
Z labelem Queen Size Records to ja mam tak, że bardzo ich cenię za serię siódemek z produkcjami Metro i amerykańskimi raperami na wokalu – uważam w ogóle to za jeden z najfajniejszych momentów w historii polskiego hip-hopu, który dział się poza głównym nurtem, na obrzeżach sceny. Żałuję bardzo, że finalnie nie dostarczono (zgodnie z planem) siedmiu wosków, a „jedynie” pięć, ale może jeszcze nie wszystko stracone? Pamiętam w ogóle taki mój wywiad z Metro (tutaj można przeczytać całość), w którym producent mówił, że ambicje były ogromne – „Plany na następne siódemki oczywiście były, ale dolar poszedł w górę i siłą rzeczy artyści, z którymi chciałbym zrobić kawałek, są chyba poza naszym finansowym zasięgiem. Kiedyś były rozmowy z MF Doomem, na pewno widziałbym na naszym projekcie Killer Mike’a. Był nawet kontakt z De La Soul, ale tam hajs się niekoniecznie zgadzał”.
Ten słodki wstęp nie oznacza jednak, że patrzę na lebel tylko z perspektywy zagorzałego ultrasa, który bierze w ciemno wszytko jak leci, byle znajdzie na płycie logo QSR. No nie. Totalnie nie rozumiem kilku posunięć, które w ostatnich latach wykonali właściciele wytwórni. Czasem miałem wrażenie, że wypuszczali kolejną płytę, bo mieli głód wydawania, a niekoniecznie głód dowiezienia ludziom czegoś jakościowego i wartościowego, ale to tylko moje zdanie. Najnowsze wydawnictwo QSR, czyli Tomasz Andersen i jego „Loot eskapistów” to… albo inaczej. Panuje takie przeświadczenie (w mojej ocenie w stu procentach mylne), że w polskim rapie brakuje pogłębionych treści i wszystko podane jest wprost, bez drugiego dna. Oczywiście wiele w takich wyznaniach przesady. Takie zdania w głównej mierze spowodowane są po prostu brakiem zgłębienia tematu i bezmyślnym podawaniu dalej czyichś zero-jedynkowych opinii. A piszę o tym, bo „Loot eskapistów” to materiał, który jest najlepszym przykładem na to, że polski rap bywa ciekawy, pobudzający wyobraźnie i pomysłowy. To taki krążek, który zyskuje z każdym kolejnym odsłuchem, bo Andersen pisze obrazowo i dysponuje naprawdę imponującą armią słów. Krążek warty odsłuchu, ale pod warunkiem pełnego zaangażowania.
Winyl można kupić tutaj.