„Odebrać komuś życie to dla nich nic” – relacja z amerykańskiego piekła

fot. Wojtek Koziara

O podróży do chicagowskiego getta rozmawiam z jednym z najbardziej rozchwytywanych polskich fotografów – Wojtekim Koziarą.

Wspomniany na początku Chi Modu powiedział też kiedyś: Jeśli dokumentujesz pewien styl życia i ten 19-latek, z którym się spotykasz, ma przy sobie dwa naładowane pistolety gdziekolwiek nie pójdzie, to pytaniem nie jest, dlaczego ja to fotografuję, ale to, dlaczego on nosi przy sobie te dwa gnaty? Moje pytanie jest takie: Dlaczego dzieciaki w Chicago biegają wszędzie z bronią palną? Pytam o to, bo wydałeś album poświęcony tamtejszemu klimatowi.

Wojtek Koziara: Lecąc do Chicago miałem w głowie obraz, jak to wszystko może wyglądać, ale będąc na miejscu, doznałem zaskoczenia. Okazało się, że ci goście – a przynajmniej większość z nich – cały czas są pod kopytem. Ci, którzy nie mieli przy sobie broni, byli szefami albo mieli za sobą duże wyroki i nie chcieli bujać się na przypał. Cały czas żyją w stresie. Boją się, że ktoś chce ich odjebać. Toczą walke z policją lub innymi gangami. Miałem sytuację, kiedy chciałem zrobić typowi zdjęcie na skrzyżowaniu, ale powiedział, że nie może tam podejść, bo jest duża szansa, że coś mu się stanie. Mówili mi też, że mając 12 lat zrzucali się w pięciu na jedną broń. Nie chcę uogólniać i nazywać tego kulturową kwestią, ale z moich obserwacji wynika, że ta przemoc jest w nich.

Jak wzbudza się zaufanie u takich ludzi na drugim końcu świata?

Uznałem, że moim atutem jest fakt, że jestem z Europy. Z zewnątrz, spoza ich świata. Zauważyłem, że brakuje im odrobinę uwagi, szukali jej, więc im ją dałem. Nagle przyleciał białas z Polski, który chciał robić im zdjęcia, zadawał pytania, rozmawiał z nimi i – oczywiście nie wszyscy – dzięki temu się otwierali. Momentami miałem wrażenie, że są wręcz zajarani tym, że jestem z daleka i robię im foty. Cały czas grałem tą kartą, że jestem białaskiem z Europy, który chce pokazać, jak sobie żyją w Chicago.

Możesz zdradzić, o czym z nimi rozmawiałeś?

Żyją z dnia na dzień, trochę w bańce – ich świat kręci się wokół hajsu, ćpania i alkoholu. Przyzwyczaili się do takiej rzeczywistości. Były też gadki o tym, jak wyrwać się z getta – ci bardziej inteligentni i obrotni stawiają na sztukę albo sport. Spora część z nich rapuje, ale chyba tylko nieliczni traktują ten rap poważnie i jako sposób na wyrwanie się z getta. Trudno mi o tym mówić, trochę generalizuję, bo każdy przypadek jest inny i należy mu się osoba historia, ale podam ci przykład. Najczęściej bujałem się na miejscu z takim ziomkiem Aero, który miał 26 lat. Był ambitny, rapował sobie i chciał wyrwać się z miasta. Widziałem się z nim w marcu, a w listopadzie dostałem info, że go zastrzelili. Miał sześć ran postrzałowych.

Powiedziałeś, że przyzwyczaili się do swojej rzeczywistości.

Aero ostrzegał mnie przed jeszcze młodszymi typami. Ci to w ogóle są totalnie bezwzględni – potrafią zabić człowieka tylko po to, by móc o czymś zarapować. Są zniszczeni. Ich ojcowie, dziadkowie czy bracia siedzą w więzieniach, więc jest im naprawdę wszystko jedno. Odebrać komuś życie to dla nich nic.

Ty miałeś podbramkowe sytuacje?

Takie sto procent niebezpieczne to nie, ale już pierwszego dnia przeżyłem coś mocnego. Byłem z chłopakami na osiedlu i w pewnym momencie przejechał wolniej samochód, wszyscy złapali za klamki, podeszli do płotu i… co ja mam robić? Zrobiłem zdjęcie. Przez cały pobyt miałem non-stop wywalony kortyzol, bo wiesz… jestem obcym typem, jedynym biały na osiedlu, a tu sytuacje typu Dawaj z nami do mieszkania. Toczyłem walkę z samym sobą, czy iść, bo przecież w tym mieszkaniu mogło zdarzyć się wszystko, ale uznałem, że skoro już tu przyleciałem, to poszedłem. W końcu byłem tam w roli obserwatora i fotografa.

Co działo się w tych mieszkaniach?

Trap house. W mieszkaniu Aero byłem z 20 minut i przewinęło się tam mnóstwo ludzi. Panował dziwny klimat, trudno to nazwać. Moją uwagę najbardziej zwrócił obrazek, kiedy w całym tym trapowym syfie od dragów i alkoholu, spał sobie mały czterolatek (patrz główne zdjęcie – przyp. Dusty). Przez mój cały pobyt nawet nie drgnął, tylko sobie spał. Dziwny obrazek.

Dalszą część wywiadu znajdziecie pod tym linkiem.