Mocno zapadła mi w pamięć wypowiedź członka formacji Diggin in the Crates, prawdziwej legendy nowojorskiej sceny – A.G., który mówił o Madlibie, a właściwie o jego podejściu do pracy. Porównał go do szalonego naukowca, który zamyka się w swoim muzycznym laboratorium i nie zajmuje się niczym innym niż robieniem muzyki. Na robocie skupiał się do tego stopnia, że nikomu nie otwierał drzwi. Ludzie się do niego dobijali, a on nawet nie myślał o tym, by na chwilę odejść od swojej bitmaszyny. Nie otwierał nawet ludziom ze Stone Throw.
O Alchemiście krążą podobne legendy. Nie wiem, czy jest do tego stopnia wkręcony w tworzenie kolejnych bitów, ale patrząc na to, z jaką częstotliwością wypuszcza swoje następne projekty, to przypuszczam, że jest równie szalonym i oddanym producentem. Tylko w tym roku wypuścił ze swojego dusznego i gęsto zadymionego studia aż siedem – dłuższych lub krótszych – krążków. Ten ostatni pojawił się w piątek i postanowił go zatytułować „Flying High, Part 2”.
Trudno o wymienienie wszystkich raperów, którzy mieli okazje zmierzyć się z jego twardymi, pachnącymi jaraniem podkładami. Łatwiej będzie mi wymienić tych, którzy zameldowali się na jego ostatniej epce. A wśród nich są: Conway the Machine, Curren$y, Action Bronson i – młodszy brat Madlina – Oh No. Alan Daniel Mamam, bo tak według internetu nazywa się ten niezwykle utalentowany producent, zaproponował swoim gościom wytarte werble, twarde bębny i jazzowe, hipnotyzujące próbki, które z miejsca budzą skojarzenia z największymi tuzami muzyki narodzonej w nowoorleańskich burdelach.