Daniel Alan Maman, znany lepiej w środowisku jako The Alchemist, to jeden z najbardziej rozchwytywanych producentów w dziejach muzyki hiphopowej. Dowoził muzykę dla największych gości z mainstreamu (Eminem, Drake, Travis Scott), kalifornijskich legend (Defari, Planet Asia, Evidence) czy całej plejady nowojorskich mc’s (Fat Joe, Mobb Deep, Big Pun, Jadakiss, Nas czy Raekwon). Ma takie papiery, że spokojnie mógłby odlecieć i chodzić dwa metry ponad chodnikami, ale nie chodzi… przynajmniej tak go odebrałem.
„Yes lets doit” – tak dokładnie brzmiała pierwsza wiadomość od Ala, która wpadła mi do skrzynki mailowej, kiedy zapytałem o opcję na wywiad. Oszalałem ze szczęścia. Niestety moja radość nie trwała zbyt długo, bo już dwa dni później napisał, że jednak czasu nie znajdzie, ale mogę wpaść z winylami do podpisu – taka szybka ustawka. Oczywiście przystałem na to. W międzyczasie zostawiłem za sobą pomysł z wywiadem – już trudno, nie można mieć wszystkiego. Wystarczyło mi, że będę mógł przez moment porozmawiać z kimś tak wielkim. To zaszczyt. Takie mam podejście.
Typowa sierpniowa niedziela, godziny popołudniowe, wpadł mail od Alchemista – „Za pół godziny będę w hotelu. Tu w razie czego masz mój numer telefonu”. No to zabrałem szybko z półek trochę winyli do podpisu, trochę wosków z serii Polish Jazz w prezencie, koszulkę Dusty i dobry pakiet, co by mu umilić pobyt na dusznym terenie Górnego Śląska. Dojechałem do centrum miasta i idę do wyznaczonego hotelu. „Kurwa, co ja mu właściwie powiem?” – myślałem sobie po drodze. Na co dzień rzadko bywam pokornym typem, ale na spotkanie z Alchemistem zmierzałem totalnie zestresowany, czułem się malutki. Wszedłem do hotelu, dałem znać mistrzowi bitmaszyny, że jestem na miejscu. „Jestem na zewnątrz” napisał mi w SMS-ie. Uznałem, że to dobry moment, by wziąć się w garść i zrobić swoje. Stresowałem się niemożliwie – naprawdę nie mam zamiaru tego ukrywać. Kiedy mnie zobaczył, od razu wyrzucił resztki jointa, przywitał się jak z ziomkiem i wziął się za oglądanie płyt polskich jazzmanów. Kiedy podsunąłem mu jego produkcje, powiedział – „Dawaj do środka, podpiszę ci je przy stoliku i przy okazji zrobimy krótki wywiad”. Nie musiał mi tego mówić drugi raz. Szybko skrócił dystans, więc pozwoliłem sobie na… ekhm żart o tym, że DJ Muggs jest lepszym producentem niż on. Na szczęście zrozumiał moje poczucie humoru. – „(Śmiech) Wiesz, DJ Muggs nie nauczył mnie używać samplera. Gdy go poznałem, już dobrze radziłem sobie z klawiszem ASR-10. I to w sumie dzięki temu zaczęła się nasza współpraca. On używał wtedy SP 1200. Nauczyłem się od niego wiele – szeroko pojętej produkcji, jak stworzyć kawałek, jak wszystko ze sobą połączyć, zrobić singiel czy album. Więc to nie była tylko nauka robienia bitów. Dużo się od niego nauczyłem, przebywając w jego towarzystwie”.
„Nie był zwykłym raperem”
Jestem totalnym ultrasem epki „Bread”. Surowe i narkotyczne video ze studia, które towarzyszy projektowi mogę oglądać całymi dniami. Dlatego rozmowę z Alchemistem rozpocząłem właśnie od tego krótkiego filmu. Tym bardziej że można w nim zobaczyć nieodżałowanego Mac Millera – „Był bardzo kreatywnym i twórczym gościem. Zajmował się wszystkim. Miał mnóstwo pomysłów. Nie mogę powiedzieć, że był tylko raperem czy tekściarzem, bo naprawdę rozumiał muzykę jak mało kto. Umiał grać, był bardzo świadomy. Każdy, kto miał okazję z nim pracować powie ci to samo – nie był zwykłym raperem. Wiedział, jak składać bity. W kilku kawałkach, które wspólnie zrobiliśmy, to on zajmował się dropami, edycją, przejściami i innymi detalami. Był naprawdę utalentowany”. Jako że w shorcie pojawia się też Prodigy, musiałem zapytać i o członka Mobb Deep. – „Już nie pamiętam, jak dowiedziałem się o jego śmierci. Ktoś chyba do mnie zadzwonił. Pamiętam, że SMS-owałem z nim dzień przed jego ostatnim koncertem, który zagrał w Las Vegas. Swoją drogą, to miałem nawet zamiar wybrać się na ten występ. Niestety ostatecznie tam nie dotarłem. Później wszystko działo się już szybko. News latał po internecie. Wszyscy mówili o jego śmierci”.
„Cała ekipa jest w to zaangażowana”
Dziś też wszyscy fani najntisowego hip-hopu z Queensbridge mówią o Prodigym, ale powód jest inny. Za jakiś czas trafi do nas bowiem nowy longplay Mobb Deep. – „Chłopaki mnie znaleźli w momencie, kiedy byłem zagubionym gościem, spacerującym po Queens. Czułem się, jak ten biały, bezdomny gość w filmie Beat Street, który dudni w rury w piwnicy. Bardzo mi pomogli, a ja chętnie się od nich uczyłem. Nie powiem ci dzisiaj, czy najpierw w moim życiu pojawił się Havoc czy Prodigy. Na pewno poznałem ich osobno. Dopiero po pewnym czasie wspólnie spotkaliśmy się w jednym studiu. Na początku nasza współpraca toczyła się dość wolno, rozwinęła się dopiero z czasem. Cieszę się, że mogę działać przy nowym albumie Mobb Deep. To wspaniałe uczucie słyszeć znów głos Prodigy’iego na bitach Havoc’a. Tak, jak kiedyś, kiedy wspólnie tworzyli muzykę z Big Noydem, Twinsem i resztą składu. Cała ekipa jest w to zaangażowana. Kawałki brzmią magicznie. Chcę mieć pewność, że zabrzmi tak samo dla ludzi, którzy sięgną po ten album”.
„Tu nie ma miejsca na pomyłki”
Można się sprzeczać, który z kawałków Alchemista osiągnął największy sukces wśród headsów. Dla mnie jego najgłośniejszym utworem jest „Worst Comes To Worst” – „Nagraliśmy tę płytę w Nowym Jorku. Chłopaki z Dilated Peoples przylecieli na Wschodnie Wybrzeże. Miałem kilka bitów, którymi się zainteresowali. Na album ostatecznie weszły trzy. Powiem ci szczerze, że kiedy nagrywaliśmy „Worst Comes To Worst”, nie miałem przekonania, czy ten numer na pewno spodoba się ludziom. Nagraliśmy go, bo naszym zdaniem zajebiście brzmiał (śmiech). DJ Babu wpadł na pomysł z tymi skreczami w refrenie. Miał nosa, bo wszystko wspólnie dobrze zagrało. Nie planowaliśmy nawet robić z tego numeru singla czy coś. To wyszło dopiero później. Cóż mogę dodać? To była po prostu zajebista współpraca, z której wyszedł zajebisty kawałek (śmiech)”. Byłem ciekaw, czy równie zajebista była jego kooperacja z Eminemem – „Przy takiej współpracy musisz być bezbłędny, wręcz idealny. Tu nie ma miejsca nawet na najmniejszą pomyłkę. Musisz pamiętać, że jesteś na szczycie łańcucha pokarmowego i nie możesz tego spierdolić. Mnie taka sytuacja odpowiada, bo lubię wyzwania. Poza tym, jesteśmy z Eminemem przyjaciółmi, jest dla mnie jak brat. Dla mnie to ogromny zaszczyt móc współpracować z kimś takim. Jestem szczęściarzem, że mam taką możliwość”.
Na sam koniec postanowiłem zapytać o najnowszy teledysk Ala, w którym jedną z głównych ról odgrywa kreskówkowa postać Bluey. – „Bluey jest świetny. To zajebista kreskówka. Mój syn go uwielbia, moja córka także. Shout out to Bluey! Czekajcie na moje nowe produkcje, bo nie mam zamiaru zwalniać. Będę jeszcze bardziej produktywny. Obiecuję. Mam na dysku bardzo dużo ciekawych rzeczy. Powiedziałbym ci więcej, ale obiecałem, że nie puszczę pary z gęby”.
Podziękowania dla Moniki, która pomogła mi ogarnąć ten wywiad. Elo.