„Daj mi słowo, że nie zapomnisz, kto tutaj był przed tobą”. Małpa zagra w Warszawie

zdjęcie pochodzi z profilu artysty na Facebooku

Pochodzący z Torunia Małpa – raper i autor tekstów – przyjedzie za kilkanaście dni do Warszawy promować swoją nową płytę „Święte słowa”. Koncert Małpy odbędzie się 26 września w klubie Proxima. Bilety można kupić i odsprzedać na stronie AleBilet.

„Znam historię i dobrze wiem, że wtedy tu pierwsze tagi kreślił Taki, tańczyło Rock Steady Cru” – wyznaje Małpa w jednym z utworów, który wszedł na jego debiutancki longplay o tytule „Kilka numerów o czymś”. Ten ważny dla mnie album zamknięty został w klasycznym, tanim digipakcu i wyposażony jest w abstrakcyjną okładkę, na której widać jadącą w obskurnym tramwaju… małpę, która trzyma w rękach kompakt Big L’a. Specjalnie położyłem nacisk na te hiphopowe linki, bo właśnie one w dużej mierze sprawiły, że krążek tak bardzo do mnie trafił i zagościł na dłużej na mojej playliście.

I jeśli teraz na osi czasu osadzę debiut Małpy, to jego data idealnie skleja się z (prawdopodobnie) apogeum mojej zajawki na kupowanie płyt winylowych, zbieranie ciekawostek i takie hiphopowe życie młodego gościa, który każdego dnia czyta o nowojorskim rapie, ogląda Wild Style i robi sobie koszulkę z logiem Stones Throw. Hip-hop heads na pełnej. Druh Sławek, Ego Trip – te klimaty. No więc nie było siły, żebym nie zajarał się tym, co mówi do mnie Małpa. Tym bardziej że mówił bardziej z perspektywy starszego kolesia z osiedla niż jakiejś odklejonej od osiedlowej rzeczywistości gwiazdy rapu. Jego szczerość, emocjonalność i ta zajawka na hip-hop właśnie sprawiły, że nawet dzisiaj (16 lat od premiery!) uśmiecham się, kiedy raz na jakiś czas odpalam sobie „Miałem to rzucić” czy – jakby inaczej – „Pamiętaj kto”. Czułem, że wypowiada się w moim imieniu, że jest taki jak ja. Nie miałem problemu, by utożsamić się z jego tekstami, a ten aspekt dla młodego człowieka słuchającego muzyki jest bardzo ważny. No i dla mnie też był.

I to też nie jest tak, że Małpa od tamtego momentu nie nagrał żadnej wartościowej płyty, bo nagrał i każda na swój sposób dla mnie taka właśnie jest. Pisze dojrzale, lubię jego wrażliwość i sposób, w jaki dzieli się swoimi przeżyciami, ale żadnej z jego kolejnych płyt nie udało się obudzić we mnie tych uczuć, które obudziła „Kilka numerów o czymś” jesienią dwa tysiące dziewiątego. I nie uważam, by była to moja wina czy – tym bardziej – toruńskiego twórcy, a… sentymentu i nostalgii,  bo te rzeczy są w muzyce bardzo ważne. Zresztą, hip-hop jest dla mnie taką wielką nostalgią. Zarówno w tekstach, jak i beatach. Mam na myśli ten cały proces diggowania w dawnej muzyce i – co za tym idzie – wykorzystywanie wyimków ze starych winyli na nowych albumach, stosowanie follow-upów czy licznych nawiązań do przeszłości.