Brandy w dziesięciu kawałkach

Na świecie istnieją dwa rodzaje ludzi. Tacy, którzy ustawiają budzik na siódmą rano i bez marudzenia wstają i tacy, którzy robią pięć drzemek i wstać nie mogą. Tacy, którym nie przeszkadza tysiąc maili w spamie i tacy, którzy nie mogą znieść choćby jednej reklamy w skrzynce. Tacy, którzy uważają, że Monica jest najlepszą piosenkarką r&b z lat 90. i tacy, którzy na piedestale stawiają jednak Brandy. W każdym z tych przypadków należę do tej drugiej grupy.

Brandy zaczynała karierę jako nastolatka bowiem już w wieku 15 lat nagrała swój debiutancki album. Chwilę potem dostała główną rolę w serialu „Moesha”, jednym z najbardziej kultowych sitcomów obok „Fresh Prince’a z Bel-Air”. W 1998 stanęła w duecie z wyżej wspomnianą już Monicą, kłócąc się o chłopaka w bijącym rekordy popularności singlu „The Boy Is Mine”. Grała Kopciuszka w produkcji Whitney Houston. Przez chwilę była córką Diany Ross w filmie „Podwójna platyna”. Gdyby nie jej Afrodisiac, prawdopodobnie Rihanna nigdy nie pokusiłaby się o Good Girl Gone Bad. B-Rocka nagrywała z Timbalandem, Kanye Westem i Robertem Glasperem. Pisał dla niej Frank Ocean. I choć obecnie jej kariera stoi pod znakiem zapytania, kawałki takie jak „U Don’t Know Me (Like U Used To)” czy „Never Say Never” są zapewne jednym z wielu czynników dla których na scenie obecnie podziwia się Rochelle Jordan, SZA czy Kelelę.

Na przełomie czerwca i lipca Brandy przyleci ze Stanów Zjednoczonych na mini-trasę po Europie. Do Polski nie zawita, ale do sąsiednich Niemiec już tak. Ktokolwiek wybiera się na koncert do Berlina, powinien mieć tę listę najlepszych piosenek Brandy pod ręką. Kolejność przypadkowa. Już wystarczy sam fakt, że ograniczyłam swój wybór do dziesięciu numerów.

„Almost Doesn’t Count” (Never Say Never, 1998)
Jak odejść od partnera, ale przy okazji nie podpalić mu czterech par Jordanów w wannie i nie tłuc talerzami w kuchni? Brandy znalazła odpowiedź na to pytanie i jest nim singiel „Almost Doesn’t Count”. Z jednej strony wyraźnie słychać, że wokalistka jest wyraźnie rozczarowana koniecznością rozstania; z drugiej wydaje się, że w jest pogodzona z tą sytuacją od dłuższego czasu. Złamane serce w połączeniu z tym dziwnie spokojnym podkładem Guya Roche’a sprawdza się pomimo upływu lat.

„Top of the World” feat. Mase (Never Say Never, 1998)
Klasyczny kop w cztery litery dla hejterów, bo jak słychać byli i tacy, którzy bezpodstawnie zazdrościli sukcesu Brandy jeszcze przed 2000 rokiem. Plus kompozycja od Rodneya Jerkinsa, który niby bawi się średnim tempem, ale trudno usiedzieć w jednym miejscu. I na dokładkę, jedna z lepszych zwrotek Mase’a, chyba już nieco zapomnianego rapera z Nowego Jorku.

„Wildest Dreams” (Two Eleven, 2012)
Drugi singiel z ostatniego albumu Norwood był zdecydowanie lepszy niż jego poprzednik. „Wildest Dreams” tylko w pierwszym odsłuchu wydaje się nieco szorstki; z każdym kolejnym można się już zanurzyć w słodkiej melodii i jeszcze bardziej landrynkowym wokalu artystki. Nie muszę chyba dodawać, że w trakcie nagrywania kawałka Brandy była po uszy zakochana w swoim ówczesnym partnerze? Miłość unosi się w powietrzu – to najlepsze podsumowanie tej piosenki.

