O.C. i Big L przylecieli w 1997 roku do Europy na trasę koncertową, podczas której odwiedzili między innymi stolicę Chorwacji. Ugościł ich Phat Phillie – wielki fan hip-hopu, dziennikarz i początkujący organizator koncertów. Jak wspomina tamte listopadowe wydarzenie? Oddaje mu głos.
Phat Phillie: Wystartowałem ze swoją audycją radiową Blackout w listopadzie 1993 roku. Trzy lata później pojechałem do Londynu, gdzie spędziłem cztery wspaniałe miesiące. Poznałem tam między innymi dziewczynę (Serenę), która prowadziła agencję bookingową. Pewnego dnia zaproponowała mi sprowadzenie do Chorwacji O.C., który akurat przyjeżdżał do Europy, promując swój nowy album Jewelz. Złożyło się to z czwartymi urodzinami mojej audycji. Był to mój pierwszy amerykański koncert w Zagrzebiu, jaki organizowałem. Wcześniej oczywiście przyjeżdżali do nas inni artyści ze Stanów – Ice T, Public Enemy czy Afrika Bambaataa. Swoją drogą, byłem nawet DJ-em na koncercie Bambaaty. Jakoś tydzień przed przyjazdem O.C. otrzymałem faks od Sereny z listą pasażerów. Wiesz, musiałem zarezerwować im loty, hotele itd. Zwróciłem uwagę na nazwisko Lamont Coleman, które na niej widniało. Zapytałem więc moją znajomą, czy to Big L, odpowiedziała, że tak, że L jedzie w trasę koncertową z O.C. jako jego support. Ucieszyłem się. Już wtedy byłem fanem L’a – słyszałem jego debiutancki krążek i zdarzało mi się grać w audycji jego numery.
Chłopaki przylecieli do Zagrzebia z DJ-em O.Gee. Wydarzenie odbyło się w klubie Aquarius. Miałem przyjemność wystąpić przed ich show, a później sfilmowaliśmy ich koncert na dwie kamery. W pewnym momencie Big L podał mi mikrofon i skończyłem na robieniu ad libów do My World. Spędzili w Zagrzebiu kilka dni. W tym czasie zrobiliśmy między innymi wywiad w mojej audycji i w programie Top DJ Mag dla chorwackiej telewizji. Po wylocie chłopaków do Stanów, poszedłem do sklepu z płytami, gdzie sprzedawaliśmy bilety na ich koncert i… okazało się, że ktoś podał się za mnie i wziął wszystkie pieniądze, które zarobiliśmy z przedsprzedaży. Dziś patrzę na to inaczej – wydaję mi się, że właściciel sklepu wykorzystali brak mojego doświadczenia i mnie oszukał, bo nie podpisałem z nimi żadnej umowy. Koncert był finansowany przez moją stację radiową i kiedy mój szef się o tym dowiedział, był tak wkurzony, że już nigdy nie odzyskałem w pełni jego zaufania. Pracowałem tam do 2013 roku.
Czułem, że bardzo się zbliżyliśmy się do siebie z L’em w ciągu tych kilku dni. Utrzymywaliśmy jeszcze później kontakt telefoniczny, bo zostawił mi swój numer domowy. Byliśmy w stałym kontakcie. Ostatni raz rozmawialiśmy ze sobą jakoś dwa tygodnie przed jego śmiercią. Opowiem jeszcze anegdotkę. Podczas pobytu kręcił z dziewczyną o imieniu Tajana. Gdy już wyjeżdżał, dał mi jej bluzę i poprosił, bym jej oddał, chyba zostawiła ją w jego pokoju. Spotkałem się więc z nią. Była bardzo atrakcyjna, więc też zacząłem z nią kręcić (śmiech). Spotykaliśmy się kilka miesięcy. Można więc powiedzieć, że mieliśmy z Big L’em tę samą dziewczynę (śmiech). Jakiś czas po śmierci L’a wytwórnia Rawkus i jego menedżer Rich King wysłali mi złotą płytę za krążek Big Picture – w ten sposób chcieli mi podziękować za opiekę nad Big L’em podczas jego pobytu w Zagrzebiu. Do dziś pozostaje w świetnych relacjach z O.C. i całą ekipą Diggin in the Crates. Wiele razy odwiedzałem ich w Nowym Jorku w ich studiu na Bronxie.