Znany dotychczas ze swoich miksów i grania na niezliczonej ilości imprez hip-hopowych – Dj Przeplach, postanowił w końcu postawić na produkcję. W czerwcu wypuścił swój pierwszy materiał zatytułowany „Isolation”, dzięki któremu zupełnie niespodziewanie wskoczył do czołówki rodzimych producentów hip-hopowych! Przeplach to przede wszystkim bardzo otwarty, uśmiechnięty i niezwykle sympatyczny człowiek, który bardzo ceni sobie korzenne podejście do hip-hopu. W połowie września, gdy dzieciaki powoli oswajały się z nowo rozpoczętym rokiem szkolnym, ja wybrałem się do Krakowa, by doświadczyć co znaczy krakowska gościna i jak wygląda z bliska tutejsza scena hip-hopowa.
Wywiad z oczywistych powodów podzielony został na trzy części. Serdecznie zapraszam do sprawdzenia pierwszej odsłony!!!
Przeplach, bym zapomniał – yerba w butelce to mistrzostwo świata!
Dosyć często pokazujesz się w koszulce drużyny Boston Celtics. Jesteś fanem NBA? Grywasz w kosza?
W latach dziewięćdziesiątych byłem ogromnym fanem koszykówki, gdy na Tvp2 w nocy leciały pamiętne finały Chciago Bulls – Utah Jazz. Pamiętam, że jarałem się koszykówką do tego stopnia, iż w zimę potrafiłem iść na boisko i kuć lód by móc pograć w koszykówkę. Wszystko zaczęło się od tego, że jak chodziłem do szkoły pływackiej to na wuefie nie bardzo radziłem sobie z koszem, co było niejednokrotnie powodem śmiechu wśród moich kolegów. Pamiętam, że pewnego dnia uparłem się i postanowiłem zabrać się za grę w kosza. Mieliśmy dość mocną ekipę u mnie na osiedlu Kolorowym na Nowej Hucie, która wzięła mnie pod swoje skrzydła. Gdy po wakacjach wróciłem do szkoły to byłem bossem (śmiech). Bardzo fajnie wspominam te czasy. W prawdzie teraz już nie śledzę tak wnikliwie ligi Nba, ale zdarza mi się z synem porzucać do kosza. Jeśli chodzi o koszulkę Bostonu Celtics, to bardziej ukłon w stronę pierwszego klipu House of Pain, który zrobił na mnie ogromne wrażenie – stąd zamiłowanie do koniczynki i tych kolorów. Bardziej niż Bostonu byłem fanem Chicago Bulls, choć nie ukrywam, że grą Larrego Birda byłem zachwycony!
Na jednym ze swoich facebookowych zdjęć, stoisz wraz z B-Boyem Yarko z Lajonów Kingz w Warszawie na Placu Zbawiciela i chcecie podpalać tęczę (śmiech). To akcja pół żartem, pół serio czy coś bardziej zaangażowanego?
Żadna zaangażowana akcja. Grając na imprezie „Dźwięk złam” w Warszawie – swoją drogą na bardzo fajnej miejscówce (opuszczone perony polskich kolei), gdzie zagrali między innymi Trials X, odbyły się zawody b-boyowe, jam graffiti – ja miałem hostel niedaleko Placu Zbawiciela. Jak podszedłem i zobaczyłem ile miasto Warszawa wpakowało kasy w obronę tego czegoś, bo inaczej nie umiem tego nazwać, to mnie po prostu przeraziło. Wszędzie kamery, patrole – ktoś przecież za to płaci, idą na to pieniądze podatników, co już w ogóle jest dla mnie totalnie przerażające. Nawet podszedłem do strażnika miejskiego i zapytałem czy mogę tam podejść, pod tą tęczę – usłyszałem „no co Ty, przecież tam się od razu zraszacz włącza, podjeżdża patrol, zawijają Cię, dostajesz mandat”. Zrobiliśmy z Jarkiem takie, a nie inne zdjęcie, bo jest to dla mnie niewyobrażalne, że pieniądze pakowane są w coś takiego. To chyba bardziej gierki polityczne, już sam nie wiem.
Pytanie o scenie pociągową w Krakowie. Jak to teraz wygląda? Urwis czy takie ekipy jak CNB, RMS wciąż są aktywne?
Chłopaki z CNB jak najbardziej są aktywni nie tylko na panelach, ale również na mieście. Urwis, mój bliski przyjaciel jest też jak najbardziej aktywnym malarzem, zresztą już od wielu wielu lat. Scena krakowska graffiti moim zdaniem ma się dobrze – można zauważyć coraz lepsze prace na mieście czy na pociągach. Rośnie nowe pokolenie, które jeszcze moim zdaniem jeszcze dużo pokaże polskiej scenie. O lokalną scenę jestem jak najbardziej spokojny.
