Nawer: Nielegalne graffiti to gierka

photo credits – facebook.com/N.NAWER

Dzisiaj o podejście do nielegalnego graffiti pytam kogoś, kto ten etap ma już dawno za sobą. Ciekawi mnie odbiór gościa, który swoich wystaw doczekał się w Tokio, Los Angeles, Paryżu, San Francisco, Marakeszu, Londynie czy Berlinie. Przed wami Nawer, któremu bliżej dziś do biegania po galeriach niż liniach kolejowych.

Co myślisz o graffiti zaangażowanym politycznie? Pytam, bo jakiś czas temu jeden z krajowych writerów namalował panel, w którym jasno określił swoje preferencje polityczne.

Nigdy nie miałem potrzeby dzielenia się swoimi poglądami w przestrzeni publicznej. A abstrakcyjny język, którym obecnie się posługuję, jest daleki od komentowania naszej rzeczywistości. Mamy wolność słowa, więc każdy korzysta z niej na swój sposób. Zdecydowanie bardziej wolę prace, które są zaangażowane poprzez swój komentarz sytuacyjny, sarkazm czy wyśmiewanie systemowej patologii niż czystą propagandę. Ciekawymi przykładami zaangażowanych prac w przestrzeni publicznej mogą być prace Janusz Waza, Mariusz Waras czy ESCIF. Oni bardzo celnie komentują sytuacje na świecie.

Co musiałoby się wydarzyć na świecie, byś jednak zmienił swoje podejście?

Podczas pandemii malowałem kolaże, które miały apokaliptyczne tytuły, ale to nadal dalekie od zaangażowania, o które pytasz. Jeżeli jesteśmy w momencie pocovidowym, po rozpoczęciu wojny w Ukrainie czy przeżyliśmy 8 lat patologicznych rządów PIS-u, który łamał nasze podstawowe prawa, to chyba trudno uznać, że coś może mnie przekonać do bezpośredniego, zaangażowanego przekazu. Podejmuję inne tematy, ale one nie są tak czytelne jak duży napis czy figuratowe malarstwo.

Jak zapamiętałeś moment uświadomienia sobie, że nie chcesz być tylko lokalnym malarzem, ale popchać swoje prace gdzieś dalej.

To pewnego rodzaju proces. U mnie to było równoległe z rozpoczęciem studiowania architektury. Poszukiwałem nowych rozwiązań eksperymentowania z nowymi technikami. Z czasem moje prace stały się bardziej graficzne, a litery zamieniały się w bardziej geometryczne formy. Używałem nowych technik i z biegiem czasu powstała geometryczna abstrakcja, której korzeniami było połączenie wypracowanego przez lata stylu i wpływy urbanistyczne. Tak naprawdę każdy ma swoją drogę i wszystko zależy od tego, kogo się na niej spotyka – z kim pracuje, gdzie szuka inspiracji. Warto dołożyć prace nad własnym rozwojem, determinację, wyjście poza strefę komfortu i wewnętrzne ambicje. Przydaje się asertywność i odporność na krytyke otoczenia, która czuje lęk przed zmianą i eksperymentowaniem. Cakes – jedna z ikon praskiej sceny – powiedział mi kiedyś: „To nie ja wyrosłem z graffiti, ale graffiti wyrosło ze mnie”. Utożsamiam się z tym.

Mówisz o tej odporności na krytykę. Przypomniały mi się słowa Xmana ze Szczecina, który opowiadał mi kiedyś o tym, jak niektórzy ludzie krytykowali go na przykład za to, że malował za pieniądze „pomidory” i napisy typu „sklep spożywczy”.

Nie mogę powiedzieć, że byłem krytykowany przez środowisko. To było bardziej zaskoczenie, brak zrozumienia i po części rozczarowanie. Pamiętam taki jam, który odbył się chyba w Łodzi na początku lat 00. Pojechałem tam ze swoimi taśmami. Zacząłem od szablonu i pracy z taśmami – łączyłem te bardziej graficzne rzeczy z typograficznymi. Już wtedy powoli odchodziłem od klasycznego liternictwa grafficiarskiego. Moment poszukiwań ma często to do siebie, że jest niezrozumiany przez ogół, ale i samego siebie, bo człowiek jest dopiero na początku swojej drogi i nie ma pewności, czy idzie w dobrym kierunku. Najtrudniejszy był u mnie ten etap transformacji, czyli przejścia z graffiti na formy abstrakcyjne plus zmiana techniki i użycie nowych mediów.

Nie chciałeś już malować graffiti?

Wydawało mi się, że przez te wszystkie lata w graffiti osiągnąłem już wszystko, co mogłem chcieć osiągnąć. Nie widziałem już dla siebie w tym świecie poprzeczki, a zawsze lubiłem, kiedy ona była wysoko. Odkrywanie i poszukiwanie nowych rzeczy dało mi tę możliwość. Graffiti jest bardzo zamknięte. Ma bardzo hermetyczne środowisko i jest bardzo określoną formą działania, które środowisko uznaje albo nie. Kiedy wychodzisz poza granice, to ci najbardziej radykalni writerzy nie uznają tego za prawdziwe graffiti.

