Ksywki nie są już żadnym gwarantem- wywiad z Onarem

fot. Wojtek Koziara

Kilka tygodni po premierze albumu „Chryping”, który Onar nagrał z Bilonem, rozmawiam z tym pierwszym. O wyprawie w ponure rejony Europy; o czasach, kiedy Hemp Gru kreowali opinie ludzi; o tym, że hip-hopowe ksywki nie są już gwarantem dobrej sprzedaży płyty.

Wraz z uznanym fotografem Wojtkiem Koziarą zrobiliście sobie wyprawę po teledyski do Rumunii, czyli do państwa, które nie jest popularne wśród polskich raperów. Tak na szybko – chyba tylko Obywatel MC pracował tam nad klipem. Skąd pomysł na trip?

Onar:- Zapakowaliśmy się do samochodu w kilka osób z kamerami, aparatami i sprzętem, bo chcieliśmy zobaczyć inne obrazki, okręcić nowe miejsca i poczuć klimat pominiętej Europy Wschodniej. Jestem przekonany, że gdybyśmy teraz zaczęli wyliczać klipy zrealizowane na Zachodzie, to byłoby ich zdecydowanie więcej.

Mało ci Europy Wschodniej na co dzień?

Rumunia wygląda dziś jak Polska sprzed 20-25 lat – widać to nawet po hip-hopie. Kosi, jak na grafficiarza przystało, ma bardzo rozwiniętą siatkę znajomych, więc skontaktował nas z Erpsem, tamtejszą legendą graffiti – można go nawet zobaczyć w teledysku do „Chrypingu”. Gość jest absolutnym królem sceny. Kiedy oznaczaliśmy go na relacjach, to ludzie do nas pisali: „Jesteście z tym typem? Stary, to jest taki szef, że to koniec świata. Ma za sobą mnóstwo robót”. Chłop bardzo dobrze przyjął nas na miejscu – pokazał miejscówki, poznał nas ze swoimi znajomymi. Widziałem w nim i w jego znajomych prawdziwą zajawę na kulturę. Ta muzyka, którą nam puszczał, nie była skomercjalizowana, a zakorzeniona w boom-bapie, tempie 94. Chciał nas zabrać na undergroundową imprezę w Bukareszcie, gdzie grało z siedem lokalnych składów, ale byliśmy tak zmęczeni po podróży, że ją sobie odpuściliśmy. Na drugi dzień zapytałem go, jak było na koncercie. On na to: „Spoko, trzy awantury, porobiliśmy trochę graffiti, przyszło z 1200 osób”. Pomyślałem, że to niezła frekwencja jak na podziemną imprezę (śmiech). Myślę, że chłopaki są tam żądni zabawy i rządzą nimi proste sytuacje – imprezka, awantura, malowanie. W Rumunii przeżyłem dobre i złe back in the days. Stary, tam jest wszędzie graffiti, wszędzie! Po necie śmiga takie zdjęcie, gdzie siedzimy z Bilonem w środku potagowanego wagonu i to nie było wyjątkowe wnętrze, bo tam prawie każdy wagon tak wygląda.

Cały wywiad przeczytacie tutaj.