Obecnie mieszka w spokojnej, cichej części miasta, ale przecież wychowało go przestępcze Brownsville. To ta część Brooklynu, z której pochodzą – Mike Tyson, M.O.P., Sean Price czy Smif-N-Wessun. Porozmawialiśmy więc między innymi o tym, co widział kiedyś na swoim podwórku, ale i o nowej płycie z Marco Polo.
Wiem, że przez pewien czas pisałeś scenariusze. Gdybyś dziś napisał scenariusz do filmu o problemach Nowojorczyków, to jakby on wyglądał?
Byłby to serial o zmianach, które zaszły w wielu dzielnicach Nowego Jorku. O sposobie, w jaki uległy one tak drastycznej zmianie pod wpływem napływu bogatych imigrantów i wypierania rdzennych mieszkańców Nowego Jorku. Fabuła opowiadałaby o życiu rodzin z obu stron, ale też o życiu deweloperów, lokalnych właścicieli domów, którzy odmawiają opuszczenia lokalu, lokalnych polityków i właścicieli, który chce eksmitować lokatorów z kontrolowanym czynszem i zastąpić ich lepiej płacącymi najemcami.
Czujesz, że miasto i ludzie zmienili się też przez pandemię?
Od czasu pandemii obserwuję, jak wiele osób ucieka z centrum miasta na przedmieścia lub jego obrzeża – takie jak New Jersey i Long Island. Wysokość czynszów na tyle wymknęła się spod kontroli, że większość ludzi nie może sobie pozwolić na dalsze życie w tym centrum Nowego Jorku.
Twój kolega z ekipy MC Shan kilka lat temu dość mocno wypowiedział się o Afrika Bambaataa. Jak dziś patrzysz, po tych wszystkich oskarżeniach o molestowanie i sprzedawaniu dzieci, na jego wkład w rozwój hip-hopu?
Nie chcę poruszać tego tematu.
A chcesz poruszyć temat waszego głośnego beefu Juice Crew vs BDP?
Tak naprawdę, kiedy toczyła się ta bitwa, nie byłem jeszcze członkiem Juice Crew. Byłem po prostu fanem hip-hopu, który chodził do klubów i tańczył z dziewczynami. Oficjalnie zostałem ich członkiem dopiero w 1988 roku, może 1989.
Porozmawiajmy o czasach twojego dorastania. Raz na jakiś czas podkreślasz w wywiadach, że pochodzisz z hardcore’owej dzielnicy. Czy mógłbyś opowiedzieć o jakimś wydarzeniu, przez które mogłeś stracić życie albo trafić do szpitala?
Brownsville było i jest jedną z najcięższych dzielnic Brooklynu. Kiedy wracam myślami do swojego dzieciństwa, widzę wiele sytuacji, w których gdybym podjął złą decyzję, moje życie mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej. Dość wyraźnie pamiętam do dzisiaj jedną sytuację. Byłem wtedy w siódmej klasie, miałem więc 11 lat. Codziennie chodziłem do szkoły z chłopakiem z mojego bloku, który był szanowany na ulicy, bo był przywódcą lokalnego gangu w Brownsville. Bardzo kochał moją babcię, więc obiecał jej kiedyś, że będzie miał na mnie oko. Miał uczyć się w tej samej szkole co ja, ale nigdy nawet do niej nie wszedł. Zawsze zostawał na ulicy z grupą dzieciaków, które też omijały szkołę szerokim łukiem. Byłem strasznie ciekawy, co robią. Nie poszedłem więc kiedyś do szkoły i obserwowałem ich z ukrycia. Nagle jeden z chłopaków w grupie wyciągnął broń. Wszyscy skupili swoją uwagę wokół tego dzieciaka, rozmawiali o tym pistolecie, wymieniali się informacjami. W końcu mój przyjaciel mnie zauważył. Bardzo się wkurzył. Kazał mi zabierać się do szkoły. Powiedział mi, że to nie jest miejsce dla mnie, że do nich nie pasuję. Wierzę, że tamtego dnia uratował mi życie. Mógłbym bez problemu stać się jednym z nich i przestać chodzić do szkoły. Myślę, że moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej, gdyby tamtego dnia zachował się w inny sposób. Napisałem o nim kawałek na nowym albumie.
W tamtych czasach zajmowałeś się też graffiti. Kilka dni temu trafiła do nas wiadomość o śmierci Tracy 168 z Bronxu. Film Wild Style był dla ciebie ważny?
RIP Tracy 168! Film „Wild Style” był dla mnie niezwykle ważny. Do tego stopnia, że kiedy film wszedł do kin, nie miałem z kim na niego pójść, więc poszedłem sam. To chyba jedyny raz, kiedy poszedłem sam do kina. Było to dla mnie tak ważne! Sam malowaniem zająłem się dużo później, kiedy miałem 20-kilka lat. Większość zaczynała bombić znacznie wcześniej. Chociaż swoje tagi zacząłem stawiać jako nastolatek. Robiłem to tylko w mojej okolicy. To nie było nic poważnego. Potem, około 1993 roku, poznałem Louiego 167 i Ruela z Hardrocs (obaj pochodzili z Bronxu) przed koncertem Salt’n’Pepy. Byli pierwszymi writerami, którzy zabrali mnie za akcję z prawdziwego zdarzenia. Byliśmy z Brooklynu, Bronxu i Manhattanu. To był mój pierwszy raz, kiedy wybrałem się na kolejki i spacerowałem po – nazwijmy to – czynnych torach. Szybko zdałem sobie sprawę, że podejmuję ogromne ryzyko, bo ktoś mógłby mnie rozpoznać. A już wtedy wydawałem przecież muzykę w wytwórni. Miałem za dużo do stracenia. Po kilku miesiącach wycofałem się z nielegalnych akcji.
W tym roku świętujemy 50. urodziny hip-hopu. Mógłbyś wymienić kilka hiphopowych zdarzeń, które są twoim największym osiągnięciem?
Pierwszy moment, który przychodzi mi do głowy to występ z orkiestrą w Operze w Dusseldorfie, który miał miejsce trzy lata temu. Ciekawym doświadczeniem był też… lot na paralotni ze zbocza góry w Queenstown w Nowej Zelandii około 2011 roku. No i postawię jeszcze na mój pierwszy występ w Londynie, otwierający wspólny koncert Public Enemy i EPMD w 1990 roku.
W tym roku ukaże się też wasz album z Marco Polo. Czego możemy się po nim spodziewać?
Świetnej muzyki! Na albumie opowiadamy historię Marco od chwili jego narodzin. Dowiecie się, jak wyglądało jego życie rodzinne, zanim przeniósł się do Nowego Jorku i zaczął produkować muzykę. Premierę krążka planujemy na grudzień. Na płycie pojawią się między innymi: Inspectah Deck, Speech (Arrested Development), Blu, Chè Noir, C-Red, E. Smitty i oczywiście moi bracia z eMC – Stricklin i Wordsworth! Nie możemy się już doczekać premiery kawałka Deck’a. To jeden z pierwszych utworów, które ukończyliśmy na album. Pierwotnie mieliśmy zamiar wypuścić go jako singiel, na rozgrzewkę, ale zdecydowaliśmy się go zachować na płytę. Kawałek zatytułowaliśmy „Hero”. Mamy nadzieję, że nakręcimy do niego teledysk.