Wywiad: Dj Kebs – część 1

Kilkanaście godzin przed odjazdem autokaru z Katowic do Warszawy dowiedziałem się, że moim rozmówcą będzie nie tylko Hades, ale również Dj Kebs. Oglądam te wszystkie wywiady, w których didżeje są traktowani po macoszemu i siedzą jakby na doczepkę, bo redaktorzy (wpisz dowolną nazwę portalu) nie wiedzą o co ich zapytać. Postanowiłem to zmienić. Co prawda czasu nie było zbyt wiele, ale usiadłem i w godzinę wymyśliłem kilka specjalnych pytań dla Kebsa. Ostatecznie rozmowa, która miała trwać chwilę dość znacznie się wydłużyła. Dziś część pierwsza, zapraszam!

Czekajcie na wywiad z Hadesem, bo wyszła bardzo ciekawa rozmowa!

Jesteśmy w trakcie różnych podsumowań hip-hopowych. Jak oceniasz miniony rok jeśli chodzi o winyle w polskim rapie?

Powiem Ci szczerze, że większość winyli, które mam z polskiego hip-hopu z ostatnich lat to są produkcje, na których się udzielam. Zaprzestałem kupowania winyli na rzecz kompaktów, bo słucham ich więcej w samochodzie i w domu. Choć ostatnio wracam do tych płyt, bo dużo albumów nie kupisz na kompakcie – mam na myśli płyty około hip-hopowe. Zauważyłem, że winyli w polskim hip-hopie wychodzi dużo, stosunkowo więcej niż wychodziło wcześniej, co oznacza, że ludzie tego potrzebują. Poza tym jest duży ruch w singlach – siódemki, dziesiątki, dwunastki. Ostatnio na przykład dostałem płytę Luxona wydaną przez Asfalt Records, na której pojawili się znakomici goście – między innymi Hades. Ostatnia płyta Metro jest również ładnie wydana przez Queen Size Records. „Czasoprzestrzeń” lada moment będzie na wosku, „NDTZ” ukazało się ze sporym opóźnieniem na winylu. Fajnie, że tych płyt jest dużo. Wiem, że nastąpił renesans jeśli chodzi o kupowanie płyt i bardzo dużo wosków się sprzedaje. Jestem świeżo po rozmowie z Wojtkiem z SideOne i wiem, że tych płyt sprzedaje się dużo, młodzi ludzie są zainteresowani kupowaniem winyli, co mogłoby być nie do końca oczywiste. Brzmienie winyla jest naprawdę ciekawsze – dla fana muzyki, brzmienie winyla powinno być czymś najbardziej pożądanym.

Twój Udział w drugiej części filmu „Super Cuts”.

Trafiłem tam trochę przez przypadek. Ja nie funkcjonuję w polskim świadku stricte turntablistycznym. Ja jestem bardziej didżejem hip-hopowym – też działam na gramofonach, ale nie są to jakieś super tricki itd., skupiam się na innych rzeczach. Ostatnio staram się to trochę podciągnąć, bo poznałem szerzej tą scenę.

Falcon1?

Tak, właśnie dzięki niemu. On pokazał mi tą drugą stronę – znałem tych didżei z ksywek, wiedziałem co robią, ale nigdy nie było to to, do czego ja aspiruję. Bardziej skupiałem się na hip-hopowych skreczach, a nie na technikach. Oczywiście, tez szlifowałem technikę, bo wychodzę z założenia, że nie można się opierać na trzech trickach na krzyż. Mam świadomość, że moje skrecze na tych wszystkich płytach są dość podobne – mam za to nadzieję, że czuć ewolucję, bo wciąż staram się rozwijać swój warsztat, ale raczej cały czas najważniejsze jest to, co jest tam powiedziane.

Przeżyłeś jakkolwiek w ogóle, że się tam pojawiłeś? Była to dla Ciebie jakaś nobilitacja?

Tak. Fajnie, że ktoś zwrócił uwagę na to, że istnieje drugi odłam pl turntablismu, że jest cała masa didżejów stricte hip-hopowych, którzy grają koncerty, są blisko raperów, przygotowują z nimi koncerty, uczestniczą w całej produkcji płyt od strony didżejskiej, a nie koniecznie są turntablistami najwyższych lotów i znają czterdzieści technik czy biorą udział w zawodach, nie. To jest trochę inna grupa. Zauważ, że z tej grupy jest mało osób na filmie. Kiedyś to było tożsame. Dj Deszczu Strugi był osobą mocno hip-hopowo zakorzenioną, ale był tez turntablistą. Na tamte czasy to oni wprowadzali te techniki na nasz polski rynek – Dj Krime, Dj Twister, Dj Cent, Dj Feel-X – ta ekipa zapoczątkowała to w Polsce. Wiesz, jest takie rozgraniczenie – są osoby, które zajmują się stricte skreczem. Dla nich najważniejsze są techniki itd. Skrecz hip-hopowy jest trochę inny, tam wchodzą w grę cuty, znajomość tekstów, płynność w poruszaniu się. Można to jedno z drugim połączyć, jedni robią to bardziej zgrabnie, inni mniej, ale i tego i tego możesz się nauczyć. Podziwiam i szanuję ludzi, którzy zajmują się tylko skreczem i podziwiam tą druga grupę. Ja robię trochę tego, trochę tego. Staram się to łączyć, a co z tego wychodzi można posłuchać.

Jak doszło do tego, że spędziłeś dzień z Diamondem D?

