Nigdy wcześniej nie przeszła mi przez głowę myśl, że będę rozmawiać z writerem, który akurat musi walczyć na wojnie. Niestety czas boleśnie to zweryfikował. Nie wiem, co właściwie mam więcej napisać we wstępie, bo nadal nie mieści mi się w głowie, że kiedy ja piszę te słowa, mój rozmówca w tym samym czasie cały czas walczy o życie.
Wywiad zapowiada specjalny numer magazynu Concrete dedykowany ludziom z Ukrainy. Nowy Concrete w sprzedaży powinien pojawić się lada dzień.
Jesteś w tej chwili bezpieczny?
Dzięki, że pytasz. Jestem bezpieczny, ale i mocno wkurwiony. Jutro wracam do Kijowa, bo w tej chwili jestem poza miastem.
Co robiłeś, kiedy rosyjskie wojsko rozpoczęło inwazję na Ukrainę?
Od 2014 roku przeczuwałem, że to się może wydarzyć. Jednak dopiero w grudniu ubiegłego roku pomyślałem sobie, że wojna jest naprawdę blisko. Oczywiście do ostatniej chwili miałem nadzieje, że ich wojsko nie wejdzie, ale analizując wszystkie działania rosyjskiej armii, łudziłem się niestety coraz mniej. 24 lutego spałem ze swoją rodziną w naszym domu, kiedy nagle usłyszałem kilka wybuchów na lewym brzegu Dniepru. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy to: „zaczęło się”. Włączyłem telewizor, ale jedyne co zobaczyłem to śmieszne reklamy, które zazwyczaj emitowane są w nocy. Odpaliłem Facebooka i zobaczyłem kilka informacji o eksplozjach. Napisałem do moich ziomków – „Słyszeliście?” – „Tak, te ruskie kurwy to zrobiły” – odpisali mi szybko.
Jak wspominasz pierwszy dzień wojny, 24 lutego?
Pierwsze kilka godzin było oczywiście bardzo nerwowe, ale później udało mi się trochę uspokoić. Prawie cały dzień spędziłem chodząc po ulicach. To, co widziałem to długie kolejki w sklepach, aptekach i korki na ulicach. Podobne wyglądały stacje benzynowe. Na ulicach byli już żołnierze i czołgi. Działo się dokładnie to, co w 2014 roku. Widziałem te same obrazy. Ludzie w panice ewakuowali swoje rodziny. Ja nie zrobiłem tego pierwszego dnia, dopiero później. Mam małą córeczkę i nie chcę, by widziała wojnę. Nasz rząd ułatwił procedury związane z przyjęciem w szeregi wojsk obrony terytorialnej i otrzymanie broni (AK 47). Wielu facetów nie chciało stracić możliwości zabijania rosyjskich najeźdźców. Do obrony kraju zgłosili się nawet hipsterzy, których w Ukrainie nie brakuje.
Muszę kończyć. Zgadamy się jutro. Odezwę się, jak dojadę do Kijowa.
Jasne. Trzymaj się!
Dawaj kolejne pytanie. Możemy kontynuować wywiad.
Jesteś w kontakcie ze swoimi ziomkami z ekipy ETC?
Jesteśmy w stałym kontakcie. Wszyscy pomagają. Każdy robi co w jego mocy. Jedni zamalowują znaki, inni wstąpili do wojsk obrony terytorialnej, a jeszcze inni pomagają budować barykady w mieście. Msone ETC, który w przeszłości był oficerem w ukraińskiej armii, w momencie, gdy rozpoczęła się wojna, od razu zgłosił się do biura wojskowego. Wziął broń i ruszył na linię frontu przy granicy z Białorusią. Jeden z moich znajomych – hipis, który jest geniuszem chemii i techniki – opracował ulepszoną recepturę koktajli Mołotowa. Inny writer, który poznał już smak wojny w 2014 roku, też jest z nami w stu procentach i zaangażował się w pomoc. Mógłbym takich przykładów wymieniać bez końca. Powiem ci jedno – putinowi udało się dokonać tego, czego nie dokonał żaden ukraiński polityk… wszystkich nas zjednoczył!
