fot. Karolina Wybraniec
Pretekstem do tego wywiadu jest zbliżająca się premiera krążka „Hvncwoty”, który Barto stworzył wraz z Soulpetem. Rozmawiamy więc o tym, co na nim znajdziemy i o zmianach, jakie zaszły w życiu młodego rapera.
Zatwardziały truskulowiec…
Pamiętasz zapewne tę legendarną scenę z filmu „La Haine”, gdy DJ Cut Killer otwiera okno, ustawia w stronę osiedla kolumny, nakłada „placek” na decka i skreczuje „Sound of da Police” KRS-One’a. U mnie było podobnie. Piętro wyżej prawie każdego dnia ziomki, starsi ode mnie o kilkanaście lat, puszczali na full przez okno Molestę czy Hemp Gru. Nie dziwię się więc, że już od najmłodszych lat stawałem się muzycznym radykałem. Idąc z piłką na boisko, słyszałem z okien muzykę, którą pokochałem. Widziałem też osiedlowych skejterów, grindujących pod blokiem na własnoręcznie robionych rampach czy skład tańczących na kartonach b-boyów. Wracając do domu, widziałem starszego brata, który na przemian oglądał Extreme Sports z MTV. Siłą rzeczy pewne zasady już nieświadomie były mi wszczepiane od dziecka.
W końcu jednak ten klasyczny hip-hop ci się znudził.
W szkole średniej ziomek z ławki zaprezentował mi na słuchawkach Flatbush Zombies, Schoolboy Q i pierwsze tracki Spark Master Tape. Pomyślałem sobie: „jakie to jest zajebiste”. Mimo że to była dla mnie nowość, to słyszałem u nich ten stary vibe. Z dnia na dzień odkrywałem nową muzę ze Stanów. Przełomowym momentem było, kiedy przekonałem się do Kanyego Westa. Przyznam, że nie było to dawno. Cały mój muzyczny gust zmieniła płyta „The Life of the Pablo”. Nawet nie chodzi o samą muzykę, ale o całą otoczkę, to wizjonerstwo. Wtedy rozkminiłem, że chce się rozwijać, robić nową muzykę i nie nawijać tylko od deski do deski o osiedlu czy o ziomkach. Zrozumiałem, że muzyką można się bawić, że jest elastyczna i można za jej pomocą wyrażać emocje w totalnie różny sposób. Dopiero od tego momentu tworzenie sprawia mi najszczerszą przyjemność.
Koledzy byli trochę zdziwieni, ale potem sami zarazili się odkrywaniem nowych kawałków. Chciałem usłyszeć coś więcej niż tylko Pete Rocka i Mobb Deep. Chodzi też o hajs, powiedzmy to sobie szczerze. Dziś słuchacze, szczególnie ci młodzi, wolą świeże rzeczy. Myślę, że jako dzieciak, który rzucił szkołę dla muzyki, nie mogę myśleć szablonowo i robić ciągle nowojorskiego hip-hopu rodem z lat 90. To nieopłacalne. Wiedziałem, że z czasem będę się rozwijać i sięgać po nowe brzmienia, by dopasować się do mainstreamowego rynku. Przewidywałem nawet, że zmienię gatunek muzyczny. To się powoli staje. Wiesz, uważam, że rap jest, kurwa, nudny. Wkurwia mnie już ta scena.
Dalszy ciąg rozmowy znajdziecie pod tym linkiem.