Marco Polo: Piękno hip-hopu tkwi w jego prostocie (WYWIAD)

Jakoś z końcem sierpnia uznałem, że warto zacząć też robić rozmowy z ludźmi ze Stanów, a najlepiej z tymi, którzy reprezentują nowojorską scenę. Od razu wiedziałem, że w pierwszej kolejności chcę się odezwać do Marco Polo. Znalazłem jego maila w sieci, napisałem i po tym, jak przejrzał moją stronę, stwierdził, że nie ma problemu i możemy to ogarnąć. Dodał jednak, że wywiad musi odbyć się dopiero jesienią. Poczekałem więc do jesieni i mu się przypomniałem…

Uważasz, że wykształcenie muzyczne przeszkadza w cięciu sampli i ogólnie w tworzeniu muzyki?

Ja nie posiadam wykształcenia muzycznego. Grałem tylko na perkusji w orkiestrze w szkole średniej, ale mi nie szło – byłem fatalny. (śmiech) Przez ostatnich 20 lat bardzo dużo się nauczyłem w muzyce. Uważam jednak, że patrzenie na muzykę z „nie muzycznej” perspektywy pomogło mi stworzyć bity, które są po prostu inne, bardziej interesujące. Uważam, że piękno hip-hopu od lat tkwi w jego prostocie i pewnej powtarzalności. DJ Premier jest zdecydowanym królem w tej dziedzinie. Od zawsze mu się przyglądam. Podglądam najlepszych, by starać się zrozumieć sposób, w jaki słyszą dźwięki i jak z sampli tworzą swoje kawałki.

Preemo jest producentem, który nie ma sobie równych w samplowaniu?

Zadałeś mi bardzo trudne pytanie. Moim zdaniem w tej kwestii wyróżnia się dwóch producentów. DJ Premier i J Dilla. Jay Dee wybierał takie fragmenty dźwięków, które po prostu mnie powalały na kolana. Podobnie jest z Preemo. DJ Premier jest typem, od którego dosłownie dostajesz pięścią w mordę, kiedy słyszysz, w jaki sposób tnie sample. W jego podkładach jest dużo funku i energii. Dilla natomiast potrafił znaleźć w jakimś starym kawałku odpowiednią melodię i dodawał jej swojego stylu. Słuchanie ich kawałków jest dla mnie wielką przyjemnością. To zdecydowanie dwóch najlepszych producentów w historii hip-hopu. Uwielbiam ich muzykę.

Którzy producenci twoim zdaniem są niedocenieni przez słuchaczy? Podpowiem ci: Paul C? Howie Tee? Marley Marl?

Każdy z producentów, których wymieniłeś, zasługuje na większe uznanie. Tylko widzisz, działali chyba w trochę nieodpowiednim okresie. Czasami tak jest, że nie trafiasz w odpowiedni moment i zostajesz zapomniany, niedoceniony. Prawdopodobnie nie byłoby dziś Large Professor’a, gdyby nie Paul C. Oni co prawda robili muzykę lata przede mną, ale odrobiłem lekcję hip-hopu i poznałem ich historie. Marley Marl jest dla mnie bez dwóch zdań jednym z najważniejszych producentów wszechczasów. Masta Ace opowiedział mi o nim wiele historii.

Porozmawiajmy teraz o raperach. Współpracowałeś z wieloma. Jakie masz metody pracy?

Praca z raperami i innymi twórcami może być czasem nie lada wyzwaniem. (śmiech) Po wypuszczeniu albumów z wieloma artystami, postanowiłem skupić się na pracy z jednym raperem. Mam na myśli np. mój krążek z Masta Ace’em. Powiem tak: zderzenie wielu ego i opinii może być czasami… mało efektywne. Najlepiej zamknąć się w studiu z ludźmi, którzy szanują to, co robisz. W przeciwnym razie nie można nazywać tego współpracą, tylko pracowaniem dla kogoś. Zawsze zależy mi na tym, by finalnie stworzyć, jak najlepszy kawałek.

I tych kawałków masz już trochę na koncie. Sprawdzałeś kiedyś, w którym miejscu na świecie masz najwięcej słuchaczy?

Ciężko powiedzieć. Z lajaków na Facebooku wynika, że najwięcej mam ich w Chile. Później oczywiście są Stany Zjednoczone, Włochy, Kanada, Niemcy, Francja… Mam naprawdę szczęście, że ludzie, którzy mnie sprawdzają, rozsiani są po całym świecie.

Żeby nie było tak miło. Masz na koncie jakieś muzyczne porażki?

Nie sądzę, żebym miał na swoim koncie jakieś ogromne porażki. Na całe szczęście! Nieukończonych projektów jest u mnie niewiele. Czy są albumy, które chciałbym, żeby usłyszało więcej osób? Naturalnie. Myślę, że właściwie wszystko co nagrałem po „Port Authority”, nie dotarło szeroko do ludzi. Sprzedaż moich płyt nie zawsze była dobra. Może to wina promocji? A może jeszcze czegoś innego? Ale zapewniam cię, że z każdego krążka, który stworzyłem, jestem dumny.

