Zdjęcie pochodzi z profilu Barto Katta na Facebooku. Grudzień/2021.
W grudniu Barto Katt dał znać hiphopowemu światu, że pracuje z Soulpetem nad wspólnym albumem. Z kolei dzisiaj nad ranem lubelski producent potwierdził te wieści, publikując w mediach społecznościowych wymowną fotkę, która podpisał: „Będzie to najlepsza płyta 2022 (i nie tylko)”. Sprawa jest więc jasna – płyta powstaje. Miejmy nadzieję, że na longplay nie będziemy musieli czekać zbyt długo. Obu artystów po raz pierwszy mogliśmy razem usłyszeć kilka tygodni temu w kawałku „Gary Graver” promującym album „Porn Fiction”.
W oczekiwaniu na projekt, warto odpalić najnowszy singiel Barto Katta. „Lady Sunshine” pochodzi z płyty instrumentalnej, która swoją premierę będzie miała jeszcze w kwietniu. Śląski beatmaker po raz kolejny udowadnia, że Stones Throw to label, z którego płyty są mu szczególnie bliskie. Rok temu, po śmierci MF Dooma w ten sposób mówił mi o swoich inspiracjach: „Od dzieciaka jarałem się kreskówkami i komiksami. Więc, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem klip do „All Caps” wiedziałem, że to gość, którego muzyka będzie szła ze mną przez życie. Zakochałem się w jego podziemnym wajbie i niepodrabianym klimacie. Będę z tobą szczery – nigdy nie sądziłem, że śmierć artysty może kimś tak poruszyć. Dziwiłem się, gdy ludzie zawsze tak to przeżywali. Do czasu aż spotkało to mnie. Niektórzy wspominając swoje dzieciństwo, mówią, że spędzili je na kopaniu do piłki i grze w „chowanego”. Ja mając 10 lat, chodziłem dwa kilometry do szkoły, mając na słuchawkach jego utwory. Był dla mnie autorytetem. Ktoś chciał być Supermanem, inny Batmanem, a ja… MF Doomem. Chciałem choć raz poczuć się na scenie tak jak on. I pewnej nocy stworzyłem swoją maskę, w ogóle nie przejmując się konsekwencjami. Miałem gdzieś, czy ludzie nazwą mnie kserobojem. Na szczęście słuchacze kumają mój lot i wiedzą, że to wszystko w podzięce za jego muzykę. Gość był arcymistrzem w klejeniu rymów. Wersy to jedno, ale ten dobór sampli w jego bitach to istne szaleństwo. Tego nie da się podrobić! Mówi się, że Dilla miał „złote ucho”, ale słuchając produkcji Dooma, mam wrażenie, że typowi nie było potrzebne żadne „złote ucho”. On po prostu każdy sampel zamieniał swoją muzyczną wizją w coś wspaniałego. Jego twórczość jest owiana oryginalnością i zarazem chorym, brudnym, zagadkowym klimatem. Głęboko wierzę w to, że Madlib naprawdę ma na dysku materiał na drugą część ich płyty”.