DJ’s Super Cuts. Legendarny film o polskiej szkole turntablizmu

Każdy, kto choć trochę interesuje się tematem didżeingu wie, jaki status w tym świecie ma amerykański film Scratch. Sam Druh Sławek powiedział kiedyś, że to najlepszy film o hip-hopie, jaki kiedykolwiek widział. W Polsce także mamy produkcję, która w wyraźny sposób wpłynęła na lokalnych, polskich DJ-ów. Na myśli mam oczywiście pierwszą część kultowego filmu Dj’s Super Cuts, który w 2001 roku na VHS-ie wypuścił gdański malarz – Tuse. W filmie udział wzięli: Deszczu Strugi, Cent, Twister, Krime oraz dwóch Japończyków – Sneez i Jun King. Nie chcę nikogo namawiać do sprawdzania tej, czy jakiejkolwiek innej produkcji, bo rozumiem, że ludzi takie rzeczy mogą zwyczajnie nie obchodzić, ale wychodzę jednak z – dość idealistycznego – założenia, że jeśli ktoś uczestniczy w kulturze hiphopowej, to pewne rzeczy wypada znać. Nie mówiąc już o tym, że to przecież didżeje zapoczątkowali naszą kulturę, grając imprezy w parkach.

Krime: To było wspaniałe przeżycie! Film o grupie zajawkowiczów, robiony przez zajawkowiczów, dla… zajawkowiczów! Nadal bardzo miło wspominam te chwile. Myślę, że każda osoba biorąca udział w nagrywaniu, miała poczucie, że robimy coś naprawdę wyjątkowego, coś, czego jeszcze nikt przed nami w Polsce nie zrobił.  Turntablizm to bardzo niszowy temat, w tamtych czasach też oczywiście taki był. Może nie mieliśmy jakichś umiejętności na wysokim poziomie, ale energia była świeża i szczera, i to chyba było w tym wszystkim najfajniejsze.

Twister: Pewnego razu, dawno, dawno temu zadzwonił do mnie Tuse i powiedział, że chce nagrać i wydać na kasecie film z popisami DJ-ów. Z chęcią zgodziłem się wziąć udział w tej akcji, bo wydała mi się bardzo ciekawa. Internet nie był wtedy jeszcze zbyt rozwinięty w naszym kraju i tego typu treści było niewiele. Ludzie posiłkowali się głównie VHS-ami. Spakowałem winyle, mikser i pojechałem do Gdańska. Siedziałem u Tusego w domu przez dwa dni, wykonałem kilka rutyn, które zarejestrował i umieścił w filmie. Pamiętam, że w kilku miastach powstały na ścianach prace związane z tą produkcją. Wrzuty zawierały m.in. nasze twarze, co było podkreśleniem turntablistycznej zajawki Tusego. Bardzo miło wspominam to wydarzenie i cieszę się, że mogłem wziąć w nim udział.

Ace: Film obejrzałem stosunkowo późno, bo około 2006 roku. Były to czasy rozhulanych już torrentów i mojego poszukiwania wszelakich materiałów turntablistycznych –  od Wild Style i Style Wars, przez Q-bertowe Wave Twisters,  aż po właśnie DSC. Pochodząc z małego miasta i będąc tam jedynym drapaczem, tak to właśnie musiało wyglądać. Na produkcję Tusego polowałem już jakiś czas, po tym, jak zobaczyłem u Falcona 1 na półce kopię filmu wydaną na VHS, wśród kilku innych didżejskich filmów. Niestety jej zakup nie wchodził w grę, bo albo winyle albo filmy. Na filmach jeszcze wtedy nie można było skreczować. Sam materiał zrobił na mnie wrażenie o tyle, że był nagrany w „ziomkowej” konwencji. Ewidentnie było widać, że Tuse i poszczególni DJ-e totalnie się ze sobą kumają i poziom fascynacji kulturą hip-hop sięga tam zenitu. Jednocześnie postrzegałem ich jako pewnych „odkrywców”, bo zarówno Cent, jak i Deszczu, Twister czy Krime należą do pierwszego pokolenia Polskich DJ-ów hip-hopowych. Ja, jako raczkujący przy gramofonach małolat, zwariowałem, oglądając to, co się tam wyprawiało. Od przelotek na patefonach, przez ujęcia „zza kulis”, po rozmowę z X-Man’em wykonującym mural do filmu, nawet charakterystyczny montaż; wszystko było zajebiste. Jedna rzecz, której nie mogę do dziś przejść, a niedawno odświeżyłem sobie materiał, to partia z Japończykami. Nie, i już.  Tak czy inaczej, DJ’s Super Cuts do dziś pozostaje w zasadzie jedynym tego typu filmem w Polsce . Nie licząc oczywiście drugiej części z 2013 roku. Warto sprawdzić, jak to było u nas na początku stulecia, w erze winyli, przed DVS, digitalami i laptopem zamiast skrzynki płyt.

bok dsc

Kebs: Dla mnie ta kaseta to pierwszy kontakt z rodzimym video traktującym o turntablismie z nieznanymi dla mnie wówczas technikami, beat jugglingiem i całą zajawką tej sceny. Przypominało mi to oglądanie filmów deskorolkowych, które dawały solidnego kopa do ciągłego katowania kolejnych trików, pokazywały różnorodność i styl.

