zdjęcie pochodzi z profilu Stare zdjęcia polskich raperów
Dlaczego urzekł go życiorys Arnolda Schwarzeneggera, co trenował jako młody chłopak i dlaczego jego rodzinny Wałbrzych ściągał ludzi na samo dno? Nullizmatyk puszcza nam swoją nową płytę „Zabójca królowej” i odpowiada.
Pytam o Wałbrzych, bo na nowej płycie poświęcasz mu trochę miejsca. Powiedziałeś np.: „Pochowałem 30 znajomych z tego miasta”. Ty byłeś blisko tego, by przegrać życie?
Obserwowałem to wszystko, co działo się w mieście po zamknięciu kopalń. Pochodzę z robotniczej dzielnicy otoczonej hutami. U mnie 90% ludzi żyło z wypłat z hut, które w dużej mierze zależne były od kopalń. W 1993 roku, kiedy zaczęły się zwolnienia (mojego ojca zwolnili rok później), zaczęły się też pierwsze problemy mieszkańców. Proces zamykania kopalń przebiegł szybko, bo w 1999 roku już ich nie było. Siłą rzeczy pozamykały się z tego powodu inne zakłady pracy. Mój ojciec całe życie pracował na kopalni – nie potrafił robić nic innego. Mógł się załamać, ale tego nie zrobił, nie poddał się. Wymyślił sobie, że będzie kierowcą taksówki. Inni ludzie, którzy również potrafili robić tylko jedno, albo wyjechali z miasta, albo… wpadli w alkoholizm, poddali się.
Ale trochę uciekłeś od pytania.
Mnie uratowała muzyka i koszykówka – trenowałem w Górniku Wałbrzych. Moja żelazna zasada brzmiała więc: „Jestem sportowcem, chcę do czegoś dojść”. Miałem 16 lat, gdy moi znajomi zaczęli częściej sięgać po alkohol. Narkotyki przyszły później. Alkohol w Wałbrzychu był codziennością. Wina, nalewki, wódka, piwo, wszystko, co było pod ręką, nawet denaturat. Pamiętam sytuacje, kiedy na podwórku stało 40 osób. Każdy dłubał słonecznik, pluł i w kółeczko co chwilę leciał plastikowy kuban. Ja nie chciałem pić, więc mówiono mi: „No walnij chociaż jednego”. Dostawałem pół, bo wiedzieli, że całymi dniami gram w kosza. Bycie sportowcem mnie uchroniło. Inni niestety gdzieś przepadli. Jeżeli zaczyna się nałogowo pić w wieku 15 lat, to w wieku 25 jesteś już zniszczonym człowiekiem. Organizm organizmowi nie równy, więc jedni odchodzili szybciej, a drudzy później. Jedni szli na odwyk, a drudzy do więzienia, bo byli w stanie zrobić wiele, by mieć na nalewkę. Śmiało mogę więc powiedzieć, że alkohol zabrał mi bliskich ludzi. Kilka tygodni temu byłem na kolejnym pogrzebie. Odszedł jeden z moich młodszych kolegów. Miał 37 lat.
Cały wywiad znajdziecie tutaj.