Nie chcę pisać, że DJ Muggs jest jednym z najbardziej niedocenionych najntisowych producentów w naszym kraju, bo trudno tak napisać o gościu, który współtworzy Cypress Hill. A jaką popularność na rodzimych osiedlach miał ten zespół, wiedzą wszyscy. Gdybym jednak miał zerknąć na to, jakich mistrzów bitmaszyny wymienia się w pierwszej kolejności, kiedy mówi się o tym, co działo się za oceanem około 25 lat temu, można przyjąć, że jest producentem pomijanym. Podobnie jak, chociażby: Prince Paul, Havoc, E-Swift i kilku innych. Cóż, patrząc na to, jakie mocne kawałki w swojej karierze stworzyli: Preemo czy Dr. Dre, jestem w stanie to zrozumieć. Ale kiedy zechcielibyśmy zestawić ze sobą muzykę, jaką w ciągu tylko ostatnich lat tworzyli Premier i DJ Muggs, to ten pierwszy wypada blado. Zresztą, jak każdy inny, którego postawi się obok. No może poza Alchemistem.
Wydany w 2017 roku longplay „Gems From The Equinox” Muggs’a i Meyhem Laurena to kwintesencja tego, czego ja szukam w rapie i zdecydowanie najczęściej słuchany przeze mnie album ostatnich lat. Na tym właśnie projekcie po raz pierwszy usłyszałem o Hologramie. Piszę akurat o nim, bo wczoraj odpaliłem, wydaną kilkanaście dni temu, epkę „American Cheese”, która z miejsca stała się moim ulubionym (jak na razie) wydawnictwem tego roku. Bo jeśli w hip-hopie jest dziś miło, ładnie i przyjemnie, to ja wolę wsiąć na rower jak Action Bronson w klipie do „Don’t Ride With The Drugs”, wjechać w jakąś ciemną uliczkę, na której znajduje się zakurzony klub i posłuchać psychodelicznych podkładów producenta kojarzonego z B-Realem i Sen Dogiem. „Moi ludzie robią dym, twoi puszą się do zdjęć, Ups rozmazał im się tusz, a mi zaciska się pięść” – jak to zarapował niedawno Włodi.
Przy okazji polecam jeszcze ubiegłoroczny projekt Muggs’a „Winter”, który wygrał… Cappadonna.