To było przy okazji koncertu D.I.T.C. w Łodzi. W Warszawie mieli wywiad z Mateuszem z Popkillera. Mateusz do mnie zadzwonił i zapytał czy oprowadziłbym Diamonda D po warszawskich sklepach z winylami, bo on ma dzień w Polsce i chciałby pójść pogrzebać w płytach.

Dostałeś taki telefon z zaskoczenia, bez żadnych jakichkolwiek zapowiedzi?

Tak, zupełnie z zaskoczenia. Jechałem na spotkanie z grafikiem. Pamiętam, że dzwoniłem będąc już praktycznie na miejscu spotkania, że muszę go przeprosić, ale Diamond D jest w Warszawie i potrzebuje mojej pomocy w poszukiwaniu płyt. Zapytał mnie dwa razy czy na pewno chodzi o tego Diamonda (śmiech).

Hades: Później Kebs zadzwonił do mnie (śmiech).

Zadzwoniłem później do Hadesa i mówię: słuchaj, ubieraj się, wychodź z domu, bo jest okazja poznać fajnego gościa.

Hades: moja odpowiedź była taka: będę za 15 minut.

I rzeczywiście poszedłem z nim do różnych sklepów muzycznych, głównie do tych, w których byłem pewien, że coś znajdzie. Był zadowolony.

Hades: Najbardziej był zadowolony jak wyszedł z jednego sklepu z jedną płytą i poszedł do drugiego i znalazł dokładnie tą samą (śmiech).

Diamond D powiedział: „kurde, jest tylko jedna, potrzebuję takie dwie. Mam seta z siódemek, muszę mieć dwie kopie”. Uspokoiłem go, że jak pójdziemy do drugiego to na bank znajdzie taką samą drugą. Poszliśmy tam i faktycznie tak się stało. Powiedział mi wtedy „kurde Ty jesteś gość, wiedziałeś, że tam będzie ta druga”. Trochę mi ulżyło 🙂

Lecąc do Nowego Jorku miałeś pewnie jakieś wyobrażenie o tym mieście. Jak wyszło w zderzeniu z rzeczywistością?

Część rzeczy się pokryła, a część nas na maksa zaskoczyła. Byliśmy pięć dni w samym Nowym Jorku. Odwiedziliśmy te miejscówki hip-hopowe z klipów. Byliśmy na 5 Pointz, ale niestety już wszystko było zamalowane biało, ale wciąż robiło wrażenie. Wiem, że walczą o to by stworzyć tam muzeum – nie wiem na jakim etapie to stoi. Z tego co dowiedzieliśmy się na miejscu to Nowy Jork jest miastem zmian – zwykła dotąd okolica potrafi zmienić się w bardzo bogatą dzielnicę. Peryferie stają się tam już częścią tej metropolii. To wszystko robi ogromne wrażenie. Ciężko to sobie wyobrazić dopóki nie stoisz pod największymi budynkami i nie czujesz tego na sobie. Zaskoczyło nas to, że w Nowym Jorku jest względny nieporządek, mówiąc delikatnie. Nie spodziewaliśmy się, że w tak dużym mieście jest taki problem ze śmieciami, szczurami. Strasznie tam śmierdzi, szczury latają po metrze. Znasz te wszystkie miejsca z filmu, przechodzisz obok nich i myślisz sobie, że jest jak w filmie, tylko że wszystko jest 20 razy większe (śmiech). Jeśli ktoś ma okazję to polecam wybrać się każdemu, bo to jest miasto, które żyje. Czujesz, że jest to miasto ludzi twórczych. Jest tam fajny klimat, wszystko cię inspiruje. Mimo, że jest tam dużo ludzi, nie czujesz tego przytłoczenia. Staliśmy kiedyś na peronie, czekaliśmy na metro, a obok nas stał gość w stringach, w damskich butach po kolana i w staniczku. Wiesz, stała tam kupa ludzi i tak naprawdę nie zwracał niczyjej uwagi, nie było to dla tych ludzi coś nadzwyczajnego. Ludzie często tam nam mówili, że jest dużo takich wykręconych ludzi, którzy czują się z tym spoko. U nas jakbyś wyszedł na pół golasa (śmiech) albo w damskich ciuchach to albo byś dostał w głowę albo spotkał z setkami negatywnych opinii.

Wcześniej wspominałeś, że w Polsce jest dużo raperów. Jadąc tam okazało się, że na każdym rogu jest banda gości, którzy rapują. Goście na praktycznie każdym rogu proponują Ci płyty, wciskają Ci je do ręki na chama, byś sprawdził ich ekipę – oczywiście później okazuje się że promocja jest chwilowa i za płytę musisz wyłożyć 5 dolców ale znając bazarowe zwyczaje szybko wiedzieliśmy co się święci. Jakimś cudem jedna taka płyta trafiła do nas, przez przypadek, musieli się nie zorientować ile dali nam płyt. Puszczaliśmy to sobie później w domu było to takie hmm mocno przeciętne.

Głębokie podziemie

Bardzo głębokie podziemie. Piąta woda po kisielu. Zgadza się tylko i wyłącznie forma. Wszyscy są poubierani jak gwiazdy hip-hopu, mają na sobie ciuchy jak goście z okładki „The Source”, a okazuje się, że nie stoi za tym jakiś wielki talenciak (śmiech).

To tyle jeśli chodzi o część pierwszą. Druga część rozmowy na dniach.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz