„Moi słuchacze nie są internetowymi robotami uzależnionymi od algorytmów”

fot. Patryk Czachowski

Co myśli o płaceniu za zwrotki amerykańskim raperom? Jaki dostaje feedback od artystów zza oceanu? Czy czuje frustracje, że wciąż jest w podziemiu? Ja pytam, a Kama Kamakazi odpowiada.

Jak wygląda życie rapera, który nagrywa płyty w podziemiu, dla niewielu osób?

Kama Kamakazi – Nagrywam nieregularnie. Można powiedzieć, że jestem raperem na pół etatu (śmiech). Pochodzę z robotniczej rodziny, od zawsze własnymi rękami zarabialiśmy na chleb. Jak każdy zwykły śmiertelnik wstaję rano do pracy, a po godzinach – na ile czas mi pozwala – zajmuję się swoją pasją. Cieszę się, że do tej pory praca nie zabiła we mnie chęci tworzenia muzyki. Robię ją dla siebie i garstki osób, które czują to, co ja i przede wszystkim nie są internetowymi robotami uzależnionymi od algorytmów.

Czujesz momentami frustrację, że twoja muzyka nie przebija się gdzieś dalej?

Kiedy byłem młodszy to tak, bo podchodziłem do muzyki z sercem i nigdy nie traktowałem jej jak biznesu. Zawsze wkładałem w nią całego siebie, nie przeliczałem jej finansowo i nie traktowałem jako źródła utrzymania. Mimo że jestem typem z małego miasta, to pojawiłem się na ważnych dla mnie płytach – na przykład na albumach Fenomenów i Endefisów. To było duże wyróżnienie. Dziś dobra muzyka nie broni się sama. Ważniejsze jest, jakie masz na sobie ubrania, a nie co mówisz. Powiem ci, że frustracje czuję, kiedy widzę, jak bardzo w ostatnich latach zmieniło się podejście do muzyki, ale… nie moje. Wciąż mam w sobie tego małolata. Ale jasne, że robiąc coś na poważnie, wkładam w to własne pieniądze na studio, beaty, miks, master i po cichu liczę, że moje projekty dotrą do większej liczby osób. Cieszy mnie feedback słuchaczy, ale z drugiej strony – cieszę się też, że jestem poza tymi wszystkimi układami i działam na własnych zasadach. Jestem za stary na logotypy na ubraniach, influencerke, kalkulacje. Nie muszę nikomu nic udowadniać.

A jaki dostajesz feedback od osób ze Stanów, których zapraszasz na swoje płyty?

Mówię od razu – nie są to zwrotki wysyłane hurtowo do Europy (śmiech). Wszystko zaczęło się od Big Twinsa, który po otrzymaniu bitu i mojej zwrotki bez zbędnych słów wszedł w kooperację. Dodam tylko, że naszym numerze gościnnie pojawił się raper 1z2, który kiedyś grał w Warszawie z Endefisami support przed Mobb Deep. Ja wtedy pracowałem na budowie w stolicy i niestety nie mogłem pojawić się na koncercie. Dowiedziałem się o nim z plakatu, na który natrafiłem gdzieś na mieście. Historia zatoczyła koło i po latach spotkaliśmy się na jednym tracku z Twinsem. Można więc powiedzieć, że odbiłem sobie tamtą nieobecność (śmiech). Teraz przypomniała mi się pewna anegdotka z Big Twinsem.

Opowiadaj.

W tym dniu, gdy miał nagrywać zwrotkę, zadzwonił do mnie na WhatsAppie i powiedział, że mój link jest nieaktywny. Po chwili się zreflektował i dodał – „kurwa, u was jest przecież noc, przepraszam”. Odpowiedziałem tylko – „spokojnie, ja nie śpię, kiedy mam otrzymać zwrotkę zza oceanu” (śmiech). Kolejna anegdotka dotyczy zwrotki Eto. Swoją drogą, w kawałku pojawia się też Twins. Pracowałem wtedy z bratem w Holandii. Mieszkaliśmy we dwóch w garażu przerobionym na kawalerkę. O 1 w nocy, w środku tygodnia otrzymałem na maila wersy Eto. Szybko się ubrałem i wyszedłem na zewnątrz odsłuchać to, co mi nagrał. Słuchałem zwrotki do 3. Była jesień, a ja stałem w krótkich spodenkach i paliłem fajkę za fajką. Oczywiście o piątej musiałem wstać do pracy.

Skoro wywołałeś ten temat. Co myślisz o nagraniach, które w sposób hurtowy wysyłane są do Europy i w efekcie ta sama wrotka ląduje na „dziesięciu” różnych projektach?

