fot. Zdjęcie pochodzi z profilu artysty na Facebooku.
Czuję, że to jedna z moich najciekawszych rozmów z raperem. Może dlatego, że tego rapu w tekście za dużo nie znajdziecie. Gadamy za to o depresji, ciągłym analizowaniu świata, zmęczeniu branżą czy braku akceptacji. Szczerze, intymnie, poważnie. Zapraszam na wywiad z Małpą.
W takim razie, jakie plusy niosło za sobą mieszkanie w Toruniu.
Cieszę się, że nie trzeba było pić tej wódki przy barze. (śmiech) Mieszkanie w Toruniu pozwoliło mi uniknąć kilku niezręcznych sytuacji. Jestem gościem, który nie potrafi udawać, że kogoś lubi, ale nie mam też specjalnej potrzeby pokazywania, że kogoś nie lubię. Staram się zachowywać neutralność, a ona bywa niezręczna. Czasami trzeba dać komuś do zrozumienia, że nie chce się mieć z nim kontaktu. Łatwiej mi to zrobić z perspektywy Torunia. Z socjologicznego punktu widzenia mieszkanie w takim mieście jak Toruń daje szerszy horyzont. Zwłaszcza kiedy masz okazję jeździć po Polsce i obserwować ją taką, jaka faktycznie jest. Polska jest trochę ze szkła, ale też pełna brudu i dziur. Myślę, że mieszkając w centrum Warszawy, pewnych rzeczy można nie zauważyć.
Nie trzeba wnikliwie słuchać twojej płyty, by dojść do wniosku, że jesteś zmęczony branżą hiphopową. Rozumiem to, ale z drugiej strony mówi mi to co drugi raper. O co chodzi?
Branżę trzeba odzierać z pewnych mitycznych szat, które z naturalnych powodów zostały jej ubrane. Słuchacze w mocny sposób ją idealizują. To takie samo środowisko jak inne. Są w niej ludzie, których lubię, ale za zdecydowaną większością nie przepadam. Bardzo przeszkadza i męczy mnie zakłamanie, dwulicowość i hipokryzja, które są tu wszechobecne. Umówmy się – w każdej branży wygląda to podobnie. Nie jest to nic wyjątkowego. Tu też są idealiści czy ludzie, którzy za wszelką cenę chcą odnieść sukces. Są też tacy, którzy nie chcą się prostytuować.
Całą rozmowę znajdziecie pod tym linkiem.