VNM: Wiedziałem, że moja dobra passa sprzedażowa i koncertowa nie będzie trwać wiecznie

fot. Mateusz Czech

Można powiedzieć, że przez ostatnie dwa lata rap zszedł na dalszy plan, ale wciąż jest obecny w moim życiu – powiedział mi raper z Elbląga. Przy okazji zdradza, czy ma ambicję powrotu na szczyt sceny i jak się czuł, kiedy z niego spadał.

Byłeś bardzo popularnym raperem 10 lat temu. Dlaczego z tego szczytu spadłeś?

Było to spowodowane kilkoma rzeczami. Choćby tym, że poszedłem na swoje i założyłem własny label, co wiązało się z o wiele mniejszą promocją materiału. Moja pierwsza płyta, po odejściu z Prosto, nie przypadła ludziom do gustu… No wiesz, to naturalna kolej rzeczy, bo przecież bardzo mało artystów ma kariery, które trwają 15-20 lat. 3-4 albumy i do widzenia, na scenę wchodzą kolejni.

Jak długo radziłeś sobie z tym, że nie jesteś już jednym z najpopularniejszych polskich raperów?

To była trudna sytuacja, bo jednego dnia byłem na topie, a później zacząłem zjeżdżać. Ludzie różnie radzą sobie z takimi sytuacjami, a niektórzy niestety nie radzą i popełniają samobójstwa. Wielu artystów mówiło, że to jeden z najgorszych momentów do przeżycia, ale trzeba zacisnąć zęby i iść dalej.

I ty tak zrobiłeś?

Nie było takiego momentu, kiedy zamknąłem się w domu i nie wychodziłem do ludzi, ale też nie budzę się rano z myślą, że jestem najlepszym raperem na świecie. Nie skończyłem jeszcze rapować. Ostatnią Złotą Płytę otrzymałem w 2015 roku, ale kto wie, czy mój kolejny album nie okaże się sukcesem komercyjnym. Od początku byłem świadomym gościem. Wiedziałem, że moja dobra passa sprzedażowa i koncertowa nie będzie trwać wiecznie. Oczywiście – w pewnym momencie czułem, że ktoś mi zabrał to, co sam sobie wcześniej wypracowałem, ale to nie był dla mnie koniec świata. Tym bardziej, że ja od ponad 12 lat nie pracowałem na etacie. Naprawdę nie mogę narzekać na to, jak żyję (śmiech).

Cały wywiad przeczytacie tutaj.