Poniżej najważniejsze hip-hopowe płyty minionego roku w Polsce.
5. Sarius – Daleko jeszcze? (Asfalt Records)
Sarius to jeden z nielicznych raperów młodego pokolenia, który odniósł (bądź co bądź) sukces, a u którego teksty są mądre i rzadko przypadkowe. Wielu widzi w nim młodego Ostrego, inni Mediuma. Dla mnie Sarius to Sarius, częstochowianin jest wyjątkowy. „Cudze listy”, „Kompas” czy „Kult” to rzeczy, po których przesłuchaniu na pewno przekonasz się do młodego MC z Częstochowy. Na „Daleko jeszcze?” słychać ten głód mikrofonu, bezkompromisowość, determinacje i rozwój. Dzięki takim artystom jak Sarius spokojnie patrzę w przyszłość polskiej sceny. Warto również wspomnieć, iż w tym roku w okolicach wakacji otrzymaliśmy od Sariusa epke „Wszystko dobrze” z REWELACYJNYM numerem „Zapalnik”.
4. Ten Typ Mes – Trzeba było zostać dresiarzem (Alkopoligamia)
Ok, skłamałem. To nie jest w pełni subiektywny ranking płyt 2014 roku. „Trzeba było zostać dresiarzem” stanowi w tym podsumowaniu wyjątek. Być może nie spędziłem z płyta na tyle czasu by uznać ją za najważniejsze wydarzenie 2014 roku. Spędziłem natomiast tyle, by OBIEKTYWNIE stwierdzić, że mamy do czynienia z geniuszem. Mesa nie da się zaklasyfikować i zaszufladkować. Gość jest wszechstronny, nieskrepowany, posiada takie flow, że chyba pod tym względem nie ma równych w tym kraju. Mes w tej chwili potrafi zarapować po prostu wszystko. Muzycznie mamy tutaj zarówno Los Angeles jak i Londyn i Houston. Brawa, wielkie brawa za całokształt.
3. O.S.T.R. – Kartagina (Asfalt Records)
Nie należę do osób, którzy uważają, że płyty Ostrego są nudne i takie same. „Kartagina” to najlepsza solowa płyta Ostrego od czasów „O.C.B.”. Łódzki raper genialnie odnalazł się na dostarczonych przez Marco Polo bitach. Album od A do Z jest to fantastycznie brzmiące wydawnictwo, ale czy jest się czemu dziwić, skoro za produkcję odpowiada sam Marco Polo? W zapowiedziach pojawiła się informacja o drugiej części „Kartaginy”. Wyczekuje na tą produkcje z niecierpliwością, tak samo zresztą jak i wyczekiwałem na część pierwszą. No i „What is the question?”
2. Włodi – Wszystko z dymem (Step Records)
Czekałem straszliwie na ten krążek. Czułem, że się nie zawiodę i tak też się stało. „Proces spalania” to wspaniała płyta oldskulowego rapera w nowo szkolnej stylistyce. Gdybym miał wypisać cytaty, które zrobiły na mnie wrażenie na tej płycie, musiałbym przepisać naprawdę większość tekstów. Dla fanów słodkiego smaku jointa to pozycja obowiązkowa, szczególnie w połączeniu z zawartością książeczki. Utwory „Zapałki” czy „Proces spalania” to numery, które za kilka lat będą klasykami na poziomie „Uciułanego” ze wspólnej płyty Deluksów, Intoksynatora i Jwp z 2004 roku. Album Włodiego „Wszystko z dymem” to przykład na to, że kilku weteranów tej sceny nie zjadło swojego ogona, nie podąża za trendami, a wręcz wyznacza je. Nie zostało ich na scenie zbyt wielu, więc tym bardziej warto ich wspierać.
1. Hades/Emade – Czasoprzestrzeń (Prosto Label)
„Czasoprzestrzeń” to najlepiej wyprodukowany album w tym roku na naszej scenie, to pewne. Ona po prostu brzmi nieziemsko. Te brudne, zimne i ponure podkłady raz prosto z Nowego Jorku, raz prosto z Detroit sprawiają, że do płyty chce się wracać jak najczęściej. Tak jak w przypadku „Nowe dobro to zło” tak i teraz mamy do czynienia z chemią na linii raper-didżej-producent. Hades na płycie z Emade to zupełnie inny Hades, którego znamy chociażby z występów gościnnych. Na tej płycie zdarzają mu się małe potknięcia i kilka prostackich wręcz wersów. Jednak z drugiej strony nie wyobrażam sobie, by inny raper tak pasował i tak odnalazł się na tych podkładach Emade, jak zrobił to reprezentant Hifi Bandy. Zdecydowanie album ponadczasowy – pewnie dlatego, że Kebs, Emade i Hades na tym krążku to jeden organizm.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.