewnym rodzaju kooperacja, ale nie do końca. Zgłosił się do mnie Pun (ówczesny manager Freddiego Gibbsa i ekipy producentów League of Starz), że jest w studiu ze Snoopem i ten już niestety wrzucił na streamingi numer „Promise You This”, wyprodukowany przez jego podopiecznego. Oznajmił, że artwork który posiadają jest na maksa tandetny. Padło pytanie – czy nie chciałbym się podjąć stworzenia go na nowo? Zgodziłem się. Wszystko trwało max dwie godziny. Snoop wrzucił go na Instagram, a kawałek z nową okładką wleciał na Soundclouda. Na streamingach dalej jest tylko wersja z tym lipnym artworkiem. Moja okładka też jest dość słaba, no ale robiłem to na szybko, w dodatku za darmo. Traktowałem to jako inwestycję i możliwość podpromowania. Więc teoretycznie okładki dla Snoopa nie zrobiłem, lecz gdyby spojrzeć na to z drugiej strony… to chyba tak.

Uważam, że najfajniejszymi momentami twojego portfolio są okładki robione dla Muggsa. Mógłbyś opowiedzieć – jak przebiega z nim współpraca? Szczególnie zależy mi na opowieści o „Hells Roof”.

DJ Muggs zgłosił się do mnie z polecenia Alchemista. Gość jest dość tajemniczy, mało mogę o nim powiedzieć. Z tego co mi mówił, lubi moje podejście, bo zazwyczaj podchodzę do tematu w sposób nieoczywisty. Na „Hells Roof” wszyscy wysyłali mu jakieś piekło, diabły i inne głupoty. Ja chciałem ukazać obecny stan, naszą ziemię i to do czego doprowadzamy – jako obecny dach piekła. Stąd też wpadł pomysł użycia zadymionych studzienek, które w metaforyczny sposób oddają taki stan rzeczy – po prostu „Hells Roof”. Sprawniejsze oko wypatrzy tam również cień kostuchy przyozdobionej krwią, nie będę pisał co miałem na myśli, temat pozostawię otwartym.

Co widzisz, kiedy patrzysz na okładki polskich płyt sprzed lat? Mam na myśli np. serię Polish Jazz.

Swego czasu zrobiłem kolaż bazujący na wielu wydaniach polskich jazzowych klasyków, który jest pewnego rodzaju tributem. Kiedy patrzę na okładki polskich płyt sprzed lat widzę dziecięcą wolność, możliwość ekspresji nie osadzonej w barierach muzyki popularnej – liczy się twórca, a nie target i jego oczekiwania. Pewnego rodzaju dzikość, która odkrywa swoje karty, gdy się w nią bardziej zagłębimy. Jazzu nie trzeba rozumieć, jazz się czuje. Przykładowo – nie da się określić, czym dokładnie jest wolność, jak już ją w życiu poczujesz, to po prostu o tym wiesz. Tak samo jest z tym rodzajem muzyki. Polskie wydania fizyczne z lat 70. oddają to w równym stopniu co do zawartości. Polska szkoła plakatu (wyśmienite omijanie cenzury w PRL-u), jak i warstwa wizualna wydań muzycznych od zawsze stała na wysokim poziomie i nie mamy się czego wstydzić. Śmiem nawet twierdzić, że trudne czasy wyciskały z naszych twórców więcej, bo musieli kombinować. Dodam, iż miałem przyjemność poznać osobiście Rosława Szaybo (polski plakacista, fotograf i projektant okładek płyt i książek – przyp. Dusty), który cenił moją robotę. Spotkanie z nim dało mi siłę do działania.

Uwielbiam Jazz, lecz to urosło we mnie z wiekiem. W latach młodzieńczych nie rozumiałem tego gatunku, omijałem go. Ignorancja wpisana jest w DNA każdego z nas. Życie nauczyło mnie ją zauważać i dzięki temu umiem otwierać się na nowe i nieznane. Muzyka prawdziwie wolna to ta nieosadzona w szufladzie lirycyzmu. Słowa są dość prymitywne, maskują wiele uczuć i nie oddają ogólnego potencjału drzemiącego w chwili. Może poezja została stworzona dlatego, by poprawić wizerunek słowa (śmiech). Obecnie słucham dużo jazzu i ambientu, kolekcjonuję też winyle co daje mi dużo frajdy, choć jest to kosztowna pasja. Lubię jeździć wieczorem autem, obserwować otoczenie i słuchać muzyki jako tła, bądź bardziej jako uzupełnienie chwili. Mam problem z zapamiętywaniem wszelakich ksywek, dat i nazw albumów, bo muzykę traktuję jako odskocznię od analizy logicznej. Brak wiedzy podręcznikowej ułatwia mi czucie i nie wrzuca niczego w szuflady. Skarbnica wiedzy ze mnie żadna, ale mam serce które kieruje mnie zawsze w dobrym kierunku.

Jakie są twoje najbliższe plany?

W najbliższym czasie, z tego co przychodzi mi do głowy, moje prace będzie można zobaczyć na reedycjii winyla Alchemista z Larry Junem, nadchodzi wiele projektów dla VDona np. nowe Deutsche Marks z Wille The Kidem, czy album Rome Streetz i Daringera.

Portfolio Szejka znajdziesz tutaj.