Słowa są tu zbędne

Dwa lata po „Oriencie” Synów, Przemysław Jankowiak zdecydował się wypuścić solowy materiał zatytułowany „Gruda”. Już styczniowy singiel „Mantra” dał jasny znak, że album kierowany jest do osób nieprzypadkowych. Atmosfera to rzecz w muzyce piekielnie ważna. Niestety, nie wszystkim osobom udaje się na swoich produkcjach zbudować tę atmosferę w sposób odpowiedni. Przykładów jest mnóstwo, „Gruda” na pewno nie jest kolejnym. Krążek imponuje bogactwem od początku, kiedy to 1988 prezentuje pierwsze mroczne, surowe i ciemne dźwięki. Taki stan rzeczy utrzymuje się aż po ostatni numer na płycie. Po drodze dzieje się niemało, a psychodeliczne, nostalgiczne i hipnotyzujące motywy są tutaj czymś oczywistym. Słuchając krążka, ciężko nie łapać w głowie odpowiednich obrazków. Wspomniana już wcześniej „Mantra” jest dobrym przykładem, bowiem spokojnie mogłaby pełnić rolę ścieżki dźwiękowej w niejednym filmie, oczywiście tych z gatunku horror. „Nocny” z kolei, swoim klimatem idealnie wpisuje się w obraz wielkich, opuszczonych osiedli, na których dzieje się niewiele. Taki filmowy klimat pojawia się tutaj co rusz. „Gruda” to krążek, który zyskuje przy dłuższym poznaniu. Choć skłamałbym, gdybym napisał, że to poznawanie jest miłe i przyjemne.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz