Z Wertem, czołowym przedstawicielem rodzimych train bomberów, rozmawiam o – znanej w całej Europie – ekipie Four, trzymiesięcznej odsiadce w Belgii, scenie holenderskiej, wyprawie do Turcji i o tym, co imponuje mu u młodych katowickich writerów.
Kiedy po raz pierwszy trafiłeś na film Shoot a Cop to Kil?
Na pewno było to w czasach, gdy moja przygoda z kolejkami nie rozpoczęła się jeszcze na poważnie. Nie znałem wówczas nikogo z gości, którzy pojawili się w tej produkcji – dziś są moimi ziomkami. Był to jeden z najlepszych filmów w tamtym czasie na rodzimej scenie graficiarskiej. Pamiętam, że katowałem go w kółko, podobnie zresztą jak Men in Blacka chłopaków z EWC. Film dał mi ogromnego kopa do działań. Mogłem wtedy co najwyżej pomarzyć o takich akcjach. (śmiech)
Jak powstała ekipa FOUR?
Wszystko zaczęło się od działań US Crew. FOUR jest kontynuacją tamtej brygady, tyle że ze zmienioną nazwą ze względu na przypały, których nie dało się ominąć, działając z tak wielkim rozmachem. W międzyczasie US połączyło się z Holendrami z GT, tworząc GTUS. Dziś w skład naszej rodziny wchodzą takie składy jak: ACNE, DONS, GTUS, SSC, STU i PSY. Mamy na swoim koncie kilka porażek, ale nie ma co o tym pisać – jak każda ekipa na świecie mieliśmy swoje wzloty, upadki i wewnętrzne perturbacje. Naszym największym sukcesem jest to, że po tylu latach nadal reprezentujemy jedną ekipą, i to pomimo że rozjechaliśmy się po całym świecie i nie widujemy się na co dzień. W tej chwili skład ekipy jest taki, jaki – moim zdaniem – powinien być od samego początku. Zacznę od starszych kolegów: Phick, Urwis, Włosy, Tape, Crowe, Cums, Psycho, Flash, Isan, Seran, Benoit, Quiet, Foish, Plum, Cirkus, Gipsy, Cfort, Wert.
Największy przypał, jaki zaliczyłeś?
Jedyna akcja, o której mogę tu wspomnieć to przymusowe trzymiesięczne wakacje w Belgii w 2010 roku. Wszystko dało się ominąć, gdyby nie to, że przesadziliśmy z alkoholem. (śmiech) Staliśmy się mocno bezkarni, a raczej tak nam się wydawało.
Najpiękniejsze miasto pod kątem graffiti, w którym malowałeś?
Poza Katowicami mam dobre wspomnienia z trzema innymi miastami – Ateny, Belgrad i Lublana. Zobaczyłem tam niesamowite widoki i odczułem kozacki klimat. Mam nadzieję, że jeszcze przed śmiercią uda mi się zobaczyć Nowy Jork. W tej chwili mam problem z otrzymaniem wizy z wiadomych problemów prawnych.
W którym z miast jest w tej chwili najciekawsza scena w Europie?
Ciężko odpowiedzieć na to pytanie, bo w każdym kraju i w każdym mieście dzieje się wiele dobrego. Nie chciałbym tu nikogo oceniać. Jedyna scena, którą poznałem równie dobrze co naszą to scena w Holandii. Myślę, że moglibyśmy się wiele nauczyć od Holendrów. Dzieje się tutaj… w chuj! Większość rzeczy powstaje dzięki kilku najaktywniejszym malarzom, którzy często prawie wszystkie zdjęcia „chowają” w prywatnych albumach i nigdy nie ujrzą one światła dziennego. Zwariowałem, jak zobaczyłem albumy moich ziomków. Ciężko uwierzyć w to, że można narobić takich szkód. (śmiech) Robiąc czasem kilka sztuk w tygodniu, wciąż jestem daleko za nimi.
Jak wspominasz wyprawę do Turcji?