Co dał ci ten rozdział w twoim życiu? Mam na myśli nielegalne graffiti.

Większość ludzi w wieku nastoletnim potrzebuje odskoczni i adrenaliny. Nielegalne graffiti mi to dawało. Zaspokajało moje potrzeby. Czy coś więcej? Może jakąś pewność siebie i mniejszy lęk przed próbami czegoś nowego. Na pewno nie wniosło żadnej artystycznej formy, bo trudno szukać w nielegalnym graffiti rozwoju – bardziej chwilowej satysfakcji i podnoszenie samooceny. Myślę, że to główne powody, dla których ludzie dalej to robią. Liczy się tu i teraz.

Postawiłeś właśnie tezę, że takie graffiti jest niczym innym niż egoistyczną formą sztuki?

Oczywiście, że tak. To nic innego jak zaspokajanie własnego ego. Chcesz więcej, w innych miejscach, ciągle udowadniasz, że jesteś lepszy od innych. Nielegalne graffiti to gierka. Obiema rękami podpiszę się pod tym, że to egoistyczna forma sztuki.

Co musiałoby się wydarzyć, by cię ktoś teraz wyciągnął porobić na przykład na lini kolejowej?

Nie wiem, czy coś jest w stanie mnie przekonać. Kiedyś nie czułem odpowiedzialności za swoje działania.

Masz za dużo do stracenia?

To chyba jest to. Brak poczucia odpowiedzialności nie ogranicza cię w działaniu. Młodsze osoby są zdecydowanie bardziej odważne. 20-latek ma myślenie w stylu „najwyżej rodzice pokryją koszty” (śmiech).

Ale jest też przecież wielu 40. latków, którzy malują kolejki w pełni świadomie.

Oczywiście, że tak, ale u nich to chyba właśnie zaspokajanie własnego ego i pewna forma odskoczni od życia. Potrzeba adrenaliny, której na co dzień im brakuje. Wychodzą w nocy, malują obrazek i przychodzą do domu z laurką, którą sobie sami wystawiają. Ale są też osoby, które potrafią mnie jeszcze zaskoczyć. Widziałem ostatnio wholecara z kodem QR i namalowanym green screenem, który pozwala po nagraniu video na implementację grafiiki. To była super ambitna rzecz.

Myślisz, że gdyby cię złapali, to ta sytuacja mogłaby zaszkodzić twojej marce czy wręcz przeciwnie?

W dzisiejszych czasach da się urobić z takiej sytuacji dobry marketing. Nie chodzi o lęk. Zrobiłem tyle nielegalnych ścian w swoim życiu, że nie uważam, bym się czegoś bał. Jeśli bym chciał coś namalować, to po prostu bym poszedł i to zrobił. Ale jest jeden ważny warunek – musiałbym mieć na to ochotę, a dziś satysfakcję malarską czerpię z innego źródła. Pewnie byłby to fajny wyrzut adrenaliny, ale nie kręci mnie już wracanie do tamtych czasów.

To pogadajmy o współczesności. Dlaczego Porsche zdecydowało się podjąć współpracę akurat z tobą?

Duże marki szukają osób, przy których mogą się ogrzać. Wzięcie kogokolwiek to dla nich za mało. Zatrudnienie artysty, który ma za sobą historie, bagaż doświadczeń i różne fajne realizacje jest dla marki bardziej atrakcyjne. Myślę, że ktoś kto proponował i wybierał mnie do tego projektu, po prostu odrobił lekcje.

Jesteś na takim etapie, że to ty rozdajesz karty w tej współpracy?

Od dawna nie idę na kompromisy. Jeżeli współpraca nie byłaby dla mnie intratna, to bym się na to nie zgodził, bo też nie muszę takich rzeczy robić. Mam stabilną sytuację z własnym malarstwem. Nie muszę robić komercyjnych projektów. Ten był dla mnie wyzwaniem. Nie wchodzę już w projekty tylko dla finansów. Odrzucam sporo propozycji, bo są mało ciekawe, czasami nawet dobrze płatne, ale nie są dla mnie polem, na którym mogę eksplorować.

Jakie cechy musi spełnić artysta, który zgłasza się do ciebie po projekt okładki?

Myślę, że nie byłbym w stanie zrobić takiego projektu dla kogoś z zewnątrz, spoza mojego najbliższego środowiska. Nie mam potrzeby tworzenia okładek. Te dla Daniela Drumza i Plasha robiłem stricte po przyjacielsku, wykluczając jakiekolwiek kwestie finansowe. Nigdy nie wziąłem od nich nawet złotówki. Zrobiłem to dla czystej satysfakcji. Okładki dla Plasha były totalnie hiphopowe, a tworzyłem je w momencie, kiedy stylistycznie byłem już w innym miejscu. Lubię skakać po tematach i robić różne rzeczy. Na tym to wszystko polega. Czerpię z tego radość. Po co zamykać się w jednym? To idealne odzwierciedlenie, dlaczego nie maluję już graffiti (śmiech).