Jakie nagrania obecnie najbardziej cię intrygują i sprawiają, że z jeszcze większą chęcią sięgasz po bitmaszynę?

Jeśli mam być szczery to niewiele nowych hiphopowych kawałków mnie rusza. To chyba dlatego, że jestem już stary. (śmiech) Wiesz, muzyka jest powiązana z różnymi etapami naszego życia. Hip-hop, którego słuchałem dorastając, dziś nie działa już na mnie w ten sam sposób. Są takie kawałki, które brzmią tak samo świeżo, jak wtedy, kiedy usłyszałem je po raz pierwszy, ale i takie, które straciły swój urok. Jeśli mam być szczery to w 2021 roku większą uwagę przykładam do producentów niż raperów. Ludzie z mojego otoczenia, tacy jak Shylow czy DJ Skizz zawsze mnie inspirują. Mam też ten przywilej i zaszczyt, że raz na jakiś czas mogę spędzić kilka chwil z Preemo. Puszcza mi wtedy np. kawałki, nad którymi akurat pracuje. To również jest dla mnie bardzo inspirujące.

Porozmawiajmy teraz o twoim nowym projekcie – „The MP On The MP: Volume 2”.

„The MP On The MP: Beat Tapes” to trylogia. Miałem pomysł, żeby zaprezentować podkłady, które były już gotowe, ale z różnych powodów nie trafiły na żadne projekty. Mam w studiu mnóstwo muzyki i chcę, by ludzie ją usłyszeli. Miałem już dość patrzenia na te pliki na moim komputerze i wymyśliłem sobie, że wypuszczę trzy płyty. Pomysł inspirowany był moim programem na Youtube’ie „MP on the MP”. Jedyny warunek, jaki musiały spełniać bity, które znalazły się na krążku, był taki, że… najzwyczajniej w świecie są najlepsze. Postawiłem na różne produkcje. Nawet na te, o których stworzenie ludzie, nigdy by mnie nie posądzali. Lubię zaskakiwać moich fanów. Dlatego nie zawsze tworzę w tym samym stylu. To dla mnie ważne. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że ludzie wolą moje starsze nagrania, ale nie chcę iść na łatwiznę.

Masz jakieś historie związane z produkcjami, które znalazły się na drugiej części?

Niektóre bity są tak stare, że nawet nie pamiętam, jak powstawały. (śmiech) Na kilku z nich chciałem, by pojawili się raperzy. „Epic intro” i „Preacher Man” były w katalogu przygotowanym dla Ostrego na drugą „Kartaginę”, ale – jak wiadomo – nasza kolejna płyta na razie nie powstała. Z kolei „Warrios”, „Like a King”, „Pirate Hookers” czy „Orange Beams” są produkcjami, które początkowo chciałem umieścić na „Port Authority 2”, ale nikt ich nie wybrał. „My World” to bit, na którym miała być pierwsza wersja „Nite & Day” z Big Daddy Kanem, ale ostatecznie podmieniłem podkład. „Medellin” został nagrany, ale nigdy go nie wypuściłem. Ostatnio jednak udało mi się nagrać do niego teledysk. Nie mogę się doczekać premiery. Klip zrealizowaliśmy oczywiście w kolumbijskim mieście Medellin.

Nic mi nie powiedziałeś o bicie zatytułowanym „Marco Poland”.

Użyłem w nim polskiego sampla. Nie powiem ci jakiego, ale to naprawdę zajebisty bit. Kanadyjski raper Merkules nagrał kiedyś na nim nawet demo, ale niestety nigdy nie zostało wydane.

Jakie masz oczekiwania względem nowego projektu?

Cóż, moje oczekiwania nie są zbyt wygórowane. (śmiech) Chcę tylko, by ludzie mogli usłyszeć moją muzykę i dobrze się przy niej bawili. Nie martwię się takimi rzeczami jak sukces czy wyniki sprzedażowe. Powiem ci tak: jestem szczęśliwy, że mogę wypuszczać swoją muzykę na woskach.

Wspomniałeś wcześniej o Ostrym. Rozmawiacie jeszcze ze sobą o nowej muzyce?

Nie mamy ze sobą kontaktu, ale Adam to mój brat. Jeśli tylko jeszcze będzie chciał zrobić ze mną jakąś muzykę, to ja oczywiście jestem gotowy.

Wierzysz, że druga „Kartagina” powstanie?

Jedyną osobą, która zna odpowiedź na twoje pytanie, jest Ostry. Ja jestem gotowy, by się za nią zabrać.

Nowy album Marco Polo możecie kupić na stronie: marcopolobeats.com