Wycieczka do Turcji to materiał na osobny film. To był skok do głębokiej wody i na tamtą chwilę najkonkretniejsza wyprawa jaką mógł sobie wyobrazić tak mało doświadczony writer. Zajebiste wspomnienia zakończone dwoma firsthitami. Zrobiliśmy wtedy, jako pierwsi metro w Izmirze i metro w Istambule po stronie azjatyckiej, które zostało otworzone chyba dzień przed naszym przyjazdem. Przed wyjazdem do Turcji nasłuchałem się wielu popierdolonych historii na temat tego kraju, które zdecydowanie nie pomogły mi podczas malowania. Metro robiliśmy w „ślepym” tunelu, gdzie w razie przypału nie było szans na ucieczkę. Pierwszy raz w życiu byłem tak obsrany – trzymałem przez minutę kena przy wagonie i zastanawiałem się, czy to na pewno dobry pomysł. Efektem tego był najgorszy obrazek, jaki kiedykolwiek zrobiłem, mój pierwszy wrzut był o niebo lepszy. (śmiech) Dodam jeszcze, że dzień wcześniej zostaliśmy pojmani z farbami przez lokalne psy. Złapali nas na terenie nowo budowanej stacji. Po kilku godzinach od wyjścia z komisariatu postanowiliśmy, że mimo wszystko malujemy. Nigdy nie zapomnę widoku ochroniarze, na którego nadzialiśmy się, wybiegając z tunelu na stację. Na całe szczęście udało nam się wrócić do domów. Po przybyciu do Polski otrzymałem wiadomość od lokalnego Turka, byśmy już nigdy nie wracali do tego kraju. Zdjęcia naszych mord wisiały na każdej stacji metra w Istambule. (śmiech) Pozdro dla moich kompanów, Tiusa, Yorka i Dinga.
Komercyjne graffiti – co myślisz o malowaniu za pieniądze?
Nie mam problemu z malowaniem za siano, sam niejednokrotnie to robiłem. Dla wielu osób jest to sposób na życie.
Co twoim zdaniem jest najważniejsze w graffiti?
Jedyny styl, jaki jest ważny w graffiti to styl bycia. Na to, kto i jak maluje wykładam ciężki chuj – w ogóle mnie to nie interesuje. Jeśli jesteś w porządku, to nie ma znaczenia to, jak malujesz. Tym się kieruje. Fejm to tak naprawdę naturalna rzecz, jaką osiągasz po latach aktywnego malowania. Chcąc nie chcąc stajesz się rozpoznawalny i myślę, że każdy z nas lubi usłyszeć coś dobrego na swój temat.
Jesteś z drugiego pokolenia katowickich malarzy. Jak oceniasz trzecią generację writerów z Kato?
Jedyna młoda ekipa, która zasługuje na uwagę w Kato to nasi ziomale z BIK Cru. Chłopaki godnie reprezentują Katowice. W tym mieście od zawsze wszystko kręciło się wokół wagonów, a chłopaki wnieśli coś, czego nigdy tutaj nie było i to na tak wielką skalę! Mówię tu o rooftopach i bombingu na mieście. Bardzo mi zaimponowali swoimi działaniami. Dobrze radzą sobie również na torach. Doceniam to, tym bardziej że nad śląskim taborem wiszą czarne chmury. Nie ma co gadać, mają o wiele gorszą sytuację niż my kilka lat temu. Muszę jeszcze wspomnieć o reaktywacji innych ekip – Tipy i Gerile. Chłopaki również działają prężnie i zasługują na uznanie i szacunek. Moja ostatnia wizyta w Kato tylko mnie w tym utwierdziła. Od mojego wyjazdu do Beneluxu sporo się zmieniło, ale widzę, że Katowice mają się dobrze, a wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze lepiej.
Planujesz w najbliższym czasie wypuścić jakieś wydawnictwa?
Bardzo chciałbym, byśmy jeszcze raz wydobyli z siebie duże pokłady energii i wypuścili czwartą część naszego filmu. Wiem, że ludzie na to czekają. Czwarta część wyjdzie w naszym całym składzie albo w ogóle. Ponadto posiadam już materiał nakręcony w Holandii na dobry solowy film. Mam nadzieję, że niedługo ujrzy on światło dzienne – to będzie coś w formie speciala pod szyldem Shoota. Planuje wypuścić jeszcze album ze zdjęciami, jestem na dobrej drodze, by zrealizować ten plan. Na chwilę obecną nie chciałbym jednak zbyt wiele o tym projekcie mówić, bo to ma być niespodzianka dla moich przyjaciół. Nawet oni nie znają szczegółów tego wydawnictwa. (śmiech)
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.