Growbox – Growbox

Recenzja płyty Growbox

Wyobraźcie sobie następującą sytuację. Organizujecie u siebie w domu grilla. Zapraszacie wielu znajomych – tych bliższych, ale też tych dalszych. Wśród wszystkich zaproszonych są trzy osoby, które kilkukrotnie zapowiadają, że się zobaczycie, ale z różnych powodów do spotkania nie dochodzi, i to już blisko od roku. W końcu te trzy osoby się pojawiają, choć Ty masz wrażenie, że ich obecność jest nieco nie w porę, bo grill we wrześniu to nie zawsze dobry pomysł. Ale skoro już przyszli, to przecież ich nie wygonisz, a wręcz przeciwnie, tym bardziej, że nie przyszli z pustymi rękami. Ci trzej goście to Soulpete, Jeżozwierz i O.S.T.R.. Chcecie wiedzieć z czym do mnie przyszli?

Poza jedzeniem i alkoholem mieli ze sobą swój nowy album zatytułowany „Growbox”. Na płycie zamieścili dziesięć smacznych kawałków. Sposób przyrządzenia był następujący: Jeżozwierz i O.S.T.R. postanowili zjeść mikrofony, a producent Soulpete wysmażyć dla nich dziesięć tłustych podkładów.

Jaki zatem jest ten Growbox? Przede wszystkim jest to płyta nieprzekombinowana. Nie ma tutaj silenia się na jakieś wyniosłe, nawracające i mądre teksty. Jest za to dużo spontaniczności, miłości do hip-hopu, zabawy, luzu i ciężkie, naprawdę ciężkie kilogramy zajawki. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem okładkę projektu, to od razu przypomniałem sobie o „Wu-Massacre”. I faktycznie, inspiracje muzyczne Soulpete’a to na pewno też to, co robi chociażby RZA. Jest szorstko, brudno, surowo, funkowo, a czasami wręcz mroczno („Kolczasty skit” w wykonaniu Jeża) – ale nie ma się przecież co dziwić, akurat Jeżozwierz na takich bitach czuje się wybornie. Swoją drogą, samo połączenie Jeżozwierza i Ostrego jest na pierwszy rzut oka dość egzotyczne. No bo jak inaczej nazwać taką kolaborację, skoro w przemyśle muzycznym są na zupełnie innych biegunach? Ostry to raper, który w polskim hip-hopie sprzedaje najwięcej płyt, za to Jeżozwierz to gość, który triumfy święci tylko w podziemiu. Gdy obaj panowie siadają do tekstów, tych różnic na szczęście nie słychać i słowa „egzotyczna kolaboracja” idą w niepamięć.

No właśnie, teksty. Tak jak pisałem wyżej – osoby, które szukają mądrych życiowych rad i moralizatorstwa, raczej nie będą zadowoleni po odsłuchu całego materiału. Jest mnóstwo prostych, dosadnych linijek, a zarazem takich, które powinny dawać do myślenia, nie tylko młodym odbiorcom muzyki np. w numerze „Przepływ danych”. Ostry i Jeżozwierz nie zostawiają na krążku suchej nitki na słabych i przewożonych raperach, czy chociażby gwiazdach show-biznesu (weźmy tu na przykład „Chamskie Bragga”). O.s.t.r. na growboxie to inny raper, niż ten, którego słyszeliśmy na „Podróży zwanej życiem”. Refleksyjne i dojrzałe teksty zamienił na celne punchlines i niejednokrotnie chamskie wersy. Jeżozwierz ani przez chwilę mu nie ustępuje, raz po raz rzucając kolejne mięsiste linijki. Ok, nikt się nie powinien jakoś specjalnie zdziwić, ale takiego mocnego Jeża jak na Growboxie to nie słyszeliśmy jeszcze nigdy. Sam raper najwidoczniej zdaje sobie z tego doskonale sprawę, bo przyznaje w pierwszym singlu, że „sadzi zwrotki życia”.

No i po spotkaniu. Pogadaliśmy (choć nie długo, bo wpadli tylko na ledwie trzydzieści minut), pojedliśmy (raczej syto), trochę alkoholu też się przelało (nie za dużo, bo język się potem plącze). Cieszę się, że wpadli, choć nieco inaczej wyobrażałem sobie to spotkanie, szczególnie po „Growboxie” na projekcie „Raw”. Płyta, do której na pewno będę wracał i to niejednokrotnie. A co do grilla we wrześniu, to raczej jak kto lubi, mi lepiej smakuje w czerwcu…

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz