Donguralesko: Dla mnie hip-hop to wciąż kultura czterech elementów (wywiad)

zdjęcie pochodzi z profilu rapera na facebooku

Tydzień temu złapaliśmy się z Guralem na rozmowę o tym, co w 1998 roku zobaczył w Nowym Jorku, trasie koncertowej z PMD czy o nagrywaniu teledysku na osiedlu Nasa. Poniżej zajawka i link do całości.

Wczoraj wszedłem sobie na twojego Facebooka i trochę się zdziwiłem, bo byłeś kiedyś na trasie koncertowej z samym K-Solo. To była ta trasa, kiedy do Polski przyjechali też PMD i DJ Honda?

Tak. Liroy ją organizował. Przejechaliśmy z nimi trochę kilometrów po Polsce w jednym autokarze.

Są jakieś anegdotki z tej trasy?

Dużo jest anegdot w moim życiu, ale nie wszystkie nadają się do publikacji.

To ja bym właśnie taką jedną potrzebował.

Nie będę wchodził w szczegóły, ale byłem zaangażowany w umilanie pobytu DJ-owi Hondzie w Polsce. Był wtedy naprawdę poważnym graczem, miał nawet biura w Nowym Jorku i Tokio, ale nie do końca o tym. Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby ktoś tyle jarał! Palił człowieku takie ilości stuffu, że dla mnie było to niewyobrażalne. Kiedy dostał od kogoś stówę, to zjarał ją, nim opuścił rogatki miasta. Pewnego dnia zaprosił mnie do swojego pokoju hotelowego. Wpadnij, zajaramy gibona, pogadamy. Miał takie długie pazury, jakieś szpadyzory i non-stop kręcił jointy. Kręcił je oczywiście w nowojorskim stylu. Miał filisy, które przekrawał żyletką, sypał do środka czyste zioło i rolował. Tak zwany mutol. Zjarałem w swoim życiu duże ilości tego gówna, ale on grał w zupełnie innej lidze. Jednego blanta palił, drugiego już kręcił. Miałem wrażenie, że tym się głównie zajmował, a dopiero przy okazji jadł i robił muzykę. Siedziałem z nim w tym pokoju z dwadzieścia minut. Zjarałem dwa gibony, a gdy kręcił trzeciego, to w głowie miałem tylko jedną myśl – wody! Ale wiesz, takie wydarzenia są przy okazji, to tylko dodatki. Najważniejszym przeżyciem był kontakt z tymi wszystkimi artystami. Do dzisiaj lubię ich muzykę. Mój mały synek słucha EPMD; lubi na przykład Da Joint. Pograłem sobie w koszykówkę z K-Solo, wystąpiłem na scenie z PMD – to dla mnie wielkie rzeczy. PMD w ogóle się nie przejmował tym, że na koncertach było mało ludzi… No bo dalej będę się upierał przy tezie, że kultura hip-hopowa nigdy nie była popularna w naszym kraju. Tego typu ksywy nie budziły wielkiego entuzjazmu. Dlatego też frekwencja na trasie była słaba. Nam było głupio z tego powodu, ale on zawsze powtarzał, że jest na misji i szukał pozytywów. Robię to, co kocham. Nagłośnienie było dobre – wiele mnie to nauczyło.

Na twojej nowej płycie przez wszystkie przypadki odmieniane jest określenie prawdziwy rap. Czym więc on jest?

To muzyka dzika, zbuntowana, z pazurem. Brudna i pojebana. Dopóki taka jest, niech sobie będzie nawet w nowej odsłonie, bo nie każdy rodzaj współczesnego hip-hopu muszę rozumieć. Ważnym elementem jest też oryginalność. Rap, który mnie ukształtował był na maksa oryginalny. Albumy z lat 90. i 00. różniły się od siebie stylem, podejściem do tworzenia rymów, doborem sampli, flow raperów. Każdy chciał się wyróżniać. Teraz, w czasach serwisów streamingowych, wszystko stało się skrojone pod algorytmy i jest takie samo. Chujowe. To tylko handel i biznes, a pieniądze nie są trzonem tej muzyki.

Link do całości zostawiam tutaj – link.