Gdybym miał, kiedykolwiek wskazać osobę w Polsce, która jest po prostu hip-hopem i nie musi tego oznajmiać co drugi dzień w social mediach, to bez chwili zastanowienia wskazałbym na Plasha. A że dodatkowo jest to gość, który chętnie dzieli się wiedzą i swoimi spostrzeżeniami, to złapaliśmy się niedawno na rozmowę, po której żałuję tylko tego, że takim osobom daję się dziś tak rzadko dochodzić do głosu.
Jesteś winylowym maniakiem, dosłownie. W którym mieście najlepiej szuka ci się płyt?
Wszędzie można coś wyszukać! Trzeba tylko mieć otwarte oczy i uszy, no i należy wiedzieć, jak szukać. Oczywiście, że mam swoje ulubione mety, ale czasami można trafić na coś w zupełnie niespodziewanym miejscu. Mnie się taka akcja przytrafiła w wakacje, gdy wracałem z synem z kajaków. Postanowiłem wstąpić do miejscowej graciarni, gdzie między kubkami z porcelany, kartami do gry i lalką bez nogi, dorwałem test press Kenny Dope’a za 10 złotych! Kiedy jestem za granicą, zawsze przeznaczam odpowiedni czas na digging. Gdy tylko wracam do tych miejsc, czasem nawet po roku, właściciele sklepów zawsze o mnie pamiętają. (śmiech) Niedługo lecę grać zawody do Barcelony i już nie mogę się doczekać, kiedy będę tam szperał w płytach, bo oczywiście i tam mam swoje miejscówki. Organizatorzy zawodów wiedzą, że kiedy tylko wpadam, to na pewno będę szukał płyt. Naturalnie zdarzy mi się też coś nabyć drogą internetową – ostatnio upolowałem coś naprawdę dla mnie cennego, pochwalę się tym wkrótce. Gdybym miał wybrać jednak jedno miasto, to stawiam na Berlin. On zawsze mnie zaskakuje!
Cały wywiad znajdziecie tutaj.