Amatowsky przygotował projekt dedykowany nieodżałowanemu J Dilli

Hiphopowym głowom luty kojarzy się m.in. ze śmiercią J Dilli. Od kilkunastu lat, rok w rok, z tej smutnej okazji pojawiają się nowe miksy i projekty upamiętniające jego muzyczny dorobek. W tym roku Amatowsky zdecydował się stworzyć „Dilla Dawg”. Oddaje mu głos, a was namawiam do odsłuchu tego niedługiego materiału.

Amatowsky: W archiwum posiadam setki niewykorzystanych bitów, szczególnie takich, w których można odnaleźć pierwiastek J Dilli. Gdy zbliżała się rocznica jego śmierci, usiadłem z kawą, zacząłem selekcję bitów i wybrałem te najbardziej wymowne, a zarazem pozostawiające niedosyt. Jakbyś zjadł pączka i miał ochotę na więcej – żałujesz, że nie zaopatrzyłeś się w cały karton. Album otwiera dialog Davida Lyncha: „That’s the hole — and it’s never-ending. The donut is your idea, your vision, and it’s surface area is limited, and not only is it surrounded by things that want to steal your focus, but it’s filled with them, too” – warto skupić się na samym pączku, nie na tym, co znajduje się w jego otworze, który zabiera twoje skupienie, a mnóstwo rzeczy na około rozprasza i zabija twoją wizję. Te słowa idealnie definiują postać Jay Dee, który był pracoholikiem, równocześnie nie będąc perfekcjonistą. Często jego produkcje to stworzone w kwadrans loopy, które porywały groove’em. Jeśli coś zajmowało mu więcej czasu, to go to denerwowało. Czytałem artykuł, w którym Erykah Badu opisywała powstanie utworu „Didn’t Cha Know”. Na jednej z sesji Jay poprosił ją, by wybrała randomową płytę winylową. Wybór padł na Tarika’s Blue – „Dreamflower”. Sam szkielet utworu powstał natychmiastowo. Jay niechętnie ufał realizatorom dźwięku. O tym, dlaczego nie był ojcem chrzestnym Lo-Fi, dowiecie się z wywiadu, jaki udzielił jego przyjaciel House Shoes dla Okayplayer. Podobne cechy, jeśli chodzi o proces twórczy, znajduję w sobie. Odkąd pamiętam ciągnęło mnie do produkcji James’a. Słuchając albumów Commona, A Tribe Called Quest, The Pharcyde nie miałem pojęcia, że jego twórczość parę lat później porwie mnie tak mocno. Na dodatek jego pewność siebie za mikrofonem do dziś robi na mnie wielkie wrażenie. Potrafił być bestią, co szło totalnie w opozycji do tego, jaką skromną osobą był za sterami MPC.