Co słychać w podziemiu? Karwa$z

„Co słychać w podziemiu?” – taką nazwę ma nowy cykl, w którym będę promował ludzi z głębokiego podziemia. Pierwszym gościem jest pochodzący z Gorzowa Wielkopolskiego, miasta Smarki Smarka – Karwa$z. W jego muzycznym CV widnieje kilka epek, które przez pewien czas krążyły po sieci. Na co dzień realizuje ludzi w studiu WBS. Za chwilę ukazuje się jego – jak sam mówi – pierwsze porządne wydawnictwo.

Karwa$z:- Moje miasto nie jest duże. U mnie na osiedlu było oczywiście kilku dilerów, złodziei samochodów czy innych szpontów. Nie ma co ukrywać, bo wielu z nas wychowało się w biedzie i jest z rozbitych rodzin. Matki tyrały na dwa etaty, by jakoś wiązać koniec z końcem. Ja nie chciałem zostać na osiedlu, dlatego postanowiłem zrobić ze sobą coś więcej, chciałem się rozwijać. Nie chciałem iść w alko i dragi, by później zamiast żyć, to tylko wegetować. Pamiętam, jak jeden starszy ziomek dał mi prostą radę, którą się kieruję do dzisiaj – „Bądź dla ludzi życzliwy i uśmiechaj się, nawet gdy jest chujowo”.

Rap pokazali mi starsi ziomale na osiedlu. Klasyk. Pamiętam, że jarałem się Hemp Gru, THS Kliką czy Jano z OMP. Do głośników wpadali mi też Tede i Gural. Przyznaję bez bicia, że nie kupowałem oryginalnych nośników, miałem może dwa kompakty. Wychowałem się w czasach torrentów, więc piraciłem jak leci.
Dzisiaj nie patrzę już na ksywy czy nawet gatunek, bo albo mi coś siada, albo nie. Dopiero z czasem odkryłem, że każdy artysta jest na inny mood. Z jednej strony melancholijne kawałki Pezeta, a z drugiej jakiejś imprezowe rzeczy z Francji.

Muzykę zacząłem tworzyć w słabym momencie mojego życia, bo zabrakło mi zdrowia, musiałem odstawić piłkę nożną i znaleźć coś nowego. Byłem na pierwszym roku studiów dziennikarskich i pewnego dnia uznałem, że… robienie rapu nie jest jakoś specjalnie trudne. Zacząłem więc działać. Pierwszy mikrofon w szafie, chałupnicze wygłuszenie, brak jakości. Z czasem zacząłem budować swoje studio, które prowadzę do dzisiaj. Nigdy nie miałem wielkiej zajawki na bycie raperem na pełen etat… no może przez chwilę. Dziś każdy jest raperem, jest natłok muzy i trzeba się rozbijać łokciami, by zostać zauważonym.

Singlem chciałem pokazać, że bez super kamer i świateł da się nagrać spoko klip. Spodziewam się wielu komentarzy w stylu – „Kolejny, który udaje gangstera”. Na pierwszy rzut oka można odnieść takie wrażenie, ale jeśli ktoś się wsłucha w numer, to skuma, że tak nie jest. Mam nadzieję, że dzięki promocji trafi do mnie kilku nowych małolatów, którzy podobnie jak ja byli tłamszeni przez otoczenie i wspólnie będziemy mogli zrobić coś fajnego. Jestem otwarty na nowe współprace.

Poniżej odsłuch.