Słuchaj, dokończymy rozmowę później, bo właśnie rozpoczął się kolejny atak powietrzny. To nie jest dobry moment na myślenie.
Ok. Odpisz, jak będziesz mógł. Trzymaj się! Zostawię ci kolejne pytanie – jak w tej chwili wygląda Kijów?
Jestem. Już odpowiadam. W tej chwili ulice są puste. W całym mieście widać posterunki i ludzi z bronią. Nie mogę ci przesłać zdjęć, ponieważ zabroniono nam ich robić. Nie chcemy zdradzać wrogom naszego położenia ani tego, jak ich tu przywitamy. Jeśli teraz nie zachowujesz się jak sabotażysta, to możesz czuć się dość bezpiecznie – choć nie wiem, czy to dobre słowo. Jeśli chodzisz po ulicach po godzinie policyjnej bez specjalnej przepustki/pozwolenia, to możesz po prostu zginąć. Na ten moment największe problemy w Kijowie to brak benzyny, puste sklepy, kolejki do aptek, bombardowania i strzelaniny każdej nocy. Musimy schodzić do schronów 5 – 10 razy w ciągu doby. Niektórzy mają już tego dosyć i zostają w domach. Wielu ludzi spędza noce na stacjach metra. Tak przy okazji, transport publiczny jest darmowy. Ludzie nie zostawiają swoich zwierząt. Większość osób sobie pomaga. Tworzymy grupy online, by pomóc każdemu, kto jest w potrzebie. Ci, którzy nie załapali się na broń, udzielają się społecznie. W sklepach nie ma papierosów. Jest to więc dobry moment na rzucenie palenia.
O graffiti pewnie teraz nie myślisz?
W tej chwili nie ma mowy o graffiti. Opowiem ci taką anegdotkę. Dziesięć dni przed wybuchem wojny, kumpel powiedział mi, że kilku malarzy zostało złapanych w trakcie akcji na pociągach. Zostali zabrani na posterunek, gdzie usłyszeli: „Chłopaki, zbliża się wojna. To nie czas na malowanie pociągów. Przekażcie to wszystkim swoim kumplom. Kiedy to wszystko się skończy, znów będziecie sobie mogli malować, a my znów będziemy was łapać. Na razie musimy się skupić na walce z wrogiem”. Wypuścili ich bez niczego. Żadnej grzywny, nawet nie odnotowali zatrzymania w papierach. Nic. Kiedy zabrałem moją rodzinę na wieś, planowaliśmy z żoną namalować na ścianie napis „putin to kurwa”. W międzyczasie dowiedzieliśmy się o bombardowaniach i dwóch zestrzelonych w naszym regionie samolotach, więc odpuściliśmy. Nie chcieliśmy dodatkowo stresować naszych ludzi. Dołączyliśmy do wojsk obrony terytorialnej. W większości to proste chłopaki – niektórzy w dresach i butach sportowych – ale i rolnicy czy wojskowi z doświadczeniem. „Chłopaki, ja i moja żona jesteśmy z Kijowa i lubimy malować graffiti. Chcemy to namalować” – powiedziałem do nich, pokazując im szkic. Ich przywódca zaczął się śmiać. Zawołał innych i pokazał mój obrazek. Spodobał im się i powiedzieli, że możemy działać. Dodali tylko byśmy nie malowali obok posterunku, bo nieopodal jest kościół. Wskazali nam inne miejsce.
Jak ludzie reagowali na to, co robicie?
W trakcie malowania zatrzymały się obok nas dwa samochody. „Kim jesteście i co robicie?” – zapytali nas. Odpowiedzieliśmy, że malujemy napis „putin to kurwa”. Pochwalili naszą pracę i odjechali, żegnając się z nami słowami: „Chwała Ukrainie”.
Trudno mi sobie wyobrazić, co teraz czujesz.
Co tu dużo mówić – czasy są ciężkie, ale staram się spojrzeć na to wszystko z filozoficznego punktu widzenia. Teraz dźwigamy swoje krzyże, ale wierzę, że po tych trudnych momentach przyjdą lepsze czasy i nowe możliwości. Zdaję sobie sprawę z tego, że może brzmi to jak banał, ale musimy być silni i bronić naszej ziemi. I to właśnie robimy. Wielu ludzi w Ukrainie wiedziało, że w końcu musi dojść do tej wojny. Mówiono tu o niej już w latach 90. Niestety większość wolała patrzeć na świat przez różowe okulary i udawać, że Rosja to nasz przyjaciel. Nie chcieli dopuszczać do siebie prawdy. Byli przekonani, że nas nie zaatakują. Zachęcam do obejrzenia ostatniego wywiadu z czeczeńskim przywódcą rebeliantów Joharem Dudaevem, który zginął z rąk Rosjan. Jego wypowiedzi brzmią jak przepowiednia. Już w 1996 roku mówił o tym, co wydarzyło się w Ukrainie 18 lat później. Z drugiej strony – nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Jeśli znasz choć trochę historię Rosjan, to wiesz czego się po nich spodziewać. Nietrudno przewidzieć ich ruchy. One się nie zmieniły od ostatnich 80 lat. Polacy i ludzie z innych krajów wschodniej Europy doskonale wiedzą, o czym mówię.
Niektórym dopiero teraz otworzyły się oczy?
Tak. Szkoda, że płacimy za to tak wysoką cenę. My, w przeciwieństwie do Rosjan, nie zostawiamy ciał naszych ludzi. Dla Ukraińców liczy się każdy człowiek. Każda osoba, która z nimi walczy, jest bohaterem. W każdej wiosce można zobaczyć tablice upamiętniające poległych żołnierzy. Giną nasi najlepsi ludzie. To straszna tragedia. Ciężkie czasy zawsze jednoczą Ukraińców. Jeśli widzisz, jak kobiety przygotowują koktajle Mołotowa, to dociera do ciebie, że nie damy tym szalonym skurwysynom odebrać naszej ziemi. Mogą nas zagłodzić na śmierć, wysyłać na pewną śmierć na Syberię czy zrzucić na nas bombę nuklearną, ale nasz duch wciąż żyje! Brałem udział we wszystkich rewolucjach w Ukrainie i wspieram naszą armię od kilku lat. Wiem, że przetrwamy.
Widziałeś pewnie niejedno.
Wspierałem akcje na Majdanie. Widziałem wtedy naprawdę wiele. Człowiek jest w stanie przyzwyczaić się do widoku martwych ciał i innych szokujących rzeczy. Martwe ciała, naloty, bombardowania… Nie zmienia to jednak faktu, że każdy zabity Ukrainiec naprawdę głęboko rani moją duszę.
Miałeś okazję ostatnio rozmawiać z writerami z Rosji?
Nie. Znałem kiedyś kilku rosyjskich writerów, ale po 2014 roku przestali dla mnie istnieć. Obecnie jestem w kontakcie tylko z trzema ziomkami. Kumpel z Białorusi, który obecnie mieszka w Moskwie. Mój znajomy przebywający obecnie w Pradze jest tak naprawdę jedynym Rosjaninem, który do mnie zadzwonił. Powiedział mi, że to wszystko jest pojebane i zaoferował mi swoją pomoc. Inny koleś, mieszkający w Rosji, polajkował moje zdjęcie ścianki z obrazkiem „putin-chuj” – co tak naprawdę jest dość odważnym ruchem z jego strony. Tylko tych trzech gości się dla mnie liczy. Reszta rosyjskich malarzy dla mnie nie istnieje. Zawsze gardziłem ukraińskimi writerami, którzy dołączali do rosyjskich ekip. Nazywam ich mankrutami. Co mówią inni goście z Rosji? Nie mam pojęcia. Trzeba ich o to zapytać.
Chcesz coś dodać na koniec?
Zamknijcie przestrzeń powietrzną nad Ukrainą. Wspierajcie ukraińska armię. Jeśli Ukraina upadnie, ten szalony skurwiel przyjdzie po Was. Specjalne podziękowania dla Polaków za ich wojskowe wsparcie oraz przyjmowanie naszych uchodźców. putin – chuj! Chwała Ukrainie! Путін—хуйло! Слава Укрвїні! Рускій корабль, — іді нахуй!