Nim Fat Joe nazwał go swoim następcą, Ghostface Killah nawinął na jego płycie, a Ill Bill zaprosił go do wspólnego projektu, Nems musiał stoczyć prawdziwą walkę o przetrwanie w brutalnej rzeczywistość, którą zaoferowała mu nowojorska dzielnica Coney Island. To w tym leżącym nad Atlantykiem miejscu po raz pierwszy zetknął się z ćpaniem, handlem dragami, oszustwami i innymi mniejszymi lub większymi przestępstwami, za które można wylądować w ciasnej celi. I choć nie lubię tej całej narracji, „od zera do milionera” i „rap changed my life”, bo to zazwyczaj tania hiperbolizacja, to dziś zrobię wyjątek. Nems w wywiadach podkreśla, że rap wyrwał go z biedy i sprawił, że odnalazł swoją drogę. Po raz pierwszy rapowej adrenaliny doświadczył podczas bitw freestyle’owych, z których regularnie wychodził z tarczą. W międzyczasie podpisał umowy z Shady Records i Def Jam, ale ze współpracy wyszło niewiele, bo wracały do niego demony przeszłości przez które lądował w kryminale.
Prawdziwy przełom w jego życiu nastąpił, gdy pewnego dnia w 2021 roku, zupełnie przypadkiem, od niechcenia wypowiedział podczas live’u na Instagramie dwa słowa – „bing, bong”. Z czasem ludzie je podchwycili. Tekst stał się viralem (duża w tym zasługa programu Sidetalk). Hasło osiągnęło taką popularność, że zawędrowało aż do… Białego Domu. Jako że Nems od dzieciaka miał smykałkę do zarabiania pieniędzy, to oczywiście postanowił dokręcić śrubę i wydał własnym sumptem epkę o tym samym tytule. Znalazły się na niej remiksy, w których gościnnie pojawiają się – Busta Rhymes, Styles P i Fat Joe. Jego najnowszym wydawnictwem jest album „Rise of the Silverback”, którego próbkę możecie sprawdzić poniżej.