A nie uważasz, że w pewnym etapie malarze z Krakowa na płaszczyźnie pociągów nieco odstawali od graficiarzy z Gdańska, Katowic czy Warszawy?
W pewnym etapie tak. Nie było tego za dużo, ale cieszę się, że jakoś się to wszystko wyprostowało dzięki kilku osobom. Rzeczywiście był taki moment posuchy jeśli chodzi o blachy w Krakowie. Jest już ok. Dzieciaki znają zasady – wiedzą co robić, jak robić, starsi ich „wychowują” i pokazują odpowiednią drogę jeśli chodzi o malowanie, co moim zdaniem jest najlepszym wyjściem w hip-hopie w ogóle. Zdecydowanie najbardziej aktywną postacią na scenie jest wciąż nieprzerwanie Urwis.
Tak jak Ci wcześniej mówiłem, B-Boying to coś z czym kontakt (nie wiedzieć czemu) straciłem w 2009 roku po imprezie Freestyle Session w Katowicach. Jak w chwili obecnej wygląda polski b-boying na tle tego światowego? Wciąż na topie Polskee Flavour i Funky Masons?
Wiesz co, śmiało można powiedzieć, że polska scena b-boyowa już dawno jest na poziomie światowym. I mówię to bez żadnego pucowania się czy coś. Chłopaki za każdym razem potrafią to idealnie udowodnić. Jeśli ktoś choć trochę śledzi scenę, jak ona wygląda to wie, że taka jest po prostu prawda. Przykładem jest chociażby drugie miejsce na takie imprezie jak Freestyle Session zdobyty przez właśnie Polskee Flavour. Tak naprawdę nie tylko Polskee Flavour i Funky Masons, jest Kingz of Warsaw, RockaFellaz, Lajony Kingz, jest naprawdę sporo ekip, Sinior Skład Family gdzie masz nie tylko b-boys, ale także kolesi którzy tańczą rocking – między innymi Kostek i Skóra. Chłopaki pojechali do Stanów i wywalczyli pierwsze miejsca na szanowanych imprezach jeśli chodzi o rocking. Polska scena b-boyowa stoi naprawdę na wysokim poziomie, widzę to za każdym razem na zawodach, które mam okazje grać. Naprawdę poziom jest światowy. Jest sporo bardzo dobrych graczy w Polsce z czego jestem cholernie dumny.
Kiedyś w Krakowie była taka ekipa jak Flexion Moves. Możesz w skrócie opowiedzieć historię tej załogi?
Kurde, to był najpiękniejszy okres (śmiech). Flexion Moves założyłem ja, Baton (z którym malowaliśmy, jeździliśmy na deskorolce, graliśmy w kosza, a później zajaraliśmy się b-boyingiem) i Bodo. Baton do dzisiaj ze mną trenuje, miał chwilową przerwę, ale wrócił i fajnie nam się razem tańczy, mamy kontakt, widujemy się. Historia jest niesamowita, bo byliśmy pierwszymi b-boyami w Krakowie, nikogo nie było przed nami, przynajmniej nie słyszałem o nikim, a interesowałem się tym, bo chcę znać historię tego miasta – jak to powstawało, a niestety nie słyszałem o nikim, o żadnej ekipie, która byłaby przed nami. Na początku było nam ciężko, ale ma to swój magiczny urok – nie było internetu, mieliśmy jednego vhsa, z którego uczyliśmy się figur. To było mega tajemnicze i fajne, nie było tak wyświechtane jak teraz – nie mówię, że to do końca jest złe, ale jednak zajawiasz się w czymś, nie wiesz dokładnie czym, jak to ugryźć, nie masz nikogo kto by Ci coś pokazał. Każda muzyka, każda kaseta video z zawodami jest na wagę złota i oglądana przez nas non stop. Tak się zaczęły początki Flexion Moves. Z naszej trójki to się później rozrosło chyba do 13 osób. Tańczyliśmy w Nowej Hucie wszędzie – na ulicy, na boiskach, klatkach schodowych, nawet u mnie w domu był taki mały squat hip-hopowy. Mega miło wspominam ten okres i zawsze będę szanował tych ludzi, z którymi zaczynałem. Mam z nimi kontakt do dziś. W prawdzie tylko ja i Baton tańczymy, ale inne osoby też wspominają to bardzo fajnie i z tego co wiem część chciałaby wrócić do tańczenia, ale wiadomo jak jest, gdy zaczyna się dorosłe życie – praca, rodzina i nie każdy ma na to czas, co jestem oczywiście w stanie zrozumieć i uszanować. Jestem bardzo dumny, że mieliśmy taką ekipę i zaczęliśmy ten b-boying w Krakowie. Nowa Huta była niezwykłym miejscem gdzie większość osób robiła naprawdę konkretny hip-hop. Na każdym osiedlu spotkałeś kogoś kto np. malował, tańczył, rapował czy udzielał się w inny sposób. Wszystko było bardzo prawdziwe i szczere. Wszyscy się znaliśmy i trzymaliśmy razem. Mam potężny sentyment do tej dzielnicy, ludzi oraz moich początków z hip-hopem i zawszę będę o tym mówił.
