Kiedy przychodził na świat, duet (wtedy jeszcze duet) Mistic Molesta rapował na składance Smak B.E.A.T o osiedlowych akcjach, a Bolec, że w tym wszystkim chodzi o to, by było miło. Nie wiem, czy Szopeen kiedykolwiek inspirował się akurat tymi kawałkami, ale słuchając jego płyt, można odnieść takie wrażenie, bo na scenie bawi się świetnie, ale i o wartościach wyniesionych z podwórka nie zapomniał.
Należysz do grona raperów, którzy wychowywali się w czasach, gdy polski rap był już czymś normalnym na blokowiskach. Było faktycznie łatwo?
Szopeen: Dorastałem na typowym blokowisku z wielkiej płyty, gdzie połowa sąsiadów patrzyła na mnie krzywo i kojarzyła na zasadzie: „O, to ten typek, który nosi cały czas kaptur na głowie i chodzi w spodniach z krokiem w kolanach”. Taka aura utrzymuje się tam cały czas. Różni się tylko styl wypowiedzi i pewien system wartości. My spędzaliśmy wolny czas na boisku przy kawałkach Hemp Gru i polskim skunie, a dziś na tym boisku słucha się już zupełnie innych kawałków, ale to przecież normalna kolej rzeczy. Bardzo ukształtowało mnie graffiti. Jeżdżąc po Warszawie, cały czas kręciłem głową w prawo i lewo, by podziwiać nowe obrazki i tagi… ten nawyk został mi do dziś. (śmiech) Numerem, który bardzo wpłynął na moje działania, był utwór Molesty z Wigorem – „Nikt i nic”. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz go usłyszałem, to pragnąłem żyć hip-hopem jeszcze bardziej.
Cały wywiad przeczytacie tutaj.