Falcon 1: Z filmem DJ’s Super Cuts zetknąłem się pierwszy raz dzięki mojemu koledze, który posiadał go na taśmie (DJ Fromage – pozdrowienia), było to stosunkowo późno, jakoś na początku 2004 roku. Pierwszy seans pamiętam do dzisiaj. Najbardziej podobały mi się rzeczy od Krime’a i Twistera. Pamiętam też, że znałem już rutyny Twistera w formie audio, ale wtedy pierwszy raz zobaczyłem je na video. Był to kolejny element mojej turntablistycznej edukacji. Sam film jest dla mnie zapisem pionierskiej ery polskiego hiphopowego didżeingu. Wielkie szacunek dla Tusego za dokumentację! DSC ma rację!

tył dsc

Anusz: Szczerze przyznam, że film obejrzałem pierwszy raz dopiero kilka lat po premierze. W tamtym okresie swoją wiedzę o turntablizmie czerpałem głównie z Radiostacji (w szczególności z audycji Druha Sławka) i z ukazującego się regularnie magazynu Klan (Igor Pudło ze Skalpela sporo pisał na ten temat). Zajawkę na TT najbardziej podkręciła zaś u mnie premiera kultowego dokumentu Scratch, który wleciał na moment do polskich kin wiosną 2002 roku. Undergroundowy DJ Super Cuts postrzegam zaś jako unikalny zapis skillsów pomnikowych dla sceny DJ-skiej postaci, takich jak: Krime, Cent, Twister czy Deszczu Strugi. Szczególnie juggle i drumming Deszcza robią wrażenie – tym bardziej, że była to jeszcze era sprzed DVS-ów, a jak wiadomo, winyl błędów nie wybacza. Szacunek budzi szczera zajawa bijąca z tego filmu, a przecież wtedy o wszystko było trudniej: płyty, sprzęt, filmy instruktażowe – to wszystko nie było dostępne na wyciągnięcie ręki, tak jak teraz, a sam internet też był dopiero w powijakach.

Plash: Film wpłynął na mnie ogromnie, ponieważ wówczas praktycznie nie było dostępu do takich materiałów, a tu nagle pojawia się polska produkcja z konkretnym, brudnym turntablismem! Nie zapomnę premierowej imprezy w krakowskim klubie Extreme (śmiech). Napędzony filmem szalałem tego dnia w breakowych kołach. Produkcja rozwaliła mi banie, zwłaszcza że w tamtym czasie już dużo grałem i ćwiczyłem na gramofonach. Po takiej bombie dostałem jeszcze mocniejszego kopa do działania. Cieszę się, że mogłem wziąć udział w drugiej części filmu. Mam naprawdę ogromny szacunek do polskiej sceny turntablistycznej za to, jak wysoki jest dzisiaj jej poziom! Mój egzemplarz na VHS-ie zaginął, ale wspomnienia pozostały. Dzięki Tuse!

Pacone: Od premiery pierwszej części filmu minęło już 18 lat. Kiedy się ukazywał, byłem na początku drogi – skreczowałem dopiero jakieś dwa lata. Pomimo tego, że już wtedy znałem się z bohaterami filmu, zrobił on na mnie piorunujące wrażenie. Czołówka rodzimej sceny w jednym dokumencie? Było to niejako podsumowanie tego, co działo się na polskiej scenie w tamtym czasie. Wielka piątka dla Tusego za podjęcie się realizacji tego projektu. Pierwsza część DSC miała niewątpliwie olbrzymi wpływ na kolejne pokolenia turntablistów nad Wisłą oraz ich sukcesy na arenach międzynarodowych.

Chmielix: Wydaję mi się, że pierwszy raz oglądałem film bardzo dawno temu i niezbyt go pamiętam. Bardziej utkwił mi w pamięci mixtape Manewry ciętego dźwięku, na którym byli chyba wszyscy, którzy wystąpili w DSC. Na pewno obejrzałem go też przed albo w trakcie nagrywania części drugiej, kiedy większość osób z jedynki znałem już osobiście. Całkiem ciekawym przeżyciem było więc zobaczyć ich wszystkich sprzed kilkunastu lat, skille jakie prezentowali i ogólnie klimat, który tam panował. Turntablism w Polsce poszedł bardzo do przodu i kto wie, gdzie byśmy dziś byli, gdyby nie ekipa z pierwszej części Dj’s Super Cuts.