„Warm It Up (With Love)” (Human, 2008)
Jeśli jest jakiś powód, dla którego wracam do Human – najmniej lubianego przeze mnie krążka Brandy – to jest to zdecydowanie „Warm It Up (With Love)”. To jedna z najbardziej szczerych i pozytywnych piosenek, dzięki którym ten świat stał się choć odrobinę lepszy. Nie wiem czy to ta podniosła narracja czy pianino, które dosłownie się śmieje do słuchacza, ale wiem, że ten numer to synonim słowa dobroć.

„Full Moon” (Full Moon, 2002)
Na fali fascynacją cyberprzestrzenią i pędzącą do przodu technologią Brandy nagrała płytę Full Moon. Promował ją singiel o tym samym tytule; chyba najbardziej taneczny utwór w całej dyskografii wokalistki. Tej hipnotyzującej linii basu nie da się zapomnieć, a flirtującej dziewczynie z klubu, którą grała B-Rocka w klipie do tego numeru, można by zanucić wers z jednego z ostatnich numerów Rasmentalismu: dlaczego, ku.., nie wyszłaś ze mną?
 
„I Wanna Be Down” (Brandy, 1994)
Debiutancki singiel Brandy to typowa kompozycja dla nastolatki z elementami hip hopu i może jeszcze niewielką spuścizną po new jack swingu. Odrobinę naiwna i nieco lżejsza niż wszystkie propozycje od koleżanki po fachu, Aaliyah, ale na tyle silna, by remiks do niej nagrały królowe ówczesnego rapu: Queen Latifah, MC Lyte oraz Yo-Yo. To wystarczająca rekomendacja.

„All in Me” (Full Moon, 2002)
Muzyczne rozdwojenie jaźni. Szybko-wolno. Zimo-ciepło. Niebo-ziemia. Z początku przyjemnie bujający numer, który w mgnieniu oka zamienia się w funkowy, kosmiczny odlot, po czym powraca do swojej stonowanej wersji. Piosenka pełna kontrastów, ale to właśnie czyni ją jedną z najbardziej interesujących pozycji na Full Moon.
 
„Beggin & Pleadin” (2016)
Brandy w wersji retro? Proszę bardzo! „Beggin & Pleadin” zaskoczyło niejednego krytyka muzycznego. Zaskoczyło pozytywnie, żeby nie było wątpliwości. B-Rocka jak nigdy wprowadziła nas w klimat zadymionych pubów z lat 20. Czy to soul? Czy to blues? Czy to jazz? Solidny numer, który daje nadzieję, że wokalistce wciąż bliżej do klimatów r&b niż tanecznych numerów Calvina Harrisa czy innych czołowych producentów dance.

Kanye West „Bring Me Down” (Late Registration, 2005)
Od dawna powtarzam, że ten numer jest o niebo lepszy od „All Falls Down” z wokalami Syleeny Johnson w refrenie, ale są zapewne tacy, którzy nigdy się z tym nie zgodzą. Wszystkie kooperacje Westa i Norwood były udane, ale ta jest szczególna. Przypominajka dla wszystkich tych, którzy twierdzą, że ego rapera rośnie z roku na rok. Nie i jeszcze raz nie. Ono zawsze było wielkie. Oto dowód.
 
„Should I Go” (Afrodisiac, 2004)
Kawałek zamykający album Afrodisiac z 2004 pozostawiający słuchacza z mnóstwem wątpliwości jeszcze przez długi czas po odstawieniu płytę na półkę. Brandy w delikatny sposób poruszyła temat swojego jestestwa w przemyśle muzycznym, czasach świetności i z roku na roku słabnącej popularności. Na dodatek ten wzruszający sampel z „Clocks” Coldplay. „Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść” – śpiewał kiedyś Markowski z grupą Perfect i to dokładnie to do czego nawiązuje amerykańska gwiazda. Całe szczęście z nami została.

Autor tekstu: Eye Ma

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz