Tius, jeden z najaktywniejszych europejskich bomberów opowiedział mi między innymi o: wyjeździe do Kairu, rozczarowaniem Nowym Jorkiem i… czapce postsowieckiego strażnika. Wywiad wydrukowany został w ostatnim numerze magazynu Vaib.
Ulubione miasto
Sycylia jest miejscem, do którego najchętniej wracam od 10 lat. Staram się tam być co najmniej raz w roku. Ostatnio chętnie też jeżdżę do Słowenii. Polskie kolejki w surowym malowaniu, dostępne spoty, krajobrazy, atrakcje turystyczne i dobre ceny sprawiają, że można się poczuć tam spełnionym writerem. Kiedyś dużo podróżowaliśmy po byłych republikach ZSRR. Moja miłość do Wschodu nie minęła i już planuję kolejne wypady w tamte rejony.
Najtrudniejsze miasto
Kair jest najmniej bezpiecznym miejscem, w jakim kiedykolwiek byłem. Wszędzie panuje chaos, nad którym nikt nie panuje! Wychodząc z hostelu z siatką farb, dowiedziałem się, że chwilę wcześniej miały miejsce trzy zamachy terrorystyczne i znaleziono kilka bomb w metrze. W atmosferze niepokoju, zamieszek wywołanych puczem wojskowym, ciągłego szarpania się z miejscowymi, z powodu wyróżniającej nas jasnej karnacji, postanowiliśmy… pomalować metro. Udało się! To było jedno z najbardziej szalonych wydarzeń w moim życiu.
Dniepropietrowsk to natomiast najbardziej uciążliwe miejsce, w którym malowałem. Mały system z jedną linią, która ma 6 stacji. Za pierwszym razem, gdy podchodziliśmy do hangaru dniepropietrowskiego metra, nagle wyrósł obok ochroniarz, który w pierwszej chwili nas nie zauważył. Skończyło się to ostrą spierdolką, której finał był taki, że wielka kolista czapka postsowieckiego strażnika turlała się po skarpie, a my na ten widok… turlaliśmy się ze śmiechu. Druga próba zakończyła się skutecznym „zrobieniem włazu” i wejściem do hali. Zaraz za mną pojawił się pracownik metra i zaczął krzyczeć – zupełnie go nie słyszałem i spokojnie szedłem dalej w głąb hangaru. Pracownik cofnął się i zgłupiał, widząc kompletny brak reakcji intruza. Kiedy rundka po hali dobiegła końca, zorientowałem się, że za oknem nie ma kolegów i coś jest nie tak, więc szybko się ulotniłem. Podczas trzeciej wizyty weszliśmy przez – uprzednio przygotowane – wejście i myśleliśmy, że nikt tego nie zauważył. Niestety okazało się, że zainstalowano w tym miejscu niewidoczny sensor i chwilę później było już po wszystkim. Udało nam się zaliczyć metro w Dniepropietrowsku, ale dopiero za czwartym razem!
W Charkowie natomiast trzeba było pokonać największą liczbę drzwi, krat i alarmów, żeby zrobić spokojną akcję w tunelu. Jednej z trudniejszych do przełamania psychicznych blokad doświadczyłem w Chinach i Nowym Jorku. W Turynie z kolei przeszliśmy pod największą, jak do tej pory, liczbą kamer, nim udało się nam dostać do spotu. Trudno powiedzieć, które działania były najtrudniejsze – każda akcja ma w sobie coś trudnego.
Wyjazd życia
W tym roku miałem jeden wyjątkowy wyjazd. Po raz pierwszy (prawie całą ekipą!) wybraliśmy się do włoskiego Bari. Podczas jednej nocy na tamtejszym jardzie każda z dziesięciu osób zrobiła swój panel, po czym przeszliśmy na drugą stronę jardu i powstały tam kolejne obrazki. Następnej nocy udaliśmy się w nowe miejsce i znów zrobiliśmy dwie akcje w krótkim czasie. Na koniec – między odpoczynkiem na plaży a bujaniem się po okolicy – zdecydowaliśmy się na akcje w środku dnia, w centrum miasta przy samym wejściu na stację kolejową. Po tym wszystkim zostało nam jeszcze trochę farb, a ponieważ zbliżał się czas powrotu, zrobiliśmy wrzuta w mieście, również w środku dnia, kompletnie niczym się nie przejmując. Dzięki tej wyprawie w pełni poczułem, że jesteśmy aktywną i zgraną grupą.
Z wcześniejszych wyjazdów wyróżniłbym jeszcze wyprawę na Kaukaz, a także szalenie długą wycieczkę, na którą wybraliśmy się dużą grupą. Podróżowaliśmy przez takie kraje jak Ukraina, Rosja, Finlandia, Szwecja, Norwegia, Hiszpania, Francja i Belgia. Moim największym rozczarowaniem był Nowy Jork, o którym marzyłem przez wiele lat, oraz Portoryko. O ile klimat brudnych tuneli nowojorskiego metra (z tagami z dawnych lat) przyprawiał mnie o gęsią skórkę, to już samo miasto totalnie nie trafiło w moje gusta. Nie podoba mi się tamtejszy wyścig wśród ludzi. Na ulicach jest dużo bezdomnych, panuje tam inna hierarchia wartości. Mam wrażenie, że mniej cenią sobie rodzinne więzi. Na widok zwłok, ludzie nie byli zszokowani… Domyślam się, że w Polsce reakcje byłyby zupełnie odwrotne. Można spotkać tam sporo otyłych ludzi, a jedzenie zazwyczaj jest paskudne. Mimo tego wszystkiego i tak miałem okazję poznać tam paru fajnych ludzi. Według mnie w Nowym Jorku codzienne życie mieszkańców jest dużo trudniejsze niż u nas. Naprawdę cieszyłem się z powrotu do ojczyzny. Po Karaibach natomiast spodziewałem się dużo większej egzotyki.
Numer jeden
Nie ma i nigdy nie będzie malarza, którego można nazwać najważniejszą osobą w historii danego kraju. Moim zdaniem ciekawe rzeczy działy się teraz na metrze w Mediolanie czy na klimatycznych wezuwiańskich kolejkach w Neapolu. Jeździło tam mnóstwo zajebistych prac. Ciągle myślę o tym, co dzieje się w Chinach. Sądziłem, że scena writerska tam prawie nie istnieje, a na miejscu okazało się, że ludzie działają, ale przez ustrój polityczny wszystko dzieje się w głębokim podziemiu, więc, na razie, można sobie tylko wyobrazić, jakie prace tam powstają.