Dla mnie to śmiech na sali. Nie chciałbym takiej zwrotki, nawet gdyby mi za nią dopłacili. Artyści, którzy piszą się na takie współprace oszukują samych siebie, bo przecież mają możliwość sprawdzenia z kim dogadują deal. Oczywiście współczuję tym raperom i producentom, którzy zostali oszukani przez ludzi ze Stanów, ale jeśli wiedzieli, że zwrotka jest dublem i świadomie weszli w taką kooperację to nieładnie.

Bierzesz na swoje płyty wszystkie zwrotki, czy jesteś wobec nich krytyczny?

Nie biorę wszystkiego, jak leci. Już dwa razy miałem sytuacje, że nie przyjąłem konkretnych zwrotek. Hus Kingpin do poważnego tematu kawałka podszedł w bardzo lakoniczny sposób, wstyd. Nie zaakceptowałem też zwrotki Tragedy Khadafiego, który nie poradził sobie z bitem. Podkład był specyficzny, offbeatowy, ale znając jego nawijkę, wiedziałem, że wejdzie w bit jak należy… myliłem się. Wiesz, to też nie jest tak, że zapraszam byle kogo, byle był ze Stanów. Zapraszam tylko tych, którymi się jaram, „nagrywam z tymi, których cenię, a nie z tymi, którzy są w cenie” – jak to powiedziałem kiedyś na płycie Endefisów. Za przykład niech posłuży Bub Styles, którego odkryłem przez przypadek, dał mi świetną zwrotkę, a później – jeśli się nie mylę – podpisywał się na współprace z Roc Nation. Taka sama sytuacja tyczy się Pro Dillingera. Miałem nosa.

Słyszałem kilka historii o tym, że raperzy podchodzą do współpracy w dość luźny sposób i na przykład zapominają ich nagrywać, kiedy pieniądze są już na koncie. Sztandarowym przykładem jest historia Peji i Rakima. Nie obawiasz się sytuacji, że ktoś cię przekręci na hajs?

Zdarzają się takie sytuacje, ale nie muszę o tym mówić. Na szczęście są MC, którzy podchodzą do pracy profesjonalnie. Przykładem niech będzie Planet Asia, do którego dopisałem się o 22:00. Wysłałem mu podkład i dostałem odpowiedź, że za kilka godzin będzie w studiu i to nagra. Następnego dnia po 9:00, kiedy pracowałem na zwyżce na wysokości 10 metrów, dostałem maila ze zwrotką. Katowałem ją cały dzień na telefonie.

Jakie jest twoje podejście do płacenia za zwrotki?

Kiedyś dziwiłem się, że można brać pieniądze za zwrotki. Uważałem, że przecież to pasja, miłość… Szybko jednak zdałem sobie sprawę, że jeśli płaci się za sesje w studiu, za producentów czy muzyków sesyjnych, to branie hajsu za zwrotki, jest czymś normalnym. Nie jestem ich ziomkiem z osiedla, a rap to ich pasja, ale i praca. Gdyby nagrywali tylko z miłości do rapu, to pewnie nigdy nie wyszliby ze swoją muzyką poza rodzinną dzielnicę. Należę do tych osób, które śledzą kariery legend i nieco młodszych zawodników, widzę ich nieustępliwość i ciężką pracę. Weźmy na przykład Flee Lorda (protegowany Prodigy’ego z Mobb Deep – przyp. Dusty), który w 2020 roku nagrał 12 albumów! Ci goście ciężko zapierdalają, nagrywając po 3-4 albumy w ciągu roku. Są zdeterminowani, ale i świadomi swoich umiejętności. Nie mam z tym problemu. Rozumiem to. Zapłata jest wyrazem szacunku, bo płacę za ich talent, poświęcony czas i chęć współpracy. Oni naprawdę mają, co robić i z kim nagrywać. Gdyby robili to tylko dla idei, to skończyliby w regularnej pracy albo na ulicy czy w pudle. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że ci goście zapisali tysiące kartek, nim udało im się wybić. Każdy, kto zapieprza, jest w stanie docenić ich prace, bo wie, ile to kosztuje wyrzeczeń, poświęcenia – czasem kosztem rodziny.

Domyślam się, że nadal będziesz podążał drogą współpracy z ludźmi ze Stanów. Możesz zdradzić, na co w najbliższym czasie możemy liczyć?

Po albumie „Kama Kamakazi” musiałem odłożyć na bok jedną gościnną zwrotkę zza oceanu. To z czasem zrodziło pomysł na większy projekt z gośćmi z USA. Mogę powiedzieć, że mam już prawie wszystkie zwrotki na dysku. W prawie wszystkich numerach mam po 3-4 gości. Płytę nazwałem Silence Killers. Jedynym gościem z Polski jest 1z2, którego będę zapraszał na swoje płyty do końca życia. Nad materiałem pracuje w swoim tempie. DJ Eprom już miksuje jakieś tracki. Pierwszy singiel pojawi się 15 października. Cała reszta niech na razie pozostanie tajemnicą.