Temat Stylowej Spółki Społem. Funkcjonuje ta ekipa jeszcze? Z tego co pamiętam to Wasza płyta ukazała się w Asfalcie.
Tanecznie Stylowa Spółka Społem już nie funkcjonuje, tylko kilku chłopaków tańczy na „własną rękę”. Bardzo bym chciał choć jeszcze raz wystartować z chłopakami na jakiś zawodach. Nasza pierwsza płyta wydana została w Asfalcie, drugą płytę wydaliśmy już sami. Na chwilę obecną nasze drogi się nieco rozeszły. Decu ma w tej chwili Szpilersów, ja jestem zajęty zespołem Flue i innymi swoimi rzeczami, ale widujemy się na imprezach. Decu organizuję imprezę „Kontrole stylu”, wciąż sędziuję, jest aktywnym b-boyem. Niewykluczone, że coś jeszcze razem kiedyś zrobimy, póki co każdy poszedł sobie w swoją stronę – co jest czymś zupełnie normalnym. Na dobrą sprawę do dziś mamy ze sobą mniejszy lub większy kontakt. Wiesz, jak ja zaczynałem tańczyć to Stylowa Spółka Społem funkcjonowała jeszcze pod nazwą Heart Attack Squad, wówczas im bardzo kibicowałem, bardzo byłem zajawiony ich tańczeniem, to był naprawdę konkretny poziom jak na lata dziewięćdziesiąte. Kładli bardziej nacisk na styl i na esencje b-boyingu niż na popularne wówczas power moves, gdzie „powerowo” też cisnęli grubo. Byli bardzo muzykalni, co mnie zawsze najbardziej jarało w b-boyingu. Zaszczytem dla mnie było dołączenie do tej ekipy i reprezentowanie jej. Zasilenie szeregów Stylowej zbiegło się w czasie z lekkim rozbiciem ekipy Flexion Moves – mniej trenowaliśmy. W Stylowej Spółce Społem byłem aktywny zarówno pod względem muzycznym jak i tanecznym. Pozdro dla całej SSSpółki!
Na Twoim najnowszym wydawnictwie pojawił się BlabberMouf z ekipy Da Shogunz. Jak doszło do tej współpracy?
Mam dość oldskulowe podejście do tego tematu, ale ja nigdy nie współpracowałem z kimś przez internet. Staram się człowieka poznać zanim zacznę z nim współprace, jeśli jest między nami wspólny vibe to wtedy jak najbardziej zaczynamy działać razem. W momencie gdy pierwszy raz usłyszałem ekipę Da Shogunz to po prostu zwariowałem, nie wiedziałem że coś takiego ma miejsce w Europie i byłem naprawdę w szoku. Ich wydawnictwa są na bardzo wysokim poziomie i to nie tylko pod względem produkcji, ale też rapu. Wiedziałem, że będę chciał coś zrobić z tym gościem! W momencie gdy uznałem, że to już ta chwila i będę chciał wydać swoją epkę, zrobiłem bit, który pasował mi idealnie do Blabbera – nie widziałem nikogo innego na tym podkładzie. I wtedy złamałem swoją zasadę i odezwałem się do niego przez internet. Rozmawialiśmy ze sobą godzinami przez Skype, vibe zaskoczył i obaj stwierdziliśmy, że robimy wspólny numer. Podesłałem mu swój bit, który bardzo mu się spodobał i po kilku dniach poszliśmy krok dalej i uznaliśmy, że warto zrobić klip – zaprosiłem chłopaków do Krakowa. Blabber wpadł do mnie z CDS. Gdy spotkaliśmy się to po prostu nie mogliśmy się nagadać, po czterech godzinach rozmowy czułem się jakbym znał go kilka lat. Pokazałem im Kraków i naszą scenę hip-hopową – poznałem z Urwisem, wziąłem na próbę z Flue. Bardzo zależy mi na tym, że jak z kimś współpracuję to chcę by zobaczył choć troszeczkę jak wygląda moje życie. W momencie gdy przyjechali na klip, w Krakowie odbywały się zawody taneczne, gdzie wraz z CDS I Blabberem zagrałem wspólny koncert. Byli bardzo zajarani i strasznie im się podobał klimat Krakowa. Wracają prawdopodobnie w grudniu (śmiech). Blabber po przyjeździe do Holandii od razu napisał mi smsa „stary ja chcę wracać”. BlabberMouf to naprawdę bardzo fajna postać i jestem przekonany, że to na sto procent nie ostatnia rzecz jaką wspólnie zrobiliśmy. Mamy już kilka planów, o których póki co nie chciałbym mówić.
Druga część wywiadu lada dzień. Zapraszam!
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.