
„Znów przechodzę w tryb prywatny…” – to pierwsze słowa, które padają na najnowszym albumie wychowanka częstochowskich ulic i osiedli. I choć człowiek odpowiedzialny za Antihype często powtarzał, że muzyka jest jego całym światem, to akurat w tej rozmowie tego nie widać, bo poświęcamy jej stosunkowo mało miejsca. Więcej tu o zmianach w jego życiu prywatnym, walce z demonami, o przebodźcowanych ludziach przeżywających swoje życie w smartfonie
Życie cię nie zawiodło, ale słuchając twoich tekstów, mam wrażenie, że często zawodziłeś sam siebie. Mam rację?
Nie jestem idealny, ale staram się wypracowywać coraz lepszą wersję siebie. Kiedyś wypominałem sobie błędy, zagubienia i złe decyzje, ale z każdym dniem coraz bardziej wierzę, że taka jest właśnie droga samorozwoju. Błędy, które popełniłem wydawały mi się tak duże, że przez dłuższy czas nie mogłem ich przeboleć. Jednak zrozumiałem, że każde z tych wydarzeń jest elementem mojego życia. Chodziłem bardzo ciemną ścieżką, ale w ostatniej chwili udało mi się z niej zejść.
Co to znaczy, że zszedłeś z niej w ostatniej chwili?
No wiesz, sporą część swojego życia poświęciłem na sprawy bardziej mroczne. Nie pielęgnowałem w sobie wyrozumiałości, bo towarzyszył mi gniew, pretensje do świata i wewnętrzny ból. Wieloletnie skupianie się na takiej energii usztywniało moje komórki, które pracowały w zły sposób. Efektem życia w takim stresie i napięciu jest na przykład nowotwór. Jak mówi teoria Tolkiena – zło nie ma daru tworzenia, tylko dzielenia. Zło jest czarną dziurą.
Myślisz, że już w pełni odwróciłeś się od złych emocji?
Odbyłem osiem wyjazdów, na których przez siedem dni nic nie jadłem. Robiłem sobie takie wyjazdy co pół roku. Kiedyś odbyłem dwa w ciągu miesiąca. To były chwile, kiedy bardzo zjednałem się ze swoim organizmem i się go nauczyłem. Połączyłem swoje ciało z duszą. Ciało jest naszą świątynią i skorupą, o którą musimy dbać. Tak jak nie możemy zapominać o higienie ciała, tak nie możemy też zapominać o higienie umysłu. Jakiekolwiek zaburzenie na linii ciało – dusza powoduje, jak to powiedział Jim Carrey, schizofrenię czy depresję. Depresja to nasze wewnętrzne ja, które daje do zrozumienia, że jest zmęczone życiem w tym sztucznym świecie, które sobie sami wytwarzamy. Chcę podkreślić, że wspomagam się teraz słowami Carreya, pod którymi się podpisuję. Podkreślam to, bo nie chcę, by zrobili ze mnie szamana albo lekarza. Nie daję porad.
Cały wywiad przeczytacie tutaj.