Po czterech miesiącach przerwy wracam na stronę z cyklem, w którym główną rolę odgrywa Miko. Możecie go kojarzyć z działań w ramach duetu P’Am Polish American lub/i kawałków Obozu Ta. W pierwszym odcinku cyklu wspominaliśmy pierwszy, polski video-wywiad z DJ-em Premierem, w drugim wróciliśmy do 1997 roku, kiedy do Warszawy przylecieli Jam Master Jay, Run oraz D.M.C.. Dzisiaj Miko zabierze nas do… Lipska, gdzie w jednym z lokalnych klubów miał przyjemność rozmowy z Pete Rockiem. Sprawdźcie, jak Miko zapamiętał ten wieczór.
Miko: Wywiad z Pete Rockiem przeprowadziłem 10 lat temu podczas jego koncertu w Lipsku. Do Niemiec przyleciał wraz z C.L. Smoothem. Pierwsza rzecz, jaka rzuciła mi się w oczy to fakt, że w klubie było tak wiele młodych osób. Zdziwiło mnie to, ponieważ od wydania ich ostatniego wspólnego albumu minęło wtedy przecież aż 16 lat. Część ludzi zgromadzona tego wieczoru mogła w dniu premiery „The Main Ingredient” mieć zaledwie kilka lat. Od tego też zacząłem naszą rozmowę. Pete powiedział mi, że cieszy się, że wszystko to, co muzycznie zrobił, nie poszło na marne i bardzo jara się tym, że po ich twórczość wciąż sięgają kolejne pokolenia. Później rozmawialiśmy o jego muzycznym rozstaniu z C.L. Smoothem – zapytałem go, czy nie miewał takich momentów, w których myślał sobie, że fajnie byłoby, gdyby na jego podkładach wciąż nawijał C.L., a nie ktoś inny. Odpowiedział, że nie miał takich przemyśleń, ani nie miał z tego powodu żadnego żalu. Stwierdził, że tak po prostu musiało być i że między nimi jest już wszystko w porządku. Mówiliśmy także o samplach. Wyznał mi, że zawsze lubił eksperymentować i używać totalnie różnych próbek. Zeszło też na temat tego, co myśli o gościach, którzy wypuszczali mixtape’y, na których ujawniali oryginalne kawałki, z których brali sampli. Użył w stosunku do nich dość ostrych słów. Podobnego zdania był DJ Premier, z którym rozmawiałem wcześniej. Oczywiście dzisiaj producenci nie mają takich zmartwień i problemów, bo jest np. strona Who Sampled i wszystko można od razu sprawdzić i mieć na wyciągnięcie ręki. Wtedy wyglądało to zupełnie inaczej. Zapytałem go również o najdroższy sampel, jaki miał na swoich płytach – wskazał na Jamesa Browna i po chwili dodał, że każdy cent, który za nie zapłacił, był tego wart, bo Brown swoją twórczością na to po prostu zasłużył. Pete opowiedział mi też, że nigdy nie samplowałby z kawałków zespołu Steely Dan, ponieważ byli cholernie drodzy. Dodał, że kilka zespołów o mały włos zapłaciłoby swoimi karierami, za użycie fragmentów z ich płyt. Mówił, że to zespół, którego często słuchał w dzieciństwie i poszerzali jego horyzonty. Nowojorczyk powiedział mi również, że Curtis Mayfield lubił i szanował raperów, dlatego nie miał problemu, gdy ci korzystali z jego twórczości. Oczywiście gadaliśmy też o J Dilli. Pete geniusz J Dilli skwitował w prosty sposób: „to był gość z Jowisza. Wpadł do nas na Ziemię na 32 lata, pokazał, co potrafi i wrócił do siebie”. Te słowa bardzo utkwiły mi w głowie. J Dilla i Pete Rock nawzajem inspirowali się do robienia muzyki.