Syny – hip hop nie dla hip-hopowców

Syny pokazał mi kilka miesięcy temu jeden z warszawskich didżei. Nie wierzyłem, że to czego słucham zostało nagrane i wydane kilkanaście miesięcy temu. „Co? Przecież to brzmi jak nagrania z początku lat dziewięćdziesiątych! Skąd są Ci goście, jak oni się nazywają?” – taka właśnie była moja pierwsza reakcja po odsłuchu utworu „Hitykamienie”. A do tego wszystkiego ten teledysk!

Syny czyli dwóch gości, jeden z nich to Robert Piernikowski, który wychował się w Świnoujściu. Drugi, 1988 pochodzi ze Szczecina. Rok temu w wytwórni Latarnia Records wypuścili krążek „Orient”. Ktoś, kiedyś ładnie nazwał ich album jako produkcje, która brzmi jak przetarta kaseta przegrywana dziesiątki razy w latach dziewięćdziesiątych. To prawda. Po odsłuchu „Orientu” momentalnie czujesz się jakby na Twoim kalendarzu widniała data: 27 marca 1991. Za cholerę nie wiem jak zdefiniować ich muzykę. Podziemny, awangardowy hip-hop? To zbyt proste. Eksperymentalny hip-hop? To zbyt oczywiste.

Kilka rzeczy jest pewnych – Syny to projekt, który nie trafił i pewnie już nie trafi w gusta „typowego polskiego słuchacza hip-hopu”. „Orient” to album, który muzycznie nie należy do łatwych i przyjemnych, a spora ilość przekleństw i prostych gorzkich tekstów sprawia, że czujesz jakbyś słuchał pierwszych polskich płyt hip-hopowych.

Warto posłuchać.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz