Jakub Żulczyk: To teatrzyk, który zawsze źle się kończy dla raperów

fot. zuza krajewska/facebook JŻ.

O artystach, którzy potrafią zakręcić słowem, umiejętnym przekazywaniu emocji w utworach czy tym, że przestępcy to z reguły źli i głupi ludzie. Rozmawiam z pisarzem – Jakubem Żulczykiem.

Kiedy miałeś 17 lat, brałeś na serio teksty raperów? Czułeś, że są prawdziwe? Czy może z tyłu głowy miałeś myśl, że jest w nich zawarta też fikcja?

Prawda w sztuce nie tkwi w wiernym odwzorowaniu faktów, tylko w umiejętnym przekazie emocji. W skrócie – autentyzm jest wtedy, gdy ty czujesz autentyzm, a nie wtedy gdy ktoś opowiada jeden do jednego swoje życie. Ktoś po prostu mówi coś, co do ciebie trafia i co umiesz przełożyć na swoje życie. Oczywiście, w hip-hopie jest to całe decorum, że ktoś reprezentuje jakieś konkretne miejsce, grupę ludzi, ma swój życiorys, który opowiada, swoje ciężkie sprawy, które przeszedł i jest z tego rozliczany wśród słuchaczy. Ale usilne przywiązywanie się do tego zawsze ma krótkie nogi. Może Eminem tak naprawdę był z dobrego domu, a jego mama była super, ale co z tego? Jak rapuje swoje, to każdy ma gęsią skórkę.

Ta prawdziwość wciąż jest ważna?

W Stanach raperzy o ulicy i dragach autentycznie to mogą opowiadać na pierwszych nagraniach. Później są już bogaci, żyją jak gwiazdy rocka lub sportu. Oczywiście próbują potem do tego bycia „tru” dociągać i cała ta zabawa byłaby zabawna, gdyby nie była tragiczna w skutkach, bo z tego dociągania robią się tragedie i potem bardzo zdolni artyści dostają kulę w łeb. W ogóle amerykański hip-hop jest trochę na wylocie, bo umarło całe pokolenie młodych raperów. Wszyscy goście, którzy mieli być nowymi supergwiazdami – XXX Tentacion, Pop Smoke, Juice WRLD, Lil Peep itd. – nie żyją. Ale to temat chyba na inną rozmowę. Ale to wszystko teatrzyk.

Cały wywiad znajdziecie